Obsceniczna wulgarność Mirandy

"Lubię być zabijana"-Teatr Studio Warszawa-44. Kontrapunkt

"Jedyną, realną walutą na tym świecie są kutasy (...)" - tego typu słowa padały z ust aktorki monodramu pt. "Lubię być zabijana", który można było obejrzeć w IX LO w Szczecinie podczas KONTRAPUNKTRU 2009.

Mała aula Liceum Ogólnokształcącego w Szczecinie. Publiczność dyskutująca o spektaklu „The Convent”, który przed kilkunastoma minutami skończył się. Jak już wcześniej zaznaczałam niejednokrotnie- spektakl wspaniały, dlatego też ciężko jest zdecydować się na milczenie. Na scenie- krzesło i mikrofon. Po lewej stronie siedzi blondynka z papierosem w dłoni. Obserwuje publiczność. W końcu Jej wzrok na tyle dobitnie wbija się w widownię, że rozmowy cichną.

Spektakl zaczyna się… . Aktorka rzuca kilka ordynarnych fraz dotyczących męskich i kobiecych intymnych części ciała. Po czym postanawia sprawdzić, czy widownia jest inteligentna, bo przecież aby zrozumieć żart trzeba być błyskotliwym, prawda? Podchodzi do jednej osoby z widowni i zadaje pytanie: „Ile jest 17* 23?” , po czym pana nie znającego odpowiedzi wyprasza z sali. Jednak widz nie chce wyjść, w zamian za to pierwsze opuszczają aulę trzy osoby. Są to pracownicy Uniwersytetu Szczecińskiego. Czyżby ordynarny ton naszej aktorki spotkał się z dezaprobatą? 

Teatr to nie jest spotkanie z widzami, lecz walka- tak twierdzi Miranda. Nie tylko słowami, ale również swoim zachowaniem zmusza kolejne osoby do wyjścia. Prowadzi nieustanną grę z publicznością, można by stwierdzić, że sprawdza jej wytrzymałość. Miranda wpycha sobie mikrofon do ust, rzuca się na scenie udając stosunek płciowy, dodatkowo wyobraża go sobie z jednym z widzów, szydzi z własności prywatnej, zabierając jednej z pań torebkę i publicznie wyciągając po kolei całą zawartość, do tego komentując niezgrabnie. Mistrzynią spontaniczności nie można jej nazwać. Jej żarty nie śmieszą mnie zupełnie, a anegdoty nudzą. Nawet ostra riposta i ordynarność powoli przestaje wzbudzać poruszenie wśród części widowni. Pozostali śmieją się, a ja siedzę i się zastanawiam: z czego? Szukałam plusów- nie znalazłam.  

Idąc do teatru nastawiam się na przeżycie, które coś wniesie, które ma jakąś wartość, które pozostawi po sobie refleksję, lub pozwoli mi dobrze się bawić przez czas trwania sztuki. Monodram Mirandy Piano poirytował mnie, a jedyny ślad, który pozostawił to niesmak. Z przykrością musze przyznać, że nie tego się spodziewałam. Może aktorka próbowała prowokować publiczność, a każda wychodząca osoba była jej osobistym sukcesem? – tego nie wiem. Jednak dla mnie monodram był kompletnie nietrafionym widowiskiem, który dodatkowo nieumiejętnie próbował obalić wszelkie etykiety i tematy tabu. „Lubię być zabijana”, czy lubię zabijać publiczność? Przedstawienie może być nowoczesne, ale ta nowoczesność, jaka by nie była i o czym by nie traktowała, powinna mieć klasę.

Podsumowując: gdy Miranda Piano gra- starożytni grecy wraz ze swoim teatrem w grobach się przewracają.

Izabela Makaruk
Dziennik Teatralny Szczecin
27 kwietnia 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...