Odczarowane Czarownice
Wydawało się, że Czarownice z Salem będą szczególnym spektaklem. Zrealizowane z okazji pięćdziesiątych urodzin i trzydziestolecia pracy dyrektora teatru - Piotra Dąbrowskiego. Będące odwzorowaniem spektaklu z zakopiańskiego Teatru Witkacego, gdzie Dąbrowski zaczynał. Zapowiadały się naprawdę ciekawie. Po obejrzeniu jednak mogę stwierdzić, że sztuce wyraźnie czegoś brakuje.Przez dwie godziny obserwujemy proces błyskawicznego tępienia czarownic, zdejmowania hańby i obrazy Bożej z amerykańskiego miasteczka Salem. Mechanizm jest prosty - grupa młodych dziewcząt, chcąc zatuszować swój wybryk, odpowiada atakiem na atak; oskarża miejscowe kobiety o pakt i współdziałanie z diabłem. Wielebny Harris (Marek Tyszkiewicz) wierzy im na słowo, zaczyna się więc wielki sąd nad czarownicami, gdzie rolę głównego oskarżyciela grają dziewczęta i ich wizje. Jedynym, który nie daje się szaleństwu, jest John Proctor (Piotr Dąbrowski), ostatni sprawiedliwy i rozsądny we wsi Salem. Skoro jednak on nie popiera procesu, to proces upomina się o niego. I tak koło się nakręca... Dziwna to sprawa, a trybunał nieludzki. Mamy w nim wielebnego Parrisa, żelaznego stróża moralności Salem, który z pewnością wysłałby wszystkich parafian na stos, gdyby to mogło uchronić ich od zepsucia. Mamy uosobienie biurokracji i wszechwładnej litery prawa - sędziego Danforda (Tadeusz Sokołowski). Jest jeszcze młody wielebny Hale (Bernard Maciej Bania), on jednak nie wytrzymuje atmosfery Salem i występuje spośród sędziów i tropicieli. Poza nimi zaś oczywiście dziewczęta - brnące w swoje kłamstwa, przebiegłe i diaboliczne. Procesowi owemu towarzyszą wielkie emocje; na jaw wychodzą stare historie, które niby zostały dawno zapomniane, ból jednak związany z nimi zniknął. To jedna z mocniejszych stron Czarownic...: ukazanie całej sprawy od emocjonalnej strony, skupienie się na uczuciach, rozterkach i losach bohaterów. Wiąże się z tym wyrazistość postaci - na początku bez problemu możemy określić, kto po jakiej stronie stoi, potem jednak, w miarę jak proces się rozrasta, określenie takie staje się coraz trudniejsze. Postacie jednak nie tracą nic ze swego kształtu. Mistrzowsko wręcz radzą sobie dziewczęta i pani Proctor (Ewa Palińska); trybunał wypada dobrze, czasem jednak trzej sędziowie wydają się gubić w swoich rolach. Na pozycję głównego bohatera wysuwa się John Proctor - postać zagrana dobrze, wzbudzająca pozytywne uczucia w widzach; aż wierzyć się nie chce, że ten człowiek mógł być rozpustnikiem. Można było spodziewać się czegoś więcej po spektaklu w kwestii tak zwanych efektów specjalnych. Temat czarów stwarza po temu okazje jak żaden inny. Czarownice... zaś są odegrane nader wiernie i realistycznie, choć przy niektórych scenach lepsze byłoby niedopowiedzenie zamiast nagiej rzeczywistości. Świetna jest, co spektaklowi trzeba przyznać, muzyka, wpisująca się idealnie w klimat purytańskiego miasteczka i grozę sytuacji. Gorzej jednak rzecz się ma ze scenografią - odwzorowanie scenografii zakopiańskiej nie zdało egzaminu na Podlasiu, okazała się ona zbyt minimalistyczna, jak na naszą sporawą scenę. Bohaterowie wydawali się czasem błąkać po prawie pustej scenie, co psuło efekt spektaklu. Sztuka Millera była napisana w akcie protestu przeciwko nagonce senatora McCarthy'ego na komunistów, która okazała się polowaniem na kozła ofiarnego. Andrzej Dziuk w zakopiańskim spektaklu pominął te wątki, koncentrując się tylko na studium emocji; tak samo uczynił też Dąbrowski; co jednak spektaklowi na dobre nie wyszło. Czasem bowiem zdarzają się w Czarownicach... takie momenty zastoju, kiedy widać wyraźnie, że to tylko fikcja, odegranie czegoś, nie zaś pełnoprawna rzeczywistość; akcja sceniczna szwankuje, a nie ma niczego innego, co poratowałoby wtedy spektakl i widza od nudy. Inna rzecz, że takie momenty zdarzają się raczej rzadko. Ogólnie spektakl nie jest zły - zagrany sprawnie, budzi czasem lekki niedosyt. Być może brakuje mu niekiedy drugiego dna, widoczniejszego odniesienia do rzeczywistości, czy niedookreślonej atmosfery magii, wydarzenia sztuki są zaś oddane za bardzo realistycznie, jak na taki temat; co jednak nie zmienia faktu, że Czarownice... dobrze się ogląda. Teatr Dramatyczny im. Aleksandra Węgierki w Białymstoku Arthur Miller "Czarownice z Salem" przekład: Wacława Komarnicka, Krystyna Tarnowska reżyseria: Piotr Dąbrowski scenografia: Ewa Dyakowska - Berbeka choreografia: Anna Steller - Welizarowicz muzyka: Jerzy Chruściński Obsada: Alicja Dąbrowska (gościnnie), Maria Daiksler (gościnnie) Krystyna Kacprowicz - Sokołowska, Magdalena Kiszko - Dojlidko (gościnnie), Anna Lamparska (gościnnie), Aleksandra Maj, Katarzyna Mikiewicz (gościnnie) Agnieszka Możejko, Ewa Palińska, Bernard Maciej Bania, Piotr Dąbrowski, Tadeusz Grochowski, Krzysztof Ławniczak, Rafał Olszewski, Sławomir Popławski, Tadeusz Sokołowski, Marek Tyszkiewicz, Franciszek Utko Premiera: 8.12.2007r.