Odnaleźć w Weselu Stanisława Wyspiańskiego mity greckie i Dionizja – oto przedsięwzięcie!

„W E S E L E" - Wyspiański - Malczewski - Konieczny - reż. Włodzimierz Staniewski - OPT Gardzienice

Od dwóch dekad teatr Gardzienice obficie czerpie z tekstów starogreckich. Efektem szereg słynnych spektakli – esejów scenicznych.

Włodzimierz Staniewski biorąc się za Wesele szuka w nim tego, co najbardziej palące i uniwersalne zarazem. Resztę usuwa. Wątki polskie, ukraińskie i żydowskie splata z muzyką Zygmunta Koniecznego i malarstwem Jacka Malczewskiego. Sublimuje sens.

/Dominik Gac/

Nota reżyserska
Motto: Zeus i Pan Bóg mieszka w niebie,
przedsię obaj są u siebie.
Wesele - Stanisława Wyspiańskiego (1869 -1907).
Beckett (1906 -1987) to nie jest.
Ibsen (1828 -1906) też nie.
Oszczędnością nie grzeszy.

Nagwazdrane niemożebnie.
Rymy, rytmy, rymowanki, rzesza ludu, gwar, hałasy, duchy, zwidy... (takie czasy?).
Styl florealny (stile floreale), ornamentalny. Z ciągłym sobie przerywaniem.
A szkoda, bo gdyby Wyspiański za Ibsenem, którego wielbił, poszedł tak jak później Beckett - może Wesele wojowałoby dziś po świecie.

Zakażenie słów wyobraźnią malarską?

Borowy pisał: Wyspiański only brought out the most essential traits, but in these traits there is a masterly précision of design and an impeccable sense of construction.

Porównuję szkice Wyspiańskiego (zauroczonego sztuką japońską) ze szkicami Hokusaia (1760- 1849), od którego po raz kolejny nie mogę się oderwać. Teraz w British Muséum.

I nie potrafię uwolnić się od unieszczęśliwiającej myśli, że masterly précision oznacza coś sakramentalnie innego w polskim i w japońskim wydaniu.

I znów mnie Pokusy jak Erynie szarpią, żeby Wesele zedytować, wybrać essential traits, w kompozycje haiku ułożyć, w japońskim stylu wystawić, z impeccable sense of construction.

Znaczy - ulepszyć i światu jako majstersztyk dyscypliny, myśli i konstrukcji pokazać.

Całego tekstu Wesela zagrać dziś nie sposób.

Nie można. Nie godzi się.

Dlaczego?

Dlatego, że byłoby to z wielką szkodą dla Poety.

Wszak Poetą byl Wyspiański, tak jak greckich tragików poetami (a nie dramatopisarzami) nazywano.

Poety prawem jest operowanie językiem metafor, sentencji, symboli, odniesień, analogii, rytmem i... rymem (niestety).
co my rozumiemy przez prozę,
przetapia się na dźwięk, rymy
i że potem z tego idą dymy
Poeta język przesila.
Nie chce nas wszelako po manowcach wodzić, chce zadawać celne sztychy.
Myślisz - że się trupy odświeżą
strojem i nową odzieżą -
a ty z trupami pod rękę
będziesz szedł na Ucztę-mękę...
Te sztychy — prawda - nas dotykają (jeśli się je już wyłowi ze słownej megafonii).
Ale czy ranią, jak na przykład Anglików (i całą ludzkość) rani Szekspir, wynaturzenia natury ludzkiej odsłaniając i pokory wobec historii i wszechświata ucząc?

Wszystko inne to zaróbka - massa tabulettae; słowa, słowa, słowa. Maniera tamtych czasów.

Po co niby dziś ze sceny ględzić, gadać, nawijać?

Dla teatralnej zabawy, scenicznego majstersztyku?

To tak, i owszem, i jak najbardziej.

Ale wtedy to tylko forma; teatralna architektonika i pęd, lekkość, muzyczność, dynamika... szum, rumot, tupot, kręcenie, wrzawa, wir, krasę wstążki, pawie pióra, kierezyje... cyrk - wodewil.

Satyra.

Wyspiański zdarł brudną szmatę z duszy pokolenia i ukazał się zatęchły, śmierdzący, zarobaczony trup. Wyspiański powtórzył, że jesteśmy narodem papug, pawi, „dziennikarzy", erotomanów, szaleńców, zawadiaków, głupców i komediantów (...) Potem miałem momenty zdecydowanej nienawiści do Wyspiańskiego za to półmroczne, niedomówione, a tak bezgraniczne wyszydzenie i zdeptanie tych biednych czasów, w których wszyscy gnijemy - Adolf Neuwert-Nowaczyński, 1901.

Czytam tę i inne relacje z 1901 roku i oczy przecieram. Czy to tylko frazeologiczne pozerstwo ówczesne? Czy jednak Wesele rzeczywiście jest jedynie tanim pamfletem na grajdól, w duchu Gogola (1809-1852), tyle że rozlanym, z paradą postaci i zjaw, które są tak sportretowane, iż nas dzisiaj mało lub zupełnie nic nie obchodzą.

Brak formy, oczywistość i... kompulsywny chichot.

Szopka.

A sens? Sens się gubi.

Tymczasem Wesele strasznie poważnym autorytetem historia nasza obdarzyła.

Więc i w imię historii i dla ciężaru gatunkowego Poety trzeba walić głową w mur żeby kwintesencj ę powagi w utworze scenicznym podać.

A tu szopka, pamflet, satyra, kabaret - jasełka i lajkonikowa śpiewogra.

Rymy „górne i durne", namnożenie teatralnych różności wszelakich...

Piąte przez dziesiąte... I emfaza i nadęcie, pouczanie, łajanie, bajanie, besztanie, śledzenie, przerywanie...

I gdzie sens? Sens się wciąż gubi.

Slowo-toczność. Obłęd jakiś...

Tak, to obłęd. Jest to utwór o obłędzie, choć lepiej powiedzieć - o oblędności(ileż znaczeń wtym słowie!).

Wesele postawione na obłędzie! Na żadnej tam pijackiej demencji, na żadnym delirium! Wesele jako studium obłędu, manii, studium zaburzeń urojeniowych! Co za temat! Arcypolski, ale Polskę i Polaka przekraczający... Globalny!

Myślałem o takim wariancie. Nie udźwignąłbym. Ani ja, ani aktorzy. Za dużo bólu, cierni i cierpienia.

I prawdy, za dużo prawdy.

Nie wytrzymalibyśmy, pękali jak kasztany na ognistych węglach.

Na obłędzie świat stoi. Przekracza dziś wszelkie granice ryzyka.

Nie dośćże?

Teatr ma generować Nadziej ę.

Więc gdzie jest sens? Sens się wciąż gubi.

Czy się tym Poeta chlubi?

Nie - wstyd mu, za żart się chowa.

Patrzaj-ze - pijana głowa.

Polski wymyk.

Nie dorobi, nie doniesie.

Karetą z diabłem po lesie,

Przez jakiesi murowane miasta...

Swojska czkawka.

Choć... ta pierś, to serce, Polska!

Mocno ściska.

Gorset pęka.

I szydzić się człowiek lęka.

Wra-zić by- chcioł -wrę-kę żyrdź...

Sensy poukrywane, potopione, poskręcane... wyłowić trudno. Toń, w której Poeta je potopił ani głęboka, ani przezroczysta. Mętna jakaś...

Żeby sensy sensownie się wyrażały, trzeba je od postaci oddzielić i oddać godność czystej poezji. Aby Poezja była boginią. Oddzielić od Jaśków, Czepców, Maryś, Gospodyń, Wojtków, Isi... (Czepca zostawić!).

I zaśpiewać. J ak homeryccy aoj dowie (tak - trzeba lutni Homera).

Wybrać to tylko, co u Eurypidesa nazywa się gnoma - sentencje.

Był Poeta eurypidejczykiem z najgłębszej głębi swoich marzeń i ambicji, czy nie był?

Był! Zgodny chór odpowie.

Tkwił Poeta w prawiekach, czy nie tkwił?

Tkwił, znów chór zawoła.

I jak Eurypides miał Arystofanesa, tak Wyspiański - hrabiego St. Tarnowskiego. Wedle proporcji.

Ja chcę stworzyć to, czego nie ma i czego spodziewać po nikim nie mam żadnych danych. Ja chcę stworzyć operę polską, którą Moniuszko ledwie rozpoczął. Ja chcę ją prowadzić w obmyślanej przeze mnie całości muzycznej i szczegółach. Wszystkiego tego, czem rozporządza dzisiaj opera przeciętna tak w instrumentacjijak i w śpiewach nie chcę i nie życzę sobie stanowczo - rzecze Poeta.

No nie, Panie Wyspiański! Dialogo della musica antica e della moderna (1581) Vincenza Galilei - nie znać Pan nie mógł, skoro od młodości zajmowały Pana systemy i teorie muzyczne (Dodajmy, że Wyspiański bylorganizacją niezmiernie wrażliwą na muzykę - Boy-Żeleński). Jak się tak jak Pan w Antyku tkwi, to ducha i obmyślenie z Cameraty florenckiej brać się winno, to muzyce tak trza grać żebyją na Piekło stać.

W innym wypadku - klapa, Panie Stanisławie, tak jak w 1916 r. z operą Rostworowskiego do Pana Wesela.

(Chwała Bogu, że tego nie dożył).

Przynajmniej Akt I jest dionizyjski z ducha antycznych dionizjów i to jest oczywista oczywistość.

Resume i Adieu; przejechać się po Weselu w manierze Tarnowskiego - łatwo; pod polityczne zapotrzebowanie skroić, jak chciał onegdaj Wyka i Puzyna - taniocha; kabaretowe hopsztosy na Weselu wyczyniać - to teatralny samograj; z napuszoną, dydaktyczną powagą, na patriotyczną nutę, muzealnie Wesele wystawić (koniecznie z posągiem Piłsudskiego zamiast Dionizosa na proscenium) — nudy na pudy, teatralna pasmanteria, historio-folkowa turystyka, historyczno-społeczne anachronizmy.

Król Ubu a rebours, rzecz w Polsce, której nie było, nie ma i nie będzie.

Cudzoziemiec nic nie złapie.

Czy to ważne? Bardzo ważne!

Uzyskanie przez „swojskość" („naszość") certyfikatu uniwersalności to gwarant istnienia w kulturze powszechnej. Swojskość zaś coraz niżej „zeswojszczona" to droga do kulturowej degeneracji.

Nie można nie aspirować i nigdy nie można odpuścić wysiłkom do obecności w kulturze powszechnej.

Nie mogę opędzić się od myśli, że Wesele stałoby się uniwersalne (pokazało ducha globowego - jak chciał Horzyca), gdyby jego akcję umieścił Poeta w nocy czerwcowej, a nie listopadowej (notabene - antyczna reguła jedności czasu - miejsca - akcji, to wielki bonus, którym grać trzeba). Sięgnąłby pewnie po wyższy niż „kruczy ton".

Ach, realizm magiczny i rytuały godowe Snu nocy letniej! Dziki realizm!

Geniusz Wyspiańskiego zniewala, czy drażni?

Ta realistyczno-magiczna teatralna wyobraźnia i zdolność do brawurowego posługiwania się teatralnym instrumentarium to czary i pajęcza sieć zniewalających nas słów, czy kawiarniane - w umizgach tonące - rymoklectwo? - złożone zostały w monologi...

Z monologów zaś wypłukano słowotoki, które brzęczą, a nie dzwonią.
Wokół poszczególnych monologów budowaliśmy obrazy i działania sceniczne. W duchu Wyspiańskiego choć niekoniecznie (raczej nie!) odwzorowujące jego widzenia.
Naszą gorączkową i cwałującą fantazję wprzęgliśmy też w wyobraźnię Malczewskiego i Koniecznego.

- Muzykę Koniecznego porozrywałem na kawałki i poskładałem inaczej, przearanżowałem też tu i ówdzie; bo tego żądali Poezja, Tespis i dramaturgia naszego widowiska. Bolało. Jakbym trzymając w rękach piękną wazę antyczną rzucił ją o ziemię i ze ściśniętym gardłem składał rozbite skorupy na nowo. Mistrz Zygmunt jest już tradycją. Popłynąłem z nią, zgodnie jednako ze swoją wobec tradycji dewizą: utożsam się i przetwórz („Hidden Territories: The Theatre of Gardzienice", Routledge 2003).

- Dodałem młodzieżowy Prolog (to teatralna trupa, która się wprosiła, Bóg mi gości pozazdrości!) i Poprawiny.

- Aktorzy wzięli po parę ról na siebie, a aktorki nawet partie męskie (O, tempora!).

- Kolejność niektórych scen poprzestawiałem, co jest zgodne z regułami magicznego realizmu. Zresztą, siądźcie sami nad dramatem i zabawcie się w przestawianie, a zobaczycie, iż konstrukt trzyma się mocno.

Ze spraw w Weselu naczelnych, tak zwanych istotnych dla narodu zostają trzy:

- polska (na motywach:... rok w rok, w każdym pokoleniu / raz w raz dusza się odsłania / raz w raz wielkość się wylania / i raz w raz grąży się w cieniu... My jesteśmy jak przeklęci/że nas mara, dziwo nęci)',

- ukraińska (na motywach: Jeszcze w uszach mam te dzwony...jęk posępny, jęk męczony)',

- żydowska (na motywach: ...my jesteśmy tacy przyjaciele, co się nie lubią).

Warto by dużo dziś zapłacić, warto by nawet niejedną ofiarę złożyć żeby te trzy światy znów się zeszły i zbratały. Ale nie zejdą się, niestety, i nie zbratają.

Wyspiański operuje symbolem i aluzją. Do swoich czasów. Nie sposób się oprzeć w dzisiaj robionym Weselu aluzjom do naszych czasów.

Nie lubię tego. Uprawiam teatr operujący mitologią powszechną i archetypami. Kodami. Natręctwa i zmory, od których przelewa się w dzisiejszej rzeczywistości, bywają jednak paliwem do utworu scenicznego.

Natręctwa te wpychały się na próbach z desperacją wartą lepszej sprawy.

Niektóre więc zostały.

Jak zjawy u Wyspiańskiego.

Na koniec; niechby Gardzienice były - przez następne parę lat - orędownikiem i popularyzatorem Wesela na świecie.

Żałość bierze, gdy sprawdza się, jak mało tego tekstu i widowiska w kulturze światowej.

Wyobrażam to sobie tak: wszędzie tam, gdzie z naszym Weselem pojedziemy; do Afryki, Azji, Europy (drugiej prędkości), Ameryki - będziemy je żenić i układać z obrzędami godowo-weselnymi danego kraju.

A gody i wesele to jeden z nielicznych rytuałów, które ciągle w tradycjach są żywe i operują niezrównanymi środkami teatralnego wyrazu.

A w każdej z tych tradycji żywe są też teatralne seanse przywoływania duchów i widm przeszłości. Żywy jest realizm magiczny.

Renie Targońskiej, wspaniałej scenografce, Pani bez skazy, która odeszła w tym roku, dajemy dowód pamięci, używając korony ze Snu nocy letniej, jaki zrobiła dla Teatru Osterwy w Lublinie. U niej w pracowni, na poddaszu kamienicy przy Niecałej toa(dawniej Sławińskiego), mieliśmy przez wiele lat lubelską kryjówkę, biuro, azyl...

P.S.

Czy Pan jest za Wyspiańskim, czy przeciw? - Rozpoczynał swój wywiad z Bohdanem Korzeniewskim Zbigniew Raszewski. Gdyby mnie dziś spytano, odpowiem: Jestem za syntezą piękna, prawdy i dobra...

(-)
Materiał Teatru
8 września 2017

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia