Opera Bałtycka rozwija skrzydła

rozmowa z Markiem Weissem

Udało nam się sformować zgrany zespół realizujący nowoczesny teatr - podkreśla Marek Weiss po pierwszym pełnym sezonie artystycznym dyrektorowania w Operze Bałtyckiej.

Katarzyna Chmura: Minęło półtora sezonu, od kiedy objął pan dyrekcję w Operze Bałtyckiej. Co zaliczyłby pan do swoich kluczowych osiągnięć?

Marek Weiss
: Do najważniejszych dokonań zaliczyłbym zmiany na widowni - ilościowe i jakościowe. Ludzie przychodzą do Opery Bałtyckiej z wyboru, chcą proponowanych przez nas teatru, baletu, muzyki. Akceptują nasz profil na tyle, że ściągają następnych widzów. Mamy komplet na spektaklach, bez żadnego nagabywania ludzi na mieście do kupienia biletów. Zasłużyliśmy sobie na tę sytuację tym, że nasze codzienne spektakle nie odbiegają od poziomu, który wyznaczyła premiera. Żeby to osiągnąć, realizujemy olbrzymią pracę logistyczną. Organizujemy pobyt solistów, układamy grafik prób tak, żeby nie kolidował ze stałymi zajęciami w teatrze, cyklem harmonogramu prac poszczególnych zespołów. Sukcesem jest też to, że pracownicy podpisali ze mną porozumienie związkowe, które pozwoliło zespołowi technicznemu pracować w tym samym wymiarze godzin, co artyści. W Operze Bałtyckiej zmienił się też sposób wynagradzania pracowników. Ci, którzy grają więcej spektakli, zarabiają znacznie więcej. Ten system pracy znakomicie się sprawdza. Niedawno na "Don Giovannim" był u nas recenzent z Opernwelt. Był pod wrażeniem, że w tak krótkim czasie udało nam się przeprowadzić tak gruntowną reformę teatru - wykreować nowy zespół, który tworzy nowoczesny teatr. Nie wspomnę już o jego zachwycie nad samym przedstawieniem (a było to szeregowe przedstawienie starego tytułu) i tego, co mówił o orkiestrze, chórze, solistach. Te słowa utwierdziły nas w przekonaniu, że nie zmarnowaliśmy dotychczasowego czasu. 

Spotykał się też pan z problemami. Nie doszło na przykład do realizacji ostatniego spektaklu - „Salome” Straussa ze względu na cofnięcie dotacji przez Urząd Miasta. Jak wygląda obecnie sytuacja finansowa opery?

- Zmiany w repertuarze zdarzają się niemal w każdym teatrze. Jest w tym oczywiście jakaś kwestia finansowa. Jednak zapewniam, że nie jesteśmy w tej chwili ciemiężeni finansowo. Budżet, którym dysponujemy w tym roku, to w przybliżeniu suma, jaka jest nam potrzebna. Oczywiście zawsze w operze są jakieś braki. Jednak dajemy sobie radę bez specjalnych długów i dramatycznych apeli o to, by nam dołożono.

Czy stara się pan o pozyskanie dodatkowych środków od prywatnych instytucji?

- Mamy wielkie nadzieje, że nasze rozmowy z potentatami finansowymi dadzą wreszcie rezultaty. Generalnie jednak w Polsce wyjątkowo dochodzi do sytuacji, gdy pojawia się strategiczny sponsor, wspierający daną instytucję kultury. Poza tym trafiliśmy na czas kryzysu, więc jakikolwiek sponsoring jest utrudniony. Wchodzimy też w okres, kiedy dyskutowany będzie tzw. plan Hausnera. Ze swojego punktu widzenia i doświadczenia mogę stwierdzić, że jego konsekwencją będzie zniszczenie dorobku instytucji kulturalnych, które są w gestii wojewodów, prezydentów miast, ministerstwa. Oczywiście liberalizacja wszystkiego jest mile widziana, bo wolny rynek jest najmądrzejszym dowódcą. Jednak nie w sztuce, a już na pewno nie w operze. Dla opery jest to śmierć. O tym zresztą opowie bliżej nasza październikowa inscenizacja ,,Ariadny na Naxos" Straussa, którą realizujemy na Międzynarodowy Konkurs Operowy w Szeged na Węgrzech.

Jakie jeszcze tytuły pojawią się w Operze Bałtyckiej w nadchodzącym sezonie artystycznym?

- W lutym zrobimy "Halkę" Moniuszki, którą zapowiadamy już od dłuższego czasu. Będzie trzecia część tryptyku mozartowskiego, czyli "Czarodziejski flet" w kwietniu. Ponieważ robimy Straussa na początku sezonu, "Salome" przekładamy na czas późniejszy. Na koniec sezonu pokażemy w zamian "Makbeta" Verdiego. 

Dotychczasowe produkcje operowe w Operze Bałtyckiej noszą pana autorski stempel. Mówił pan kiedyś, że gdy wypracuje z gdańskim zespołem pewien artystyczny standard, na gdańskiej scenie zaczną pojawiać się inni reżyserzy. Czy już jest już pan na tym etapie pracy z zespołem?


- W moim przekonaniu, jesteśmy już zespołem bardzo zgranym, który pracuje jak jeden artysta nad dziełem. Stworzyliśmy teatr, który ma swoją twarz i wizje. Nie jest to teatr, który oscyluje wokół różnych gustów i stara się każdego zaspokoić. Są tacy, którzy go akceptują, są i tacy, którzy nie. Co do innych reżyserów - w nadchodzącym sezonie artystycznym zdecydowałem się zaprosić do współpracy młodą reżyserkę Ewelinę Pietrowiak. Zrobiła ona niedawno dla Opery Wrocławskiej bardzo dobry spektakl "Jutra" Tadeusza Bairda. Jestem przekonany, że jej wszechstronne umiejętności, autorska koncepcja "Halki", sposób pracy nad dziełem, który miałem okazję obserwować, sprawią, że będzie to spektakl wyjątkowy. Stroną muzyczną zajmie się Andrzej Straszyński. 

Jakie spektakle taneczne zobaczy trójmiejska publiczność w przyszłym roku?

- Planujemy dwie realizacje na wiosnę. Jedna odbędzie się w związku z przypadającym na rok 2010 rokiem chopinowskim. Złożą się na nią dwie choreografie do muzyki Chopina gościnnych choreografów. Jedną zrealizuje Emil Wesołowski, drugą niemiecki choreograf chińskiego pochodzenia, którego nazwiska jeszcze nie zdradzę. Drugi spektakl taneczny zrealizuje Izadora Weiss. 

Czy będą realizowane do muzyki z taśmy, czy wykonywanej na żywo?

- Obydwa balety będą stworzone do muzyki z taśmy, ponieważ zależy nam na perfekcyjnej synchronizacji ruchu z dźwiękiem. Żyjemy w przekonaniu, że dostosowanie warstwy baletowej do muzycznej kształtowanej nastrojami dyrygenta jest możliwe tylko tam, gdzie nie ma bardzo skomplikowanych figur choreograficznych. W przyszłości marzy nam się jednak przygotowanie takiej premiery, jak ,,Święto Wiosny" Strawińskiego. Ale to wymagać będzie wielu żmudnych wspólnych prób baletu z orkiestrą. I z pewnością nie powstanie dzieło tak doskonale zgrane, jak w przypadku produkcji z taśmą.

Katarzyna Chmura
Gazeta Wyborcza Trójmiasto
30 czerwca 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...