Oni, mieszczanie

czyli o 1. Festiwalu Nowego Teatru w Rzeszowie

Każdy przedstawiony w Rzeszowie spektakl to dla publiczności wielkie przeżycie, od uniesienia czy znudzenia do nieustannie towarzyszącej widzom swoistej, radosnej udręki, dręczącego uczucia niepokoju. W festiwalowych przedstawieniach odbijała się bowiem kondycja tyleż współczesnego polskiego teatru co naszego świata. Oglądaliśmy zatem siebie samych. Doznając przy tym nieraz artystycznych objawień.

Kolejny spektakl pokazywany w Rzeszowie, zrealizowany w ramach cyklu „My, mieszczanie" przez Komunę//Warszawa oraz Centrum Kultury Zamek w Poznaniu, jest intertekstualną dyskusją z polskim, a bliżej – poznańskim, mitem mieszczaństwa. Mowa o przedstawieniu Teren badań: Jeżycjada, którego forma, przypomina kameralny koncert. Weronika Szczawińska i Agnieszka Jakimiak, reżyser i dramaturg, stworzyły zabawne i przyjemne, ale niepokojące show, po którym „i śmieszno i straszno". Tematem spektaklu jest wielotomowy cykl powieściowy Małgorzaty Musierowicz, pieszczotliwie nazwany przez prof. Raszewskiego Jeżycjadą (od nazwy dzielnicy Poznania – Jeżyce, miejsca zamieszkania protagonistów Musierowicz), w którym autorka opisuje losy rodziny Borejków jako rzekomo reprezentatywnych przedstawicieli poznańskiego mieszczaństwa, a w rzeczywistości bohaterów Musierowiczowego marzenia o inteligenckim poznańskim domu. Książki te cieszyły i nadal cieszą się ogromną popularnością wśród nastoletnich (i nie tylko) czytelniczek. Ich treść stała się dla twórców spektaklu podstawą do napisania błyskotliwych piosenek, składających się na teatralno-muzyczną całość (prace nad wydaniem płyty trwają). Okazało się, że streszczenie powieści Musierowicz krytycznym piórem wystarczy, by wydobyć z jej słów absurdalność, groteskowość i zakłamanie środowiska wykreowanego przez poczytną autorkę. Nie trzeba nawet cytować.

Na scenie czy raczej estradzie występuje „zespół o profilu muzycznym", w którego skład wchodzą: Natasza Aleksandrowitch, Romuald Krężel, Piotr Wawer Jr oraz Krzysztof Kaliski, jednocześnie autor muzyki. Koncert, jaki dają, ani na chwilę nie odchodzi od rockowej konwencji, przeplatany dowcipnymi frazami skierowanymi do widowni i jako całość stanowiący niejako pastisz kultowego koncertu Nirvany w studiu MTV Unplugged. Owa rockowa konwencja powoduje zresztą konsternację części widowni, która nie może się zdecydować, czy klaskać po każdym utworze, czy dopiero na końcu. Ale i w tym szaleństwie jest metoda – to ciekawe wprowadzanie publiczności w konsternację koresponduje z tradycyjnym (poznańskim!) podejściem do teatru, dokąd chodzi się jak na galę, gdzie siedzi się jak na szpilkach i klaszcze miarowo comme il faut. Gromkim śmiechem publiczność wita teksty prezentowane przez twórców nowej Jeżycjady, kiedy śpiewają oni o pragnieniu, „żeby wszystko zostawić, jak zostało zostawione" lub że „nie ma takiego słowa jak ciąża, jest stan" (analogicznie z seksem i miłością). Jeżycjada dostarcza niespodziewanie dobrej zabawy opartej na autoironii i autoparodii, aż momentami chciałoby się przeciągnąć to widowisko w stronę bardziej teatralną i dokleić na przykład księdza z gitarą, siedzącego po turecku przy ognisku i ubranego oczywiście w polar. Są jednak w spektaklu również momenty bolesne, jak przypomnienie słów „chleba i wolności" gdzieś pomiędzy melodramatycznym flirtem a zapachem kaszy gryczanej. Między herbatką w szklance i koszyczku a zdziwieniem na widok czarnoskórych. Uwierającą konkluzję tej koncertowej krytyki stanowi zdanie, że „Poznań jest miastem z pieprzem w tyłku", o tyle wieloznaczne, co dotkliwe. Ta puenta pozornie lekkiej i „nieuzbrojonej" Jeżycjady porusza w gruncie rzeczy poważny dla poznańskiej kultury problem.

Szczawińskiej i Jakimiak udało się bowiem w zręcznie skonstruowanym pastiszu dotknąć kryzysu tożsamości Poznaniaków. Jego przejawem jest wyludnianie się miasta, kompleks Poznania wobec centrów artystycznych kraju, upadek wielu form życia kulturalnego, do którego, paradoksalnie, postawa taka jak Musierowicz walnie się przyczyniła. Życie kulturalne Poznania ubożeje od lat i nie potrafią tego zmienić akcje UAP tworzone głównie dla ludzi związanych z UAP, mające charakter jednorazowy i skrajnie elitarny. Tutaj każdy robi to, co robi - dla siebie. Nie bez powodu jeden z wielkopolskich publicystów określił Poznań mianem „Lutowisk polskiej kultury", a każdy, kto słyszał o Lutowiskach, rozumie co to oznacza. Bez większego echa przechodzą protesty Teatru Ósmego Dnia, nie jest także w stanie zmienić sytuacji Festiwal Malta, nawet ze swoim skrajnie skomercjalizowanym i rozmienionym na powszechne ćwiczenie jogi obliczem. Ostatnia edycja, której głównym punktem programu była awantura o Golgotę Picnic, rzuciła na poznańską kulturę cień wstydu, po którym wielu wątpi w ogóle w wiarygodność Festiwalu Malta i sens organizowania kolejnej jego edycji. Kina studyjne są kolejno zamykane, ale za to rośnie powierzchnia handlowa (i tak już największa przypadająca na jednego mieszkańca w Europie). Zabytkowe kamienice kruszeją, ale budowana właśnie gargantuiczna Galeria Łacina (o ironio!) jest finansowana ze środków przeznaczonych na rewitalizację dzielnicy. Wbrew pozorom fakty te łączą się ściśle z sagą Musierowiczowej. Styl życia jej bohaterów wyklucza bowiem ludzi, którzy nie reprezentują tzw. wysokiej kultury, a styl, który dziś proponuje się Poznaniakom, wyklucza wszystkich, którzy nie pragną iść czwórkami do galery handlowej. Właśnie to marzenie o homogenicznym Poznaniu, „zbudowanym" z fantazji na temat mieszczaństwa, prezentowane przez Musierowicz, realizowane w kuriozalnej formie w ostatnich latach, zostało „kostka po kostce" rozwiane w spektaklu Teren badań: Jeżycjada.

Warto w tym kontekście wspomnieć także o eksperymencie teatralnym, który znalazł się w tym samym co Teren badań cyklu „My, mieszczanie", mianowicie Pigmalionie Wojciecha Ziemilskiego. Tu reżyser - odwrotnie niż Szczawińska – jakby niemym głosem, w ciszy (nie licząc drzwi otwieranych przez widzów wychodzących w trakcie przedstawienia), w skupieniu, ale lodowatym tonem ukazał, czym owocuje wykluczanie odmienności i ujednolicanie kultury. To bakcyl dżumy, nie tylko hamującej rozwój, ale powodującej nieodwracalne zacofanie i katastrofalne szkody. (cdn)
___
Autorka jest absolwentką filologii norweskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu i doktorantką w Zakładzie Historii i Teorii Teatru Instytutu Sztuki PAN w Warszawie. Zajmuje się głównie obecnością dramatu skandynawskiego i anglosaskiego w Polsce oraz rolą przekładu w teatrze.

Katarzyna Maćkała
dla Dzienika Teatralnego
15 grudnia 2014

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...