Obejrzeliśmy po raz ostatni

"Tango" - reż. Waldemar Wolański - Teatr im. A. Sewruka w Elblągu

Dwóch Arturów, dwie Alicje, dwóch Edków i dwie babcie Eugenie. Dwa Teatry, dwa spektakle, dwie narodowości i dwa języki na jednej scenie w tym samym czasie.

Słowem dwa „Tanga” Sławomira Mrożka w jednym. Tak wyglądało zielone przedstawienie „Tanga”, którego premiera miała miejsce w Teatrze im. Aleksandra Sewruka w 2004 roku. Po pięciu latach spektakl w reżyserii Waldemara Wolańskiego zszedł z afisza. Na pożegnanie obejrzeliśmy całość w odmienionej, polsko-ukraińskiej wersji. Można rzec, że obejrzeliśmy zielone przedstawienie, które jednocześnie było premierą.

W niedzielę, 27 września o godzinie 19.00 na „Dużej Scenie” w Teatrze im. Aleksandra Sewruka miało miejsce zielone przedstawienie „Tanga” w reżyserii Waldemara Wolańskiego. Pożegnanie miało niekonwencjonalną formę, ponieważ był to spektakl łączony. Oprócz aktorów z elbląskiego zespołu, zagrali aktorzy z Tarnopola. Całość została pomyślana i dopracowana przez Mirosława Siedlera, dyrektora Teatru im. Aleksandra Sewruka w Elblągu.

Przy tego typu eksperymentach zawsze istnieje ryzyko przekombinowania. Tutaj jednak nie było o tym mowy. Współpraca polsko-ukraińskiej obsady wyglądała rozmaicie. Niektóre sceny były dublowane (najpierw kwestię wypowiadali polscy aktorzy, a następnie ukraińscy), albo sceny odbywały się na zasadzie dialogu polsko – ukraińskiego (np. rozmowa polskiej Eleonory z ukraińską Alicją), inne miały charakter tłumaczenia symultanicznego ( np. sceny, w których grały babcie). Wszystkie te triki dawkowane były z umiarem, dzięki czemu widz się nie zgubił, ani też nie znużył go nadmiar tych wszystkich „atrakcji”.

„Tango” Sławomira Mrożka jest nam znane na tyle, że nieznajomość języka ukraińskiego nie stanęła na przeszkodzie w rozumieniu sensu kwestii. Zresztą, jak się mieliśmy okazję przekonać, język ukraiński ma wiele wspólnego z językiem polskim. Dodatkowo, dialogi były ułożone w ten sposób, że ich istoty można było domyślać się również z wypowiedzi polskich aktorów.

Scenografia była prosta, jednakże nie zabrakło  rekwizytów charakterystycznych dla mrożkowskiego „Tanga”: dziecięcego wózka, welonu i rzecz jasna katafalku. Muzyka w umiejętny sposób potęgowała emocje.

Spektakl był znakomitą okazją do porównania gry elbląskich aktorów z ich tarnopolskimi kolegami.

W polskiej obsadzie wystąpili ci sami aktorzy, którzy grali w „Tangu” Wolańskiego od premiery, a więc: Tomasz Czajka, Teresa Suchodolska- Wojciechowska,  Lesław Ostaszkiewicz, Maria Makowska-Franceson, Jerzy Przewłocki i  Mariusz Michalski. Wyjątkiem była Sawa Fałkowska, która gościnnie wcieliła się w postać Alicji.

Tomasz Czajka wcielił się w postać Artura. Była to rola dobrze dobrana do Czajki. Aktor pożyczył głównemu bohaterowi „Tanga” swoją fizjonomię inteligenta, miny, gesty, sposób poruszania się, a nawet własne charakterystyczne okulary. I taki rzeczywiście mógłby być Artur. Lecz nie brakowało momentów, w których widz mógłby mieć wątpliwości: czy na scenie widzi Tomasza Czajką grającego Artura czy Tomasza Czajkę grającego Tomasza Czajkę? Pojawia się też pytanie, czy aktor potrafiłby wyjść z siebie i dać swojej postaci cechy zupełnie różne od własnych? Czy doczekamy się Czajki wcielającego się na przykład, w postać totalnego głupca?

Jednak mimo tych wszystkich wątpliwości, Czajka bardziej odpowiadał wyobrażeniom Artura niż  tarnopolski aktor, który wyglądał komicznie w za dużej marynarce. Wprawdzie wymagała tego symboliczna scena, w której Edek ubiera marynarkę Artura. A, że ukraiński aktor grający Artura jest małej postury, a aktor grający Edka ogromnej, efekt jaki był każdy widział. Lecz chyba lepiej byłoby gdyby Edek ubrał za małą na siebie marynarkę (uwypukliłoby to symboliczny sens tej sceny), aniżeli Artur chodził w za dużej. Przez co wyglądał jak młodszy brat Artura, a nie jak Artur.

Ukraiński Edek, był to bodaj najlepszy Edek jakiego miałam okazję widzieć. Postura, mina, ospałość i tępota z jaką ten tarnopolski aktor grał Edka były niesamowicie wiarygodne. Przy nim nasz elbląski Edek (Mariusz Michalski) wyglądał raczej jak cień Edka. Michalski mimo, iż nie może narzekać na brak gabarytów, a przede wszystkim na bark talentu i umiejętności aktorskich (o czym może świadczyć chociażby ostatnia rola Lobkowitza w "Mein Kampf") w tej roli wypadł blado.

Obie babcie Eugenie (polska i ukraińska) były znakomite, każda w swoim stylu. W postać polskiej babci Eugenii wcieliła się Maria Makowska-Franceson. Była to babcia na wskroś nowoczesna, nie tylko dlatego, że miała na głowie kolorowego irokeza. Energiczna, żwawa i ruchliwa. A jednocześnie pokorna wobec młodszego pokolenia, czyli prawdziwa babcia Eugenia.

Teresa Suchodolska – Wojciechowska, jak zwykle, pełna seksapilu i kobiecego uroku potrafiła skupić na sobie uwagę nawet w chwili, gdy stanowiła tło. Oprócz kobiety-wampa, doskonale wcieliła się w postać Eleonory po „przemianie”. Pokazała kobietę, która wobec takiej, a nie innej okoliczności (ślub syna) musiała swój lateksowy czerwony kostium zamienić na mamusiną sukienką i korale i wcale dobrze się w tym nie czuła. Teresa Suchodolska – Wojciechowska razem z Marią Makowską-Franceson były swoistymi gajzerami energii podczas tego spektaklu.

Alicje, obie bardzo podobne do siebie. Nie tylko fizycznie (piękne, wysokie, szczupłe, o pięknych, długich błąd włosach), ale i pod względem kreacji postaci. Szczególnie było to widoczne w scenach dublowanych.

Ponadto dobrze został zgrany Stomil, w postać którego wcielił się Lesław Ostaszkiewicz. Była to postać  nieobecna duchem, mającą swój własny świat, w którym całą jego uwagę pochłaniają eksperymenty teatralne. Wycofany, roztargniony, zupełnie odstający od rzeczywistości.

Z kolei w rolę Eugeniusza wcielił się Jan Przewłocki. Była to postać niepozorna, ale wbrew temu co mogłoby się wydawać to właśnie jego tchórzostwo doprowadziło do przejęcia władzy przez Edka. Gdyby głośno poparł Artura, przeciwstawił się Edkowi to prawdopodobnie nie zobaczylibyśmy tryumfu głupoty.

Można się domyślić, że nie był to spektakl łatwy dla aktorów. Jednak widzowie nie odczuli ciężaru ich pracy, dzięki czemu mogli skupić się na fabule i po prostu dobrze się bawić.

Karolina Śluz
Elbląski Dziennik Internetowy
30 września 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...