O życiu i teatrze w teatrze

rozmowa z Attilą Keresztesem

Teatr nie kreuje rzeczywistości. Jest cały czas autorefleksyjny i za to go tak bardzo kochamy. Szekspir miał wspaniały dar autorefleksji - i widać to szczególnie w "Hamlecie" - na temat swój i teatru... Autorefleksja jest w każdym moim przedstawieniu. W każdym spektaklu szukam definicji teatru, odpowiedzi na to, czym jest

„O życiu i teatrze w teatrze” – rozmowa z reżyserem teatralnym Attilą Keresztesem przed premierą „Hamleta” w Teatrze Wyspiańskiego.

Monika Gorzelak: Współcześnie obserwujemy odwrót od teatru literackiego. Teatr stał się sztuką autonomiczną, która nie ogranicza się do wyrażania znaczeń zapisanych w tekście, ale stwarza nowe i własne znaczenia. Rola i kwestia są często tylko pretekstem do pojawienia się na scenie. A jak jest w Pana „Hamlecie”? Jak ważne jest słowo w Pana przedstawieniu?

Attila Keresztes: W spektaklu wykorzystuję różne środki, w zależności od potrzeb. Jeśli pasują do danego aktu/ sceny, od razu je włączam. Myślę, że najważniejszym rekwizytem w teatrze jest sam aktor. I nie wierzę w tak zwany„teatr reżyserski”, czy „teatr autorski”, w którym reżyser twierdzi, że nawet bez aktorów jest w stanie stworzyć ciekawe widowisko. Dlatego bardzo się cieszę, że teatr stał się sztuką autonomiczną. Ale z drugiej strony, teatr nie może odrzucić innych dziedzin sztuki (w tym literatury) i tylko akceptując je może stworzyć ciekawe widowiska. Mam tu na myśli sztuki plastyczne, muzykę, literaturę, estetykę, filozofię etc.

Teatr dzisiaj coraz częściej sięga po estetykę performansu. A przede wszystkim po ciało – medium, które wzmacnia poczucie łączności widza z wykonawcą. Jak ważna jest indywidualna cielesność w Pana spektaklu? Na konferencji prasowej powiedział Pan, że na scenie umiera dziewięć osób z krwi i kości – dziewięć realnych, a nie fikcyjnych postaci…

„Hamlet” to sprawa indywidualna każdego twórcy. Zarówno reżysera jak i scenografa, kostiumologa czy aktora – ale każdego z osobna, indywidualnie. Każdy z nich musi wbudować w przedstawienie, w tę historię, swoją własną prawdę – to, w co sam wierzy. Oczywiście w ramach tej struktury, którą ja proponuję. Ale potrzebna jest do tego ta pojedyncza, indywidualna, subiektywna perspektywa. Według Zeamiego,* mistrza Wschodu, przeżycie sceniczne jest w siedemdziesięciu procentach realne. Jedynie dwadzieścia pięć procent to kontrola tego, co się przeżywa. I tę relację między rzeczywistością a fikcją aktor musi zbudować sam, i jeśli mu się to uda, wówczas dzieją się cuda.
 
Na konferencji prasowej powiedział Pan, że Szekspir jest przede wszystkim wielkim estetą. Czy w takim razie „Hamlet” w Pana reżyserii to kompletne dzieło sztuki, a potencjalny widz to odbiorca-kontemplator, poszukujący zawartych w nim już znaczeń?

Myślę, coraz częściej, że sztuka i dyskusje wokół sztuki nie są sprawą artystów. Hamlet ma przecież zawód – w Wittenberdze studiował filozofię. Podobnie Szekspir był artystą. Artysta, nie inaczej niż ślusarz czy stolarz, po prostu wykonuje swój fach. Jeśli twierdzi, że wykracza poza rzemiosło dla dobra sztuki czy z zamiarem stworzenia “dzieła” sztuki, to wyczuwam w tym fałsz.

Czy w takim razie „Hamlet” Attili Keresztesa jest wydarzeniem sztuki, w którym biorą udział wszyscy obecni (widzowie i wykonawcy), a jeśli tak, jaki ma to wpływ na strukturę spektaklu – na jego warstwę tekstową, muzyczną i wizualną?

Na konferencji prasowej powiedziałem, że Hamlet jest najbardziej sceniczną z postaci w sztuce Szekspira. To reżyser – reżyseruje przecież spektakl w „Hamlecie”. Co więcej, poza kontekstem teatralnym, także ucieka w teatr – wielokrotnie daje popis gry aktorskiej w relacjach z otoczeniem. Dlatego nasze przedstawienie dzieje się po prostu w teatrze. To sprawia, że scena wydaje się jeszcze bardziej sceniczna – dodatkowo akcentuje wizualny aspekt przedstawienia. W połączeniu z żywym człowiekiem, na i przed sceną (widzowie), instalacja na scenie przeistacza się w interaktywny performans. Pod koniec – mam nadzieję – spektakl przerodzi się w rodzaj happeningu. I bardzo chciałbym, żeby zaowocowało to wspólnym doświadczeniem, doświadczeniem, które będzie udziałem każdego, a mianowicie, doświadczeniem piękna w istocie aktora i piękna teatru samego w sobie. 

„Hamlet” to sztuka autotematyczna – na scenie jest mowa o scenie. Czy w „Hamlecie” poza teatrem uprawia Pan również swój własny metateatr?

Tak.

Czym jest, zatem, teatr? Dla Hamleta teatr to zwierciadło rzeczywistości. Czy dla Pana to także odbicie rzeczywistości czy może jakaś nowa, alternatywna rzeczywistość? 
 
Teatr nie kreuje rzeczywistości. Jest cały czas autorefleksyjny i za to go tak bardzo kochamy. Szekspir miał wspaniały dar autorefleksji – i widać to szczególnie w „Hamlecie” – na temat swój i teatru. Kiedy pada pytanie o to czy mój „Hamlet” jest współczesny, czy odzwierciedla współczesność, zwracam uwagę na jedną rzecz, a mianowicie, że w roli dwu grabarzy Szekspir obsadza klaunów. Bardziej współczesnym naprawdę nie mogę być. Załóżmy, że w jakiejś sztuce współczesnej, współcześnie napisanej, błaźni są grabarzami. Reakcja widza z pewnością będzie następująca: „nie będę oglądać tych współczesnych kretynizmów”. A przecież to napisał sam Szekspir. Autorefleksja jest w każdym moim przedstawieniu. W każdym spektaklu szukam definicji teatru, odpowiedzi na to, czym jest.

„Pułapka na myszy”, sztuka w sztuce „Hamlet”, ma poruszyć sumieniem królobójcy. I tak się dzieje w istocie: podczas spektaklu Klaudiusz przeżywa prawdziwy wstrząs. Czy Pana „Hamlet” ma podobne ambicje? Czy chce pan poruszyć sumieniem katowickiej publiczności i zafundować jej katharsis? A jeśli tak, jakiego rodzaju emocje i jaką energię chce pan uwolnić na widowni?

Oczywiście, że tak. Chcę osiągnąć to, co Hamlet „Pułapką na myszy”. Udzielając aktorom wskazówek, Hamlet instruuje: nie wolno wam zagrać niczego fałszywie – macie być naturalni. Bo teatr ma być odbiciem rzeczywistości. Podobnie ja chcę, żeby widzowie mojego spektaklu utożsamiali się z Hamletem i z jego problemami. Oczywiście lejtmotywem w „Hamlecie” jest morderstwo. Ale w czasach Szekspira temat zabójstwa spełniał taką samą funkcję jak klisze w operach mydlanych. Po prostu dobrze się sprzedawał. Poza tym, jednak nie zmieniło się nic.„Hamlet” zadaje wciąż te same pytania, które stawiamy sobie od wieków, i porusza w nas te same struny.

Kobiety w „Hamlecie” Szekspira nie potrafią funkcjonować w świecie bez mężczyzn – Gertruda w niespełna dwa miesiące po śmierci ukochanego małżonka poślubia jego “równie ukochanego” brata. Ofelia, z kolei, popada w obłęd po stracie Hamleta. A jakie są kobiety w Pana spektaklu? 

Wierzę w słabość ludzi, w słabość człowieka. Nie wierzę w siłę. Są słabi i jeszcze słabsi. Gertruda jest tak naprawdę jedyną kobietą w przedstawieniu. Ofelia się jeszcze nie liczy – nie jest kobietą, ale podlotkiem. Jestem przekonany, że Gertruda maczała palce w zabójstwie swego małżonka. Ale nie powodowała nią żądza władzy, tylko miłość. Była naprawdę przekonana, że gdy Hamlet-mąż umrze, jej życie stanie się lepsze i piękniejsze. Tym samym Gertruda zabija (rękami Klaudiusza) ojca swojego dziecka. Można powiedzieć, że zastawiła na siebie pułapkę, z której teraz usiłuje się wydostać. Właściwie, wszystkie postaci w sztuce wpadają we własne wnyki, z których nie mogą się uwolnić. Ponieważ każdy czyn w „Hamlecie” ma swoje następstwa i konsekwencje. I dlatego nie zajmuję się kwestią słabości czy siły budując postaci.

Na konferencji przyznał Pan, że Pana poprzednia realizacja w teatrze Wyspiańskiego - „Iwona, Księżniczka Burgunda”- jest w istocie parafrazą „Hamleta”. Co więcej, do pracy nad „Hamletem” zaangażował Pan ten sam zespół aktorów. Podobnie scenografię i kostiumy powierzył Pan tej samej ekipie. Czy nie obawia się Pan powtórki z rozrywki?   

Nie, nie. Oczywiście aktorzy obsadzeni są w tych samych rolach – jak u Gombrowicza Grzegorz Przybył grał króla, tak w „Hamlecie” gra Klaudiusza itd. Ale materia, na której się opieramy jest całkowicie inna. „Iwona…” to jest teatr pełen groteski i absurdu. To teatr formy. Sterylny. Natomiast „Hamlet” jest organiczny. Wykorzystuje inny materiał i inne środki wyrazu.

Zatem „być czy nie być”? Co na to odpowiada Hamlet w reżyserii Attili Keresztesa?

Myślę, że zdarzają się sytuacje, kiedy odpowiedź brzmi „nie być”… bo jeśli człowiek jest takim jakim widzi go Hamlet, jeśli rzeczywiście Hamlet ma rację, to odpowiedź raczej brzmi „nie być”. Ja wiem, że ta odpowiedź nie jest prawdziwa, że Hamlet nie ma tutaj racji. My nie żyjemy w czasach Hamleta, w czasach jego gwałtownego protestu i gniewu wobec Boga. W naszych czasach możemy dać inną odpowiedź.

*Zeami (1363 – 1433) – aktor, dramaturg, metodolog i teoretyk japońskiego teatru klasycznego No.

Monika Gorzelak
Dziennik Teatralny Katowice
14 stycznia 2012
Portrety
Ludwik René

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...