Odroczony koniec świata

"Ojciec Bóg" - 5. Katowicki Karnawał Komedii

Katowicki Karnawał Komedii to znakomita okazja, by - nie ruszając się z miasta - zapoznać się z dokonaniami zamiejscowych twórców sztuki komediowej. W jednym z ostatnich dni festiwalu, w Teatrze Korez został zaprezentowany monodram "Ojciec Bóg". Podstawowym pytaniem wobec tej sztuki jest to, na ile, pod płaszczykiem komedii, skrywa się dramat właściwy

Na scenie w rolę 'jaśnie ojcującego' nam Ojca niemiłosiernego wcielił się Marcin Perchuć (aktor warszawskiej Montowni) którego monolog, słowo po słowie, odkrywa przed widzem postać strapionego rodzica, którego problemy skupiają się na relacjach z synami – w końcu znajdujemy się na spotkaniu grupy anonimowych rodziców. W skromnym scenicznym otoczeniu, w którego skład wchodzi stolik, krzesło, parę segregatorów z „aktami” synów – Jeszuego i Lucka, Bóg zwierza się zebranym, że niełatwo jest być ojcem. I gdzie tu kryje się komedia? W genialnym przekazie werbalnym, w którym twórcy sztuki prezentują swoje obeznanie religioznawcze skrywa się mnogość żartów zakorzenionych w religijno-kulturowej przestrzeni społecznej. Perchuć uwydatnia je, wspomagany oprawą świetlną i nastrojową muzyką Wojciecha Waglewskiego prezentując tekst w sposób, który skupia na sobie uwagę odbiorcy przez cały czas trwania monodramu.

Nie ulega wątpliwości, że spektakl, pomimo mocnego punktu oparcia w ponadczasowym kontekście, sam nie będzie rościł pretensji do miana uniwersalności. Jest to spowodowane tym, że słowa wypowiadane przez aktora oznaczają bieżącą sytuację kulturową. Rozliczają one wieki dominacji patriarchatu z punktu widzenia uczestnika dzisiejszej rzeczywistości. Słowa te zarazem opisują model ojca, który przeżywa kryzys we teraźniejszym społeczeństwie. Mało prawdopodobne, żeby współczesne słowa krytyki miały jakieś znaczenie w przyszłości, ale dzięki temu spektakl może cieszyć się dużą popularnością właśnie teraz, kiedy widz w sztuce nie szuka absolutnych wzorów i wartości, lecz odbicia własnej sytuacji, gdzie niczym w lustrze może się przejrzeć i ocenić swoją kondycję. Sprowadzenie Boga na ziemię było dobrym posunięciem.

Najczęstszy motyw na jaki zwraca się uwagę przy okazji sztuki Katarzyny i Jacka Wasilewskich, to właśnie aspekt relacji na linii ojciec – syn. Nie ulega wątpliwości, że jest to jedna z ważniejszych warstw prezentowanego dramatu, lecz z pewnością - może i na przekór samym twórcom - nie najistotniejsza. To co ważne (i już mało komediowe) jawi się w retorycznym pytaniu: Czy ktoś z was pamięta treść drugiego przykazania miłości? No właśnie – Jezus krytykujący przestarzałe metody zarządzania Ojca, próbując wprowadzić własne zasady oparte na miłosierdziu i współczuciu, ginie na krzyżu. Lucek będący interpretacją upadłego anioła światła, pragnie pomścić śmierć brata, a Ojciec Bóg w smutku po stracie syna po raz kolejny odracza koniec świata, przestrzegając, że czyni to po raz ostatni. Trzeba przyznać, iż jest to odważna reinterpretacja archetypów biblijnych. Ci którzy spodziewali się zabawnej krytyki, przyprawionej solidną ilością ironii z pewnością nie będą pocieszeni drugą warstwą monodramu, która wywraca ostateczny odbiór „komedii” i czyni z niej sztukę która może zachwiać dobrym humorem „ludzkości”.

Wielowarstwowość monodramu sprawia, że przypadnie on do gustu każdemu, kto jakkolwiek próbuje rozwikłać zagadkę „osobowego pierwszego poruszyciela”; każdemu, kto wywodzi współczesny obraz społeczeństwa z zależności patriarchalnych ubiegłych stuleci; i w końcu każdemu, kto refleksyjnie próbuje ugryźć całkowicie już indywidualny i osobisty problem ojcostwa. Jedynie osoby „mocno wierzące” mogą uznać sztukę za nie całkiem lekką do przetrawienia, ale w komedii w końcu nie idzie o to, by rzecz wyśmiać, lecz by nabrać do niej dystansu. Kto tego nie zrozumie, niech na spotkania z Ojcem Bogiem wybiera się jedynie do kościoła.

Krzysztof Aplik
Dziennik Teatralny Katowice
7 lutego 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...