Olesińska - ulica wolna od pułapek

"Kabaret Na Koniec Świata" - reż. Wawrzyniec Kostrzewski - Scena Przodownik

"Kabaret na Koniec Świata" w sumie nie może się nie podobać. Aktorzy pod opieką Wawrzyńca Kostrzewskiego to grupa, która potrafi omijać pułapki dla wielu kabaretów śmiercionośne.

PUŁAPKA PIERWSZA - KABARETOWOŚĆ

Moda na kabarety - na to co kabaretami nazywamy - zdaje się powoli wygasać, jednak jej konsekwencje będą jeszcze długo gwałcić samą ideę tej odmiany twórczości estradowej. Zaczęło się od tego, że telewizja postanowiła dostarczać swoim widzom rozrywki, która pochodziłaby ze źródła innego niż Hollywood. I poszło: wieczory kabaretowe, jakieś niby-pojedynki między zespołami artystów, różne Opola, Sopoty, Top Trendy. Było miło, przez chwilę było miło. Ale zaczęła się nieuchronna inflacja, kabarety - wydawało się - produkowały nowe materiały hurtowo, mnożąc sprawdzone już rozwiązania. A kiedy i ten przejściowy etap minął - rozpoczął się rozdział pod tytułem "Odgrzewanie"; kabarety grały w kółko to samo, nawet już nie próbując udawać, że zależy im na czymś więcej niż wiadomo na czym. Tak, kabarety się rozleniwiły. Twórcy wiedzieli, że ludzie i tak przyjdą, że wymagania są raczej niskie niż wysokie, że i tak wszyscy będą pękać ze śmiechu.

Wydaje mi się, że jeśli teraz ktoś zabiera się do robienia kabaretu, musi być świadomy tego swoistego obciążenia, tego, że kabaret zaczął być - niesłusznie - utożsamiany z rozrywką telewizyjno-dożynkową. Jak się te mało oryginalne przemyślenia mają do "Kabaretu na Koniec Świata"? Otóż: myślę, że grupie z Teatru Dramatycznego udała się sztuka niełatwa - twórcy dali radę mianowicie wyjść z tych wnyków taniości, prostactwa. Ktoś powie: jaki to problem, wystarczy robić swoje, wystarczy samemu być kabaretem elitarnym i nie przejmować się tym, co puszczają w telewizorze. Niby prawda, ale zupełnie nieprawda. Bo jednak jakiś obraz, wzór w głowie publiczności pozostaje; chwastów się tak łatwo nie da pozbyć.

"Kabaret na Koniec Świata" umie to ograć, umie zrzucić z siebie kabaretowość rozumianą tak, jak powyżej to chybotliwie nakreśliłem. Aktorzy umieją podważać samych siebie, umieją żartować - by tak to określić - głębiej, umieją, niech będzie, metażartować. Dodatkowo - twórcy są świadomi najróżniejszych mielizn, na które wpadają bardzo często kabareciarze "mainstreamowi", wiedzą, co można wykorzystać, co przerobić, a skąd trzeba uciekać jak najprędzej. Taka świadomość, która silnie łączy się z umiejętnością improwizacji, może zaskakiwać - przecież skład Końca Świata to aktorzy najbardziej profesjonalni z profesjonalnych, to nie grupka napaleńców, którzy poświęcą wszystko, by rzucić się w żywioł scenicznych wygłupów.

Ten profesjonalizm jedynie pomaga, umacnia program, który zyskuje dynamikę i spójność spektaklu. Bo to też rzecz znamienna - ostatnimi czasy wszyscy (W-S-Z-Y-S-C-Y) dochodzą do wniosku, że mogą się w kabaret pobawić. Co, jak nietrudno się domyślić, prawdą nie jest w natężeniu choćby nawet mikroskopijnym. Członkowie "Kabaretu na Koniec Świata" dzięki swojej samodyscyplinie z jednej strony, i swobodzie z drugiej, pozwalają publiczności skupić się na tym co najważniejsze - nie ma obawy, że zaraz występ się rozsypie, że ktoś zapomni puenty itd., itd. Naprawdę - rzadka mieszanka rzemiosła, luzu i inteligencji.

PUŁAPKA DRUGA - ABSURD, PURNONSENS, ABSTRAKCJA, GROTESKA I INNE TAKIE

Przed występem obawiałem się jednej rzeczy. W różnych zapowiedziach i materiałach (auto)promocyjnych znaleźć można zapewnienia, że "Kabaret na Koniec Świata" to humor abstrakcyjny, absurdalny, prawie że surrealistyczny. Problem z absurdem jest taki, że bardzo łatwo za jego sprawą stracić połączenie z codziennością, ze zwykłym człowiekiem ("statystycznym Polakiem"). Bo te wszystkie odrealniające zabiegi powinny mieć na celu tak naprawdę punktowanie rzeczywistości, bezwzględne obnażanie jej z , no właśnie, absurdów. Abstrakcji w kabarecie dla samej abstrakcji nigdy nie będzie się pojmować w kategoriach innych niż estetyczne; puste igranie z nonsensem nigdy nie będzie interesującą wypowiedzią na temat świata.

Wspaniale, że "Kabaret na Koniec Świata" umie dobierać składniki w odpowiednich proporcjach. Jest absurd, ale jeśli tylko widz będzie miał ochotę popatrzeć nieco uważniej, zeskrobać trochę żartów, znajdzie konkretne bzdury i głupoty, z którymi musimy sobie radzić w pracy, na ulicy czy w telewizji. Więc mamy i uchwycenie lęków współczesnych samotnych (znaczy singli, przepraszam), i próby zbliżenia się do polskiego głęboko zakorzenionego w świadomości rasizmu (scenę, w której dyrektorka szkoły zwołuje w czasie wakacji nadzwyczajną radę pedagogiczną, by ustalić plan działania, ponieważ od września jednym z uczniów będzie Czarny, od rzeczywistości dzieli wyjątkowo cienka granica, graniczka w zasadzie), i obśmianie tych wszystkich paradokumentalnych (paraparaparadokumentalnych) seriali typu "Pamiętniki z wakacji" czy "Trudne sprawy". Ktoś może powiedzieć, że to bardzo łatwe zadanie tak obśmiewać debilizmy wszelkiej maści, jednak tutaj mamy do czynienia z obśmiewaniem niezwykle celnym - dzięki czemu otrzeźwiającym.

Warto na występy tej grupy się wybierać, warto poznawać jej interesujący punkt widzenia na nurtujące społeczeństwo sprawy. Ale tak już w ogóle na koniec - koniecznie trzeba zobaczyć, jak Wojciech Solarz w zupełnie przegięty sposób parodiuje wystąpienia publiczne Bronisława Komorowskiego. Koniecznie.

Karol Płatek
Teatr dla Was
4 sierpnia 2014

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia