Oberwanie dziury

"Strach" - reż. Małgorzata Wdowik - TR Warszawa

Motto: "Coś, o czym mówić nie wiadomo jak, ale można by o tym skamleć i dyszeć" (Michał Witkowski, "Lubiewo")

Czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Dalej zresztą nie widziałem, bo tego spektaklu po części nie widać! Ale co byś zrobił, żeby wytworzyć atmosferę grozy? Też byś zgasił światło. Widownia premierowa bardziej śmiała się niż bała, ale od tego jest tą warszawką, żeby być ponad "to", czymkolwiek "to" jest - jak gimbusy alfa siedzące zawsze w tyle autobusu na wycieczce szkolnej. Towarzystwo już obejrzało, już Wam nie grozi, chyba że na festiwalu.

Spektaklu trochę nie widać, trochę nie słychać, a trochę nie widać i nie słychać. Chciałbym powiedzieć, że nie wiem, o czym to jest. Wolałbym nie wiedzieć... Ale jestem normalnym, zwykłym neurotykiem i moje życie składa się głównie z bycia zesranym (Mamo, nie czytaj!), z bania się. Przedstawienie teatralne "Strach" byłoby mi znane z autopsji, nawet gdyby nie powstało.

Nie było tajemnicą, że aktorzy będą w maskach. Trochę szkoda tych operacji plastycznych, kosztownych naciągań i czyszczenia porów, żeby potem nie pokazać, choćby na ukłonach. Oczywiście żart! Dobromir Dymecki, Monika Frajczyk czy Agnieszka Żulewska ewidentnie nie korzystają z zabiegów w kierunku beauty.

Już macie wrażenie, że reca jest negatywna. Ale wcale! Podobało się, bardzo, choć nie było "fajnie". Spektakl działa jak mikrofalówka, jak promiennik kwarcowy, grzeje cię od środka, od flaków. Po to jest bez audio i bez video (czasem), oraz bez twarzy (stale), żeby być wszystkim, czym tylko chcesz, lub raczej: czym nie chcesz. Rzadko spotykany rodzaj widowiska: zrobione pod każdego. Bo minuta minie i sam się wygadasz, co cię najbardziej przeraża, ta pustka na scenie wyssie z ciebie lęki jak to brzydkie z wągra. Tak samo robi bogin w "Harrym Potterze i więźniu Azkabanu": jest właśnie tym, czym byś wolał, żeby nie był.

Ludki bez twarzy kupią się wokół zagłębienia w gruncie i nie mogą przestać. Gapią się w ten dołek "jak w objawienie, jak w zaćmienie słońca" ("Wojna polsko-ruska"). Jak dyrawcy, prawosławna sekta szukająca Boga w dziurach, do dziur się modląca, bo ich zdaniem Pan Bóg tkwi w szczelinach, w swym byciu gdzie indziej. A gdy się w końcu choć na chwilę odessają, wolałbyś nie. Powoli, jak pożar na horyzoncie, jak Hannibal Lecter, IDĄ NA NAS.

Są śmieszne momenty, ale które, dowiem się dopiero na drugim kiedyś tam oglądzie. Na premierze, jak mówiłem, śmiano się na odlew i momenty humoru zlały się w jeden długi całospektaklowy moment.

Tak zwane "kwestie" są w dużej części pozbawione składni i w ogóle nieartykułowane. Pojęcie "dramaturgii" już myślałem, że rozumiem, a tu znowu zmutowało, wyewoluowało. Anka Herbut jest na przykład dramaturżką tańca, a w "Strachu" Joanna Ostrowska - dramaturżką stęku. Nie mają co mówić, nawet miną nie nadrobią.

W obsadzie Piotr Trojan, aktor ze swoim fandomem, ale o małym zasięgu, o słabej emisji głosu. Wreszcie ktoś znalazł sposób na Trojana. Zasłonić twarz i włączyć mikroport: nic nie widać, wszystko słychać.

Maciej Stroiński
Przekrój
22 maja 2018
Teatry
TR Warszawa

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia