Odkrywanie marzeń

Rozmowa z Michałem Znanieckim

Skupiłem się przede wszystkim na emocjach, na relacjach między postaciami. Troszeczkę rozbudowałem rolę ducha matki, który pojawia się w musicalu jako pomysł Eltona John'a. Pomyśleliśmy sobie, że jeżeli powstał już koncept ducha matki, to warto sprawić, aby matka Billy'ego pojawiła się na scenie. Postanowiliśmy pójść nawet o krok dalej i zbudować postać ducha towarzyszącego synowi w tańcu, co udało się znakomicie dzięki współpracy z Wiolą Białk - odtwórczynią roli rodzicielki przyszłego tancerza.

10 kwietnia w chorzowskim Teatrze Rozrywki odbędzie się polska prapremiera musicalu „Billy Elliot" w reżyserii Michała Znanieckiego. Ta wzruszająca i dramatyczna zarazem historia chłopca odkrywającego w sobie pasję do tańca, którą realizuje pomimo licznych przeciwności losu, dobrze wpisuje się w losy wielu śląskich artystów/tancerzy dokonujących wyboru pomiędzy realizacją marzeń, a wypełnieniem rodzinnej tradycji i podjęcia pracy w kopalni.

Z Michałem Znanieckim, reżyserem musicalu „Billy Elliot" zrealizowanym w Teatrze Rozrywki w Chorzowie rozmawia Magdalena Mikrut.

Magdalena Mikrut-Majeranek: Dlaczego podjął Pan pracę przy realizacji „Billy'ego Elliota" w Teatrze Rozrywki?


Michał Znaniecki: Swego czasu otrzymałem propozycję, aby zrealizować ten musical w Budapeszcie, w Buenos Aires, ale powiedziałem: zacznijmy od Chorzowa, gdyż jest to miejsce, w którym po prostu trzeba wystawić ten tytuł. Walczyliśmy sześć lat, ale finalnie udało się. Pomysł zrealizowania musicalu „Billy Elliot" na Śląsku pojawił się dawno temu, kiedy podjąłem współpracę z Teatrem Rozrywki jako zaproszony gość, czyli osoba z zewnątrz. Kiedy poznałem tutejszych ludzi i ich historie oraz ich energię, wiedziałem, że jest to idealne i zarazem jedyne miejsce do wystawienia musicalu, ponieważ to tu mieszkają tancerze, których losy są podobne do losów Billy'ego, wychodzą z podobnych sytuacji rodzinnych. Co więcej, żywa jest tu tradycja teatru kopalń, życie toczy się wokół kopalni, które są dziś rewitalizowane i przemieniane w centra handlowe, instytucje kultury.

Otrzymali Państwo prawo do wystawienia musicalu na licencji non-replica, czy ułatwiło to pracę nad musicalem czy wręcz przeciwnie?

Nie zdecydowałbym się inną licencję niż non-replica. Nie interesuje mnie jako reżysera i producenta kopia, ponieważ nie sprzyja twórczym rozwiązaniom.

„Billy Elliot" to musical, który zrobił międzynarodową karierę. Grany był m.in. na West Endzie. Czym wyróżnia się chorzowska realizacja? W czym jest lepsza? A w czym może ustępuje miejsca angloamerykańskim interpretacjom?

Chorzowski „Billy Elliot" różni się od innych realizacji wszystkim. Jako, 
że otrzymaliśmy zezwolenie na zrealizowanie musicalu na licencji non-replica nie możemy niczego kopiować. Nie jest to kopia ani broadwayowska ani westendowska, koreańska,
czy z Sydney. Zabroniono nam powtarzania jakiegokolwiek konceptu inscenizacyjnego, dzięki czemu możliwe stało się stworzenie oryginalnego, wzruszającego musicalu. Skupiłem się przede wszystkim na emocjach, na relacjach między postaciami. Troszeczkę rozbudowałem rolę ducha matki, który pojawia się w musicalu jako pomysł Eltona John'a. Pomyśleliśmy sobie, że jeżeli powstał już koncept ducha matki, to warto sprawić, aby matka Billy'ego pojawiła się na scenie. Postanowiliśmy pójść nawet o krok dalej i zbudować postać ducha towarzyszącego synowi w tańcu, co udało się znakomicie dzięki współpracy z Wiolą Białk - odtwórczynią roli rodzicielki przyszłego tancerza. Natomiast z Robertem Talarczykiem skupiliśmy się na zbudowaniu roli ojca- wdowca, który pozostał sam z dwoma synami. Warto podkreślić, że zbudowanie kontekstu rodzinnego interesowało mnie znacznie bardziej niż zbudowanie kontekstu społecznego. Istotną postacią przechodzącą wewnętrzną metamorfozę jest też pani Willkinson, która ze zblazowanej, sfrustrowanej kobiety mieszkającej na prowincji nagle odkrywa, że znowu jej się chce uczyć i, że może rozbudzić marzenia dzieci. Każda postać występująca w musicalu zbudowana jest z krwi i kości. Ważna jest kwestia emocji. Nie chciałem powielać schematów obecnych w innych realizacjach, czego przykładem jest babcia cierpiąca na Alzheimera, czy górnicy. Po wielu filmach i programach przedstawiających osoby chorujące na Alzheimera i uświadamiających problem związany z tą chorobą, nie chciałem przedstawić nestorki jako postaci groteskowej, czy komediowej. Z uwagi na szacunek dla miejsca, w którym musical jest realizowany i dla ludzi mieszkających na Śląsku, nie mogłem sobie pozwolić na komiczne przedstawienie górników. Starałem się unikać stereotypów, które są uwypuklane w zachodnich realizacjach „Billy'ego Elliota". To wzruszająca historia, a nie tylko świetnie skrojony spektakl musicalowo-farsowy.

Historia tytułowego bohatera osadzona jest w realiach podobnych do tych obecnych na Śląsku, czy w scenografii, w warstwie językowej obecne są jakieś nawiązania do Śląska?

Bezpośrednich nawiązań do Śląska nie ma, ponieważ nie jest to konieczne. Pewne sytuacje są tak oczywiste, że nie trzeba tu nic więcej dopowiadać. Nie używamy gwary śląskiej, nie zmieniamy imion. Takie zabiegi inscenizacyjne nie są wymagane, ponieważ kontekst jest oczywisty i czytelny, a przy tym musical pozostaje uniwersalny. Większość sytuacji przedstawianych w musicalu jest nam bardziej bądź mniej bliska.

Historia Billy'ego nie należy do najszczęśliwszych, a jego życie stanowi dobry materiał na melodramat. Czy zatem możemy liczyć na szczęśliwe zakończenie?

Dyskutujemy jeszcze nad finałem. W oryginalnym libretcie historia kończy się na powrocie po strajku do kopalni. W naszej wersji musicalu kiedy strajk dobiega końca, ludzie wracają do kopalni, lecz wiemy, iż i ta kopalnia została wkrótce zamknięta, a tego nie ma
w musicalu. W mojej wersji autorskiej dorosły już Billy powraca do już opuszczonej kopalni, a tym samym zostaje płomyk nadziei i symbol tragedii, która dotknęła to miejsce.

Podczas konferencji prasowej stwierdził Pan, że w Polsce nie ma tradycji „trenowania" dzieci od najmłodszych lat, w związku z czym trudno jest znaleźć dzieci wszechstronnie uzdolnione, które tańczą, stepują, śpiewają i mają przy tym piękną dykcję. Jak zatem wyglądały poszukiwania idealnych odtwórców głównej roli Billy'ego Elliota?

W Polsce faktycznie nie ma tradycji śpiewania chóralnego w domach, rodziny nie śpiewają. Natomiast jeżeli chodzi o taniec, to dzieci mają z nim do czynienie wyłącznie w postaci rytmiki prowadzonej w przedszkolach i szkołach. Chłopcy najczęściej chodzą na judo lub karate. W szkole nie ma już muzyki, nie kładzie się nacisku na umuzykalnienie dzieci. Są to sytuacje, które nie sprzyjają budowania tradycji zespołowego ćwiczenia, doskonalenia swoich umiejętności. W przeciwieństwie do Polski, w Hiszpanii funkcjonuje tradycja rodzinnego śpiewania- tam śpiewają wszyscy w swoich domach, a w Polsce najczęściej podczas zakrapianych imprez. Znalezienie odtwórców dziecięcych ról było rzeczywiście problematyczne. Wiedzieliśmy, że nie znajdziemy tłumów dzieci, które tańczą, śpiewają, stepują. Trzeba było odkryć w nich potencjał.

Jak Pan sądzi, dlaczego tak się dzieje? Czemu kształtowanie i rozwijanie umiejętności taneczno-wokalnych w Polsce nie ma charakteru powszechnego?

U nas dzieci uzdolnione są, ale trzeba to odkryć, jak robi to pani Willkinson. W Polsce celuje się w indywidualność. Rodzice starają się zmusić swoje dzieci do zrobienia kariery, starają się doprowadzić do wykreowania uzdolnionego indywiduum. Nie dąży się np. do stworzenia jakiegoś chóru, grupy uzdolnionych dzieci. Jeżeli już wkłada się wysiłek w rozwój ruchowo-wokalny dziecka, to robi się to, aby wygrać jakiś konkurs w telewizji. Natomiast na zachodzie czyni się to w celu rozwoju osobistego dziecka.

Jak przebiegały poszukiwania dzieci do musicalu?

Dążyliśmy do znalezienia dzieci, które mają pewne dyspozycje do tego, aby się uczyć nowych umiejętności. Oczywiście musiały posiadać jaką bazę, czyli mieć na swoim koncie występ w jakimś spektaklu, albo śpiewają, tańczą czy grają na instrumentach, jak nasi dwaj główni bohaterowie: jeden z nich na skrzypcach, a drugi na trąbce. Szkoły baletowe nie sprawdziły się jako baza do rekrutacji dzieci.

Zrealizowali Państwo otwarty casting?

Tak, był oczywiście casting. Szukaliśmy też dzieci z talentowych konkursów telewizyjnych jak np. „Mam talent", jednakże, okazało się, że dzieci, które wygrały konkursy albo są chore, albo za dorosłe, bądź straciły swoje talenty. Istotnym kryterium decydującym o wyborze członków zespołu okazało się zdrowe podejście rodziców do debiutu, czy artystycznej kariery swoich dzieci, ponieważ praca w teatrze jest trudna i bardzo absorbująca. Nie jest to chwilowe zajęcie, ale dwuletni angaż.

Jak długo trwały prace nad realizacją musicalu?

Przygotowania trwają od listopada, więc to stosunkowo niedługo, ponieważ w realizacjach amerykańskich, czy angielskich dzieci szkoli się przez około półtora roku. W tym czasie nie uczestniczą w zajęciach lekcyjnych w szkole. My nie możemy sobie na to pozwolić z uwagi na polskie prawo. Nasi młodzi artyści są w wieku od 6 do 12 lat, chodzą do szkoły, albo mają indywidualny program nauczania. Dzieci uczestniczyły w licznych warsztatach, podczas których pracowały pod okiem specjalistów od tańca, wokalu, stepu, akrobatyki.

Czy dzieci występujące w musicalu mieszkają na terenie Śląska?

Tak, pochodzą z Katowic, Zabrza, Gliwic, Chorzowa. Jedna z dziewczynek, odtwórczyni roli Debbie dojeżdża co prawda z Krakowa, ale jest bardzo zmotywowana, aby brać udział w realizacji musicalu.

Czy „Billy Elliot" ma szansę odnieść sukces na Śląsku? Jeżeli tak, to dlaczego?

Ten musical na pewno wypełnia sale teatrów na całym świecie. Wiem, że i w Chorzowie bilety są już sprzedane. Należy sobie zdawać sprawę z tego, że „Billy Elliot" nie może być wystawiany codziennie, ponieważ Teatr Rozrywki jest teatrem repertuarowym. Mam nadzieję, że publiczność wzruszy się na tyle, że będzie wracać. Musical jest nie wątpliwie hitem, ponieważ jest wzruszający, mówiący o nas i dotykający nas, a nie jest wyłącznie maszynką do robienia pieniędzy.

Czy scenografia musicalu będzie obejmowała wykorzystanie nowych mediów?

Oczywiście. Po obu stronach sceny znajdują się telewizory, ekrany, na których będziemy wyświetlać materiały archiwalne pochodzące z lat 80-tych, prezentujące m.in. manifestacje, bójki, strajki górnicze. Wykorzystanie projekcji pozwoli na stworzenie ciekawego połączenia świata, o którym zapominamy z tym aktualnym. Łączymy projekcje z nieco abstrakcyjną scenografią, otrzymując interesujące efekty wizualne, jak np. taniec z cieniem. Dzięki scenografii publiczności będzie łatwo przenieść się w miniony czas. Intrygującym pomysłem jest podświetlenie krat i węgla ledami. Wprowadza to kolor do szarego świata hałd. Kolor pojawia się także w momentach tańca Billy'ego. Kiedy tańczy, w marzeniach przenosi się do zupełnie innej rzeczywistości, swojego wyśnionego, idealnego świata. Trzeba pamiętać o tym, że musical opowiada o konieczności odkrycia w sobie marzeń. Musimy je w sobie odkryć i dążyć do ich realizacji. Pomimo faktu, iż opowiada on o dramacie utalentowanego tancerza, daje iskrę nadziei na to, że własny los można, a nawet trzeba odmienić na lepszy.

Michał Znaniecki - reżyser, dramaturg, scenograf i pedagog. Studiował na Uniwersytecie w Bolonii. Zadebiutował w mediolańskiej La Scali mając zaledwie 24 lata i był najmłodszym w historii reżyserem debiutującym w tym teatrze. Autor ponad 190 spektakli, pracuje na najważniejszych scenach operowych całego świata. Wyspecjalizował się w megaprodukcjach plenerowych. Szczególne miejsce w dorobku artystycznym zajmują projekty teatralne, edukacyjne i angażujące grupy wykluczone społecznie. Współpracował z największymi nazwiskami świata opery i teatru. Był jednym z najmłodszych dyrektorów Opery Narodowej w Warszawie i Opery Poznańskiej. Założyciel Festival Opera Tigre w Argentynie.

Magdalena Mikrut-Majeranek
Dziennik Teatralny Katowice
10 kwietnia 2015

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...