Odlot na raty

"Haj" - chor. Tomasz Bazan - Teatr Maat Projekt

Do Sali Widowiskowej Centrum Kultury weszłam z lekkim niepokojem, bo zaopatrzona w kartkę z informacją o "wyjściu poza klasycznie rozumiany teatr" i o tym, że poczuję, "na czym polega podróż psychodeliczna". Czyżby wymagano od garstki widzów (widownia to maksymalnie piętnaście osób) zaangażowania więcej niż dwóch zmysłów?

Scena pierwsza: projekcja na suficie. Zdejmujemy buty, kładziemy się na materacach ułożonych w kręgu, a nad głowami wyświetlają nam filmowy monolog. Nasz przewodnik odbywa właśnie podróż przez zimowy Lublin i opowiada historię LSD. Zaprasza, by do niego dołączyć. Uspokajam się, jest całkiem... zwyczajnie.

Scena druga: światło, techno, epilepsja. Kazali wstać - wstaliśmy, nałożyć buty - nałożyliśmy, usiąść na krzesłach - usiedliśmy. Każdy ma przed sobą pionową świetlówkę, a pod ręką ciemne okulary i zatyczki do uszu. Światło gaśnie, pojawia się półnagi tancerz, porusza się wokół konstrukcji, również skleconej ze świetlówek, ustawionej na środku sali. Zaczyna się właściwy haj - mocne, migające światło, głośna, dudniąca muzyka, a przed nami wyginająca się w dramatycznych, wręcz epileptycznych drgawkach sylwetka. Nagle wszystko się kończy. Tak po prostu. Zapala się światło. Chyba wypadliśmy z transu.

Scena trzecia: upał w piwnicy. Niewielkie pomieszczenie wypełniono piaskiem, ściany i sufit oklejono złotą folią termiczną. Ponoć mamy się poczuć jak na plaży. Tak, jest gorąco Siadamy na przygotowanych ręcznikach, z głośników za nami płynie - nie, raczej wysypuje się - psychodeliczna muzyka. Przed nami noga - długa, naga, bez wątpienia kobieca, w bucie na szpilce. Za nogą wychodzi cała postać: performerka w stroju kąpielowym, z doczepianymi długimi, czarnymi włosami - nie tylko na głowie... Kobieta wygina się w rytm niepokojących dźwięków, później zaczyna czytać tekst, krzyczeć, ale co chce osiągnąć, przekazać? Trudno stwierdzić. A my dowiadujemy się od twórców, że skończy, gdy sobie pójdziemy. Więc wychodzimy.

Scena czwarta: wycieczka za miasto. Bus wywozi nas - gdzie? Tego nikt nie wie. Muzyka bynajmniej nie jest już psychodeliczna - to swojskie kawałki z Radia Zet. Widzowie rozmawiają, piszą SMS-y, po haju nie został nawet ślad. Chyba jesteśmy sami - aktorzy zostali na podziemnej plaży. Kierowca dowozi nas do ustawionych rzędem krzeseł, gdzieś nad wodą. Ach tak, te krzesła pokazywał nam przewodnik w filmie, na samym początku. A więc dotarliśmy.

Gdzieś daleko jest Lublin, teatr, artyści, którzy chyba trochę pogubili wątki, zapędzając samych siebie w ślepą uliczkę pomieszanych bodźców. Nad nami rozgwieżdżone, zimowe niebo

Odlot? Haj? Mam swój prywatny kosmos. Nad głową.

Teresa Kmieć
Lubelska Gazeta Teatralna Proscenium
7 kwietnia 2016

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...