One-man show

rozmowa z Rafałem Rutkowskim

Rozmowa z Rafałem Rutkowskim, bohaterem One-man show "To nie jest kraj dla wielkich ludzi" Teatru Montownia z Warszawy.

Aniela Pilarska: Skąd pomysł na spektakl „To nie jest kraj dla wielkich ludzi”? Jego forma absolutnie nie odwołuje się do teatru dramatycznego, trochę jest to kabaret, trochę może performance…

Rafał Rutkowski: To jest forma, którą nazwaliśmy One-man show. Nie jest to ani stricte kabaretem, ani monodram, ani tzw. stand up comedy tylko mieszanina tych wszystkich gatunków. Jeden człowiek wychodzi na scenę i zajmuje ludzi, starając się ich rozbawić. One-man show jest chyba najlepszym naszym określeniem tego spektaklu. 

A.P: Ale rozśmieszanie nie jest chyba jedynym celem?

R.R.: Na początku rzeczywiście myśleliśmy z Michałem Walczakiem (współtwórcą One-man show) tylko i wyłącznie o rozrywce. Chcieliśmy pobudzać ludzi do śmiechu. Ja prywatnie uwielbiam się śmiać rozbawiać ludzi. I to jest pierwszym podstawowym celem naszego występu. Michał Walczak jest człowiekiem, który ma poczucie humoru podobne do mnie. W trakcie pracy nad występem stwierdziliśmy, że nie bawią nas tzw. żarty o niczym, np. o teściowej, o tym, że ktoś się wywrócił na skórce od banana, itd. Okazało się, że śmieszą nas rzeczy, które czasami równocześnie są tragiczne i straszne. Bawią nas typy ludzkie w dzisiejszej Polsce. To, jak ludzie się zachowują, co robią, jak mówią. To było takim początkiem pisania, stąd też tytuł „To nie jest kraj dla wielkich ludzi”. Przedstawiam w spektaklu „wielkich ludzi” – każda z parodiowanych przeze mnie postaci uważa się za jakąś ważną osobę, panuje nad innymi, posiada jakąś władzę. Ale w środku ci ludzie są pęknięci, tragiczni, złamani – w sumie są mali. Takich ludzi w Polsce jest dużo i odkryliśmy z Michałem, że można, obserwując zachowania takich ludzi, znaleźć nowe tematy do śmiania się. Odkryliśmy śmiech czasami prowokacyjny. Człowiek się śmieje, ale czuje, że nie powinien się śmiać. To show jest pewnym badaniem terenu, sprawdzaniem, na jakiego typu żarty można sobie pozwolić przed widownią, czy ona je zaakceptuje.

A.P: Oprócz odwołania do polskich mitów i typowo polskich postaci jest tutaj również diagnozowanie polskiej sytuacji kulturalno-artystycznej. Do jakiego stopnia jest to parodia artystów, a do jakiego osób, które tych artystów tak postrzegają?

R.R.: Podczas swego show tak naprawdę cały czas balansuję. Czasami śmieję się z siebie, czasami z innych, czasami ze swojego środowiska. Sam jestem artystą balansującym między offem a mainstreamem – jestem członkiem środowiska aktorskiego. To wszystko tak naprawdę ma na celu rozbrojenie pewnej polskiej „bomby”, oswojenie tematu poprzez śmiech, który powoduje oczyszczenie. Ludzie śmieją się ze mnie i śmieją się z siebie. Brakuje mi w Polsce takiego autoironicznego śmiechu. Ludzie niby śmieją się z siebie, ale tak naprawdę boją się, kiedy się ich dotyka (skecz z Karoliną i z Mariuszem czy skecz o Gliwicach i o Sosnowcu, który specjalnie zrobiłem na potrzeby tego występu). Staram się zawsze jeden skecz dostosować do miejsca, w którym gram. Chcę w prywatny sposób mówić do ludzi, którzy to rozumieją. To też jest taki sposób badania, na co można sobie pozwolić podczas danego występu. 

A.P.: Która z odgrywanych postaci jest Pana ulubioną?

R.R.: Nie mam swojej ulubionej postaci. Każda z nich niesie w sobie inne pokłady humoru. Skecze, które wygłaszam nie są takimi „skeczami ludycznymi”, nie są to masowe żarty, takie jakie robią kabarety w telewizji. Myślę, że ta moja działalność jest trochę niszowa. Zdarzają się widzowie, którzy prawie się nie śmieją, aczkolwiek widzę ich zainteresowanie. Na Chłodnej, gdzie gram to regularnie, przychodzi mnóstwo osób starszych i coś w tym jest, coś ich interesuje. To jest niesamowite. Tak więc jestem bardzo dumny, że „rakiety zostały odpalone” i powiem szczerze, że przygotowujemy drugi taki strzał w stylu One-man show, ale o jednej, sprecyzowanej tematyce – będę się zajmował ojcostwem. Uważam, że jest to kwestia zupełnie niezbadana. A jest to temat rzeka! To temat zarazem śmieszny, straszny, jak i wzruszający.

A.P.: W Polsce bardzo stereotypowy…

R.R.: Postaci, które przedstawiam też są stereotypowe. To oczywiste typy, takie jak ksiądz, żołnierz i przedszkolanka, z których się wyśmiewam, ale przecież oni mają również jasne strony. W naszym spektaklu po prostu idziemy za ciosem, bo ten kontakt z publicznością, ten rodzaj poczucia humoru i ciągłe testowanie, co ludzi bawi, a co nie, są dla nas, twórców One-man show, wciąż bardzo fascynujące. 

A.P.: Dziękuję serdecznie za rozmowę.

Rozmowa z aktorem została przeprowadzona w ramach XX Gliwickich Spotkań Teatralnych dnia 16 maja 2009r. 

Rozmawiała Aniela Pilarska
Dziennik Teatralny Kraków
20 maja 2009
Portrety
Rafał Rutkowski

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...