Odnalezione szczęście
5. Nocne Teatralia - StrachyPółmrok, delikatna muzyka i stukot obcasów. Oczy widzów wypatrujące tego, co ma się za chwilę wydarzyć na scenie. Teatralna intymność pełna magii, uroku i tajemnicy oraz wrażenie obserwowania dwóch spektakli jednocześnie. Wszystko to podczas premiery monodramu krośnieńskiego Teatru s.tr.a.c.h.
Premiera spektaklu Moje szczęście odbyła się 6 września podczas V Nocnych Teatraliów Strachy, organizowanych przez Teatr s.tr.a.c.h.
Spektakl rozpoczęła projekcja krótkiego, około dziesięciominutowego filmu, składającego się z wypowiedzi przypadkowo napotkanych na ulicach Krosna przechodniów. Film wyświetlany był kiedy publiczność próbowała odnaleźć swoje miejsce na widowni. Od samego początku wiadomym więc było, że będzie to spektakl poszukiwań. Jednak o ile widzowie swoje miejsce w teatrze odnaleźli stosunkowo szybko, o tyle postać grana przez Dagmarę Bogacz swojego miejsca w teatralnej i życiowej przestrzeni szukała przez całe swoje dotychczasowe życie.
Scenariusz spektaklu wyreżyserowanego przez Pawła Wronę oparty jest na tekście opowiadania Olgi Tokarczuk. Tancerka, bo właśnie tak brzmi tytuł owego opowiadania, to historia samotnej, dojrzałej wiekiem i doświadczeniem tancerki.
Dużą rolę w spektaklu odgrywa światło, a raczej to, jak zwinnie i sprytnie tym światłem operowano. Początkowy półmrok, lekkie prześwity oraz cienie sprawiają, że widz już na samym początku przedstawienia przeniesiony zostaje do świata nieznanego dotąd odczuwania i odkrywania w sobie teatru.
Tłem dla spektaklu stała się biała płachta. Ograniczała ona przestrzeń, była ekranem dla wyświetlanych filmów, budowała sferę intymności. Była schronieniem dla cieni rzucanych przez odpowiednio oświetloną aktorkę. Cień, który można było śledzić na płachcie dawał wrażenie oglądania dwóch spektakli jednocześnie. Sprawiał, że widz, siedząc na widowni i obserwując pomarszczoną twarz tancerki, która opowiada o swojej przeszłości, widział jednocześnie pełną wdzięku i młodzieńczego zapału, twarz tancerki sprzed wielu lat. Wrażenie to spotęgowało sens spektaklu.
Jednak scenografia, rekwizyty i gra aktorska to nie wszystko. Monodram Moje szczęście jest niestety spektaklem ciszy. Muzyka, choć piękna i klasyczna, niknie wśród oprawy plastycznej sceny i monologów. Może wybranie z dźwięcznych czeluści muzycznego świata czegoś mocniejszego i mniej stonowanego pomogłoby widzowi w odbiorze spektaklu i wpłynęłoby pozytywnie na jego ogólny zarys? A może właśnie owo stonowanie i wycofanie muzyki było założeniem twórców, gdyż muzyka wybiła się na pierwszy plan tylko w jednym, kluczowym dla spektaklu momencie. Stało się to w chwili, gdy bohaterka spektaklu odnosi swój własny, wewnętrzny sukces, gdy na twarzy pogodzonej ze swoim życiem i porażkami kobiety pojawia się uśmiech, a z głośników rozbrzmiewa jazzowy, radosny utwór Fly me to the moon w wykonaniu Franka Sinatry. I jest to piękny, wzruszający moment, poprzedzający szczęśliwe zakończenie spektaklu.
Premiera to dopiero początek teatralnej drogi, jaką musi przebyć spektakl. Z ciekawością będę więc śledzić dalsze losy monodramu Moje szczeście. Być może kiedyś dowiem się, czym jest owo szczęście, którego każdy człowiek tak bardzo w życiu pragnie...
Recenzja jest efektem Warsztatów Wiedzy o Teatrze i Krytyki Teatralnej prowadzonych przez Stowarzyszenie Teatr s.tr.a.c.h. (Pawła Wronę) w Regionalnym Centrum Kultur Pogranicza w Krośnie, które odbyły się pod patronatem Dziennika Teatralnego.