Odważny i uparty

rozmowa z Piotrem Mokrzyckim

Piotr Mokrzycki jest aktorem Teatru Dramatycznego w Wałbrzychu od 2013 roku. Widzowie "Szaniawskiego" mieli okazję poznać go w przeróżnych wcieleniach. Z pochodzącym z Łodzi aktorem rozmawiamy o teatralnych wyzwaniach, filmowej pasji i Wałbrzychu.

«W ostatni majowy weekend pożegnaliśmy się ze spektaklem "Świadectwa wzlotu upadku wzlotu wzlotu wzlotu upadku i tak dalej Antka Kochanka" w reż. Sebastiana Majewskiego w Teatrze Dramatycznym w Wałbrzychu. Wśród wielu barwnych postaci przewijających się przez niego grany przez ciebie Pan Zdzisława wzbudzał największe poruszenie widowni. Wskazałeś tę postać jako swoją ulubioną. Czy od razu się z nią zaprzyjaźniłeś?

- Mam bardzo dobre wspomnienia związane z pracą nad tym spektaklem. Z Sebastianem do samej premiery dokonywaliśmy licznych zmian i pracowaliśmy dość długo nad tą postacią. Na początku próbowaliśmy ugryźć ją z zupełnie innej, delikatnej strony i nie do końca to wychodziło. Czegoś w niej brakowało. W pewnym momencie zrobiliśmy zwrot o 180 stopni w budowaniu roli i nagle Pan Zdzisława przy całej swojej toporności złapał charakter i wyrazistość. To dzięki Antkowi wreszcie mógł być szczęśliwy i pogodzony z samym sobą, by ostatecznie uwolnić się i zamienić w "pięknego łabędzia". To była trudna praca, Pan Zdzisława był więźniem, transwestytą, kochankiem Antka, postacią zupełnie mi daleką. Dużo bazowałem na wyobraźni i pomysłach, które Sebastian mi podsuwał i tak krok po kroku tworzyliśmy ten obraz. Tak się szczęśliwie zdarzyło, że dzięki temu drugiemu dyplomowi dostałem później pracę w teatrze w Wałbrzychu.

Trafiłeś tu z trójką kolegów z roku - Sarą Celler-Jezierską, Karoliną Krawiec, Czesławem Skwarkiem. Czy to ułatwiło ci aklimatyzację w nowym miejscu?

- Oczywiście. Na czwartym roku zagraliśmy razem w trzech dyplomach, a kiedy ma się w ekipie dobrych kolegów, których znasz i lubisz, od razu jest raźniej. "Świadectwa wzlotu upadku (...) i tak dalej Antka Kochanka" były koprodukcją wrocławskiej szkoły z wałbrzyskim teatrem, znalazły się w jego repertuarze, potem zakwalifikowały się do projektu TEATR POLSKA 2012 i jeździliśmy po dolnośląskich miastach. Zagraliśmy 16 spektakli. Dzięki temu mogliśmy nabrać doświadczenia i zaaklimatyzować się w zespole.

Zarówno "Antek Kochanek", jak i "Wałbrzych. Utopia 2.039" w reż. Piotra Ratajczaka czy "Pamiętniki wałbrzyszan: Chodźcie, zbudujemy sobie eine Stadt" w reż. Anety Groszyńskiej-Liweń to spektakle mocno osadzone w naszym mieście. Czy dzięki nim Wałbrzych stał się dla ciebie bardziej zrozumiały?

- Tak. Cały czas poznaję historię Wałbrzycha, która jest jednocześnie bardzo trudna i fascynująca. Nigdy nie przypuszczałem, że los właśnie tutaj mnie pokieruje. Ciekawie obserwuje się jednak dzisiejszy Wałbrzych. Pierwszy raz przyjechałem tu w 2010 roku na spektakl "Gwiazda śmierci" w reż. Krzysztofa Garbaczewskiego (grany w nieistniejącym dziś kinie Zorza). Był listopad, ciemno, deszczowo i ponuro. Dworzec Wałbrzych Miasto jeszcze nieodnowiony, drogi przed gruntownymi remontami, więc wrażenie nie było najlepsze. Z perspektywy trzech lat odkąd tu jestem, widzę jednak duże zmiany, to dynamicznie rozwijające się miejsce. Przepięknie jest tutaj zimą, gdy wszystko jest ośnieżone i bajecznie, gdy przychodzi wiosna i robi się zielono. Taki mały wałbrzyski Shire (śmiech). Czuję się tu już teraz o wiele lepiej.

TW: Które miejsca w Wałbrzychu są twoimi ulubionymi?

- Bardzo lubię Zamek Książ, ale chyba najbardziej się ucieszyłem, kiedy otworzono Aqua Zdrój. Brakowało mi miejsca, gdzie mógłbym aktywnie spędzić czas i popływać, co bardzo lubię. Nie jestem piechurem, więc spacerowanie po górach średnio mi wychodzi, ale widoki, trzeba przyznać, mamy przepiękne. Lubię też kino.

Zanim trafiłeś do szkoły teatralnej we Wrocławiu, studiowałeś na Uniwersytecie Łódzkim kultu rożna wstwo specjalizacja filmoznawstwo i wiedza o mediach. Grałeś też w filmach amatorskich.

- To był bardzo dobry, niezapomniany aas. W pewnym sensie pierwsze studia poszerzyły moje horyzonty, ale dały też taki fundament teoretyczny w różnych dziedzinach kultury. Nie chciałem być jednak krytykiem teatralnym czy filmowym. Chyba po prostu nie mam lekkiego pióra (śmiech).

Poza studiami działałem w kilku łódzkich grupach teatralnych. Spotkałem na swojej drodze wielu życzliwych ludzi, którzy dawali mi impuls i motywację do działania. Mam na myśli Jana Pawła Kruka, Teresę Stokowską-Gajdę, Andrzeja Czernego. To właśnie oni dawali mi wsparcie i utwierdzali w tym, że to co robię ma sens. Konsekwentnie co roku zdawałem do szkoły teatralnej. Za czwartym razem się udało. W Łodzi miałem także wspaniałych przyjaciół z grupy filmowej. Razem tworzyliśmy Wytwórnię Filmów Amatorskich "Martwe obrazki" (WyFAMO). Z moim przyjacielem Jakubem Brzękowskim, Maciejem Bartoszem Krukiem, Piotrkiem Maszorkiem, Tomkiem Junde, Piotrkiem Nowakiem, Tomkiem Kożuchowskim, Michałem Ligockim, Magdą Frątczak, Gosią Radojićić, Asią Lewicką kręciliśmy pierwsze filmy. Kilka etiud zostało zauważonych i nagrodzonych na offowych ogólnopolskich festiwalach filmowych. Na przykład za rolę żołnierza w filmie Kuby pt. "Głosy wojny" zostałem nominowany do aktorskiej Nagrody Polskiego Kina Niezależnego im. Jana Machulskiego. Pasja została do dziś. Większość z naszej grupy ukończyła studia kurturoznawcze, polonistyczne, reżyserię, montaż albo produkcję filmową.

Ja jestem aktorem. Może nadejdzie taki dzień, gdy spotkamy się przy profesjonalnej produkcji?

Pozostając w tematyce filmowej - wiem, że jesteś fanem amerykańskich seriali - czy możesz polecić wałbrzyszanom jakiś dobry serial?

- Nie będę zbyt oryginalny - śledzę piąty sezon "Gry o tron". Po prostu uwielbiam. Niedawno zacząłem oglądać brytyjski "Fortitude". Jestem fanem superbohaterów - Hulka, Iron Mana, Thora, Kapitana Ameryki, Nicka Fury, więc oglądam "Agentów TA.R.C.Z.Y". Ale to już serial dla wtajemniczonych (śmiech).

W najświeższej premierze wałbrzyskiego teatru "Obywatelu K." w reż. Piotra Ratajczaka grasz młodego człowieka na umowie śmieciowej, w " ...nie czekajcie" w reż. Roberta Zawadzkiego studenta sztuk wizualnych, który emigruje. Czy jest w tobie. Piotrze Mokrzyckim cząstka twoich bohaterów z ich rozczarowaniem wolną Polską?

- To jest ciekawe, bo ja nie jestem rozczarowany. Mówię to z perspektywy osoby, która od lat robi swoje - to co naprawdę lubię. Konsekwentnie do tego dążyłem i krok po kroku zbliżałem się do wymarzonego celu. Dostałem się do szkoły teatralnej, dostałem angaż, dużo gram i ciągle się rozwijam. Robię to, co zawsze chciałem i sprawia mi to ogromną frajdę, no i mogę z tego żyć. Ale jak wiemy, nic nie trwa wiecznie, więc za chwilę może się to zmienić. Różnie bywa. Postaci Jareczka i Cezarego dają mi nową perspektywę. Z Polski wyjeżdża wielu młodych ludzi, bo za granicą po prostu są w stanie za tę samą pracę zarobić o wiele większe pieniądze niż w kraju. To jest smutne. Ja w tym momencie nigdzie się nie wybieram.

W Wałbrzychu zagrałeś wiele ciekawych ról. Która była największym wyzwaniem?

- Myślę, że rola w "Dekalogu: Opowieściach plemiennych" w reż. Macieja Podstawnego.

Do ostatnich prób spektakl ulegał zmianom. Postać Wojtka - Radykalnego Prawicowego Chłopaka wymagała pewnej odwagi, skupienia i przełamania bariery cielesnej. Albo też scena zabaw weselnych w "Balladynie. Kwiaty ciebie nie obronią" w reż. Wojciecha Farugi. Takie wyzwania otwierają. Nie boję się ich, dlatego chętnie je podejmuję. Chcę przekonać się na własnej skórze, co z tego wyjdzie.

A jak się gra Polską Religijność Ludową w "Na Boga!" w reż. Marcina Libera?

- Roboczo nazwałem sobie swojego avatara scenicznego Andrzejem. Właściwie z kolegami tworzymy coś na kształt "śpiworkowej wspólnoty", która dzień i noc pod pretekstem obrony symbolu wiary załatwia swoje prywatne sprawy w scenach protestów pod krzyżem. A interesy bywają różne. Przy pracy nad spektaklem inspirowaliśmy się filmem "Solidarni 2010" w reż. Ewy Stankiewicz. Część naszych wypowiedzi jest wzorowana na wypowiedziach ludzi, którzy po katastrofie smoleńskiej stali w Warszawie pod krzyżem przez wiele dni. Dla mnie było to bardzo inspirujące obserwować, co pobudza ich do takiej aktywności.

Czy takie spektakle jak "Na Boga!", "Dekalog: Opowieści plemienne" mocne, trudne i kontrowersyjne są inaczej odbierane przez publiczność wielkich miast a inaczej u nas?

- Wstrzymałbym się od takiego kategoryzowania. Bywa, że wałbrzyska publiczność jest już tak zaprawiona w boju i wychowana przez wiele sezonów w teatrze, że przyjmuje eksperymenty bardzo żywiołowo, a na wyjeździe ten sam spektakl nie budzi już takich emocji. Ale są też sytuage zupełnie odwrotne, kiedy spektakl poza siedzibą jest przyjmowany życzliwiej. Nie ma reguły, a gusta widzów - przeróżne.

Opowiedz, proszę, więcej o warsztatach teatralnych, które prowadzisz z Grupą Roboczą w "Szaniawskim", bo niedługo zobaczymy efekty tej pracy.

- Zajęcia prowadzimy razem z moim kolegą Michałem Koselą pod okiem Piotra Ratajczaka. Rozmawialiśmy, że w ramach działań edukacyjnych teatru byłoby świetnie, gdybyśmy mieli grupę osób, które chciałyby uczestniczyć w warsztatach teatralnych. Okazało się, że zainteresowanie młodzieży i trochę "starszej młodzieży" jest bardzo duże. Uczymy podstawowych rzeczy. Pokazujemy, jak uruchamiać w sobie energię, być wyrazistym i naturalnym na scenie. Mamy stałą grupę osób, która z przyjemnością przychodzi na zajęcia i poświęca swój wolny czas, żeby się rozwijać. Sprawia nam to wielką radość. W zeszłym roku zwieńczeniem naszej pracy był spektakl plenerowy w amfiteatrze naszego teatru "Samba de mineiro" w reż. Arkadiusza Buszki i Piotra Ratajczaka, w której grupa brała czynny udział. W tym roku 23 czerwca pokażemy tekst Piotra Rowickiego "Stawiam Na Tolka Banana". Mam nadzieję, że będzie dużo dobrej zabawy!»

Alicja Śliwa
Tygodnik Wałbrzyski
19 czerwca 2015
Portrety
Piotr Mokrzycki

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...