Oblicza ziemskich aniołów

Po Intymnych lękach Alana Ayckbourna, zrealizowanych przez Adama Orzechowskiego, Tomasz Obara sięgnął po Dar z nieba tego samego autora; i o ile pierwsza z inscenizacji nosi znamiona dramatu podszytego humorem, o tyle druga jest już tylko pogodną komedią na chmurne popołudnie.
Nie czyni to z niej lichego spektaklu: jest przyzwoicie zabawna, bez feerii gwiazd, ale i bez kompromitujących fragmentów. Ot, rozrywka masowa dla pochłoniętych pracą codzienną, chwila wytchnienia po tygodniowym pędzie do sukcesu. Zatem dzieli widz swój przeciętny wieczór z przeciętnymi bohaterami na przeciętnym przedstawieniu. Główni bohaterowie, Julie i Justin, to para trzydziestoletnich londyńczyków, niezależnych finansowo, mieszkających od niedawna razem, jednak jeszcze z zachowaniem obydwu mieszkań. Poznajemy ich w ferworze przygotowań do uroczystej kolacji, podczas której młodzi planują ogłosić rodzicom swoje zaręczyny. Dla obojga jest to wydarzenie z wszech miar stresujące, dlatego pragną zadbać o najdrobniejsze szczegóły, by nie zostać zaskoczonymi przez nieoczekiwane wypadki. Ale, jak to zwykle bywa ze skrupulatnie przygotowanymi uroczystościami, nic nie wypada planowo, a wpadkom nie ma końca. Na oczach widza powstaje teatr omyłek i nieporozumień, zamierzonych albo szczęśliwie na takie wyglądających... Początek splotowi zabawnych sytuacji daje pojawienie się w mieszkaniu tancerki, mieszkającej w sąsiedztwie, Paige, uciekającej przed władczą ręką swojego kochanka. W ślad za nią zjawia się rosły ochroniarz jej "opiekuna", Micky - mało przyjemny typ, mający za zadanie pilnowanie dziewczyny pod nieobecność gangstera. Justin nie jest w stanie pozbyć się nieproszonych gości przed przybyciem swojej matki i rodziców Julie, przez co przeplotą się perypetie przedstawicieli przestępczego światka i prawych poddanych Jej Królewskiej Mości. Zresztą komizm fabuły oparty jest przede wszystkim na różnicach klasowych między bohaterami: szybko orientujemy się, że wiodąca dwójka pochodzi z odrębnych warstw społecznych, przy czym, jako nowocześni przedstawiciele klasy raczej średniej, a tak naprawdę nie przykładający większej wagi do pochodzenia informatycy, dla których liczy się dzień dzisiejszy, wolni są od bagażu swoich drzew genealogicznych. Przynajmniej do czasu przybycia rodziców. Pani Lazenby przyjeżdża z prowincji, jednak nie jest zaściankową matroną ani przedstawicielką wiejskiej hołoty, tylko starającą się nadążać za biegiem świata kobietą jeszcze w kwiecie wieku (co prawda, ta ruchliwa pięćdziesięciolatka niekiedy wręcz zdaje się go nawet wyprzedzać, taka jest postępowa w swojej mini i z niewybrednymi komentarzami kierowanymi pod adresem kolejnych partnerek syna). Ten nadmiar nowatorstwa i przesadny luz wynikać jednak może ze słabości do "czegoś mocniejszego", czemu Arabella niestety nie potrafi się oprzeć, ale w jej kruchej i nad wyraz kokieteryjnej postaci jest to słabość czarująca. Urzeka nas rozbrajającym nieskoordynowaniem ruchów, pozbawioną agresji i pijackiej zapalczywości nieporadnością, połączoną z trudnością opanowania ruchów i okiełznania rozstrojonego ciała. Joanna Bogacka jest przepysznie wiarygodna w swojej roli, a jej postać urocza urokiem niesfornego dziecka. To chyba najtrafniej obsadzona z ról w tym spektaklu. Państwo Jobson to zupełnie inni ludzie: pruderyjni i z przesadną manierą, poszukujący w Justinie idealnego kandydata do ręki swojej najmłodszej córki. Tylko ona, uległa domowemu patriarchatowi, pozostała radością rodziców po skandalach, jakie zafundowały im jej starsze siostry. Życiowa partnerka pierworodnej, ani skośnooki mąż średniej, nie nadają się bowiem, w mniemaniu Dee i Dereka, na spadkobierców rodzinnej chluby w postaci sklepu z akcesoriami ogrodowymi, natomiast młody londyńczyk zyskuje ich przychylność i obietnicę dziedziczenia już za sam fakt swej "zwyczajności". Rodzice Julie-Ann to współcześni Dulscy - despotyczni i nieugięci w poglądach - są przewidywalni i nudni, a ich barwny wizerunek czyni, przynajmniej z głowy rodu, podstarzałego fircyka nie budzącego ani zaufania, ani szacunku. Jerzy Gorzko, nie wiedzieć, czemu kreujący w Wybrzeżu role beztroskich starszych jegomości, wypada w nich nieprawdziwie. Jego dostojna sylwetka i zacna twarz są raczej przeciwieństwem tego typu postaci, to pewnego rodzaju "marnotrawstwo materii" (jeżeli już pana Gorzko potraktujemy stricte przedmiotowo). Nie chciałabym odbierać aktorowi talentu komediowego, ani przyjemności płynącej z ról o mniej poważnym charakterze, niemniej mnie nie przekonuje jako król ogrodowych krasnali. Wanda Neumann przekonywać nie musi, gdyż jej rola jest tak mało ważna, zdominowana przez scenicznego małżonka, że jej wycofanie w jego cień, wydaje się być zamierzone, a nawet korzystne. W domu Jobsonów zdominowana jest także Julie, na potrzeby wizyty rodziców nawet przez narzeczonego tymczasowo przechrzczona na pasującą do rodzinnej tradycji dwuczłonową Julie-Ann. Jest to postać mało aktywna i całkowicie bezwolna w obliczu ojca, choć w kontaktach z Justinem wydaje się siłą decyzyjną. Zrozumiałe podenerwowanie ważnym wydarzeniem zaręczyn u niej osiąga rozmiar niemal paniki. Milcząca i zagubiona podczas spotkania na jedyną chwilę ekspresji pozwala sobie, walcząc (dosłownie!) o - do końca właściwie nie wiadomo - czy to swojego narzeczonego, czy poszanowanie majestatu rodziców. Kiedy wśród burzy i huku piorunów na balkonie pojawia się Paige, widz ma możliwość wyjścia wzrokiem poza pomieszczenie, w którym toczy się akcja. Dzieje się tak za sprawą ciekawie zaaranżowanej scenografii: przez cały czas za oknami majaczy zamglony Londyn, odcięty od nich Tamizą i strugami deszczu. Zabieg zrealizowany niebanalnie i dający efekt realizmu, a będący rozwiązaniem wciąż rzadko stosowanym w Teatrze Wybrzeże. A szkoda, gdyż o wiele ciekawsze wydają się losy bohaterów, gdy mamy okazję je śledzić na bieżąco, niż gdy postaci pojawiają się "znikąd" - zza drzwi, ścian, parawanów... Szczęściem oszczędzono publiczności widoku pokoju biesiadnego. Zubaża to spektakl o tyle, że widz zostaje wyłączony z jadalnianych wpadek towarzyskich, których byłoby pewnie co nie miara, przy założeniu, że przy stole narzeczonych faktycznie się mówi. (Co wcale nie jest takie oczywiste, przez wzgląd na "ogładę" państwa Jobson - wszak pełne usta nie sprzyjają konwersacji). Pora jednak porzucić domysły i przyjrzeć się temu, co w spektaklu wiedzie prym, czyli humorowi. Ten, typowo angielski, choć odżegnujący się od świetnych korzeni pythonowskich abstrakcji, bliższy raczej telewizyjnym produkcjom seriali familijnych, z całą ich spuścizną w postaci rzędu mało urodziwych latorośli o dziwnie zbieżnych imionach, z ceglanym szeregowcem, względnie innym "białym koszmarkiem", z czarnymi charakterami, które niosą postrach i zdziwienie niczym kosmici, w usmolonych butach, wchodzący do tej sielskiej krainy, burzący ład i spokój dnia powszedniego, darowanego, rzecz jasna, przez Pana. Humor przewidywalny, ale przyjemny, czasem nawet lotny. Nie nudzi, nie nuży, ale i nie wywołuje spazmów - masaż dla serca bez ryzyka zawału. Tragizm tylko jeden i tak ulotny, że prawie niezauważalny: wobec niespodziewanych okoliczności bohaterowie dokonują wyborów spontanicznych i w nich najczęściej dzielą pogląd podobnych sobie członków społeczeństwa. Dlatego ostatecznie tworzą udane relacje przede wszystkim z przedstawicielami własnej klasy, nie wychodząc poza obręb swojego środowiska i poziomu. To ponura część interpretacji, jednak jest i pozytywny wydźwięk: w finale wydaje się, że wszyscy, idąc za głosem serca, osiągają - na tę chwilę - satysfakcję. Może poza Julie, która od początku zdaje się wiedzieć, że "tylko niekiedy szczęście bywa darem, najczęściej trzeba o nie walczyć", ale też dowiaduje się, że nie każdy dar z nieba istotnie nim jest. Teatr Wybrzeże w Gdańsku Alan Ayckbourn "Dar z nieba" ("Role play") przekład: Małgorzata Semil reżyseria: Tomasz Obara scenografia: Anna Sekuła Obsada: Paige Petite - Justyna Bartoszewicz, Julie-Ann Jobson - Magdalena Boć, Arabella Lazenby - Joanna Bogacka, Derek Jobson - Jerzy Gorzko, Dee Jobson - Wanda Neumann, Justin Lazenby - Piotr Łukawski, Micky Rale - Zbigniew Olszewski Premiera: 3 czerwca 2007r.
Bernadeta Sobczyńska
Dziennik Teatralny Trójmiasto
17 stycznia 2008

Książka tygodnia

Hasowski Appendix. Powroty. Przypomnienia. Powtórzenia…
Wydawnictwo Universitas w Krakowie
Iwona Grodź

Trailer tygodnia