Opera dokręcona

"Dokręcanie śruby" - reż. Natalia Babińska - Opera na Zamku w Szczecinie

„A turn of the screw" to angielski idiom oznaczający dodatkową presję występującą w sytuacji, która i tak jest już bardzo trudna do zniesienia. Umieszczony w tytule noweli Henry'ego Jamesa odwołuje się do faktu, iż bohaterami mrocznej historii są dzieci, co znacznie zwiększa towarzyszące akcji napięcie dramatyczne.

„A turn of the screw" to angielski idiom oznaczający dodatkową presję występującą w sytuacji, która i tak jest już bardzo trudna do zniesienia. Umieszczony w tytule noweli Henry'ego Jamesa odwołuje się do faktu, iż bohaterami mrocznej historii są dzieci, co znacznie zwiększa towarzyszące akcji napięcie dramatyczne. Odniesiony do opery Benjamina Brittena eksponuje dwunastodźwiękowy temat śruby organizujący jej kompozycję w zakresie formy, melodyki i dramaturgii. Szczególnie dobrze sprawdza się jednak w roli tytułu pierwszej polskiej inscenizacji libretta Myfanwy Piper, zrealizowanej przez szczecińską Operę na Zamku. Przetłumaczony jako „Dokręcanie śruby" doskonale oddaje bowiem zarówno spójną, koronkową konstrukcję widowiska (przywodzącą na myśl wnętrze skomplikowanej maszyny, w której każda najmniejsza śrubka odgrywa ważną rolę), jak i atmosferę narastającego niepokoju, który dosłownie wbija widza w fotel.

„Dokręcanie śruby" wyreżyserowane przez Natalię Babińską przedstawia historię młodej guwernantki, która przyjeżdża do Bly we wschodniej Anglii, by objąć posadę nauczycielki i opiekunki dwojga sierot. Oczarowana zabytkową wiktoriańską rezydencją z wielkim ogrodem i pozostająca pod urokiem swojego pracodawcy kobieta z radością przyjmuje na siebie nowe obowiązki. Łatwo nawiązuje kontakt z podopiecznymi – Florą i Milesem, których podziwia za liczne talenty oraz dojrzałość ponad wiek. Jej pierwsze dni w Bly upływają więc na wesołym recytowaniu dzieciom wierszyków, spacerach po łące i piknikach nad jeziorem. Wkrótce jednak guwernantka dostrzega, że piękny dom skrywa ponurą tajemnicę, a w jego murach czai się nieokreślone zło. Niewinność bohaterki szybko okazuje się przekleństwem, które postanawia stłumić, dopuszczając do głosu głęboko uśpione instynkty.

Opera, przypominająca początkowo sielankowy obrazek, zmienia się w ten sposób w przerażającą opowieść o moralnym upadku i zawłaszczeniu drugiego człowieka. Jak w każdym dobrym horrorze zmiany te następują niepostrzeżenie, co udało się reżyserce uzyskać poprzez umiejętne splatanie ze sobą dwóch światów – realnego i metafizycznego oraz zderzanie sfery sacrum ze sferą profanum. Duże wrażenie wywiera na przykład na odbiorcach scena, w której Flora i Miles przechodzą płynnie od recytowania modlitwy do wywrzaskiwania obrazoburczej wyliczanki. Na uznanie zasługują także bardzo przemyślane sceny nawiedzania bohaterów przez widma zmarłych kochanków – nikczemnego Petera Quinta (w tej roli wiarygodny i zapadający w pamięć Pavlo Tolstoy) oraz niemogącej zaznać spokoju Miss Jessel (Bożena Bujnicka). Duch dawnego służącego agresywnie wdziera się w świat żywych, próbując zdobyć władzę nad Milesem, z którego jeszcze za życia uczynił swoją ofiarę. Przemyka pomiędzy trzaskającymi w przeciągach drzwiami, czai się w ciemnych kątach, hipnotyzuje i dręczy ciągłym nawoływaniem, wreszcie zastrasza chłopca, zyskując nad nim częściową kontrolę, co obrazuje fenomenalna scena przyciągania Milesa za pomocą niewidzialnego sznura. Duch byłej guwernantki przybywa natomiast spod ziemi, co sugeruje, że została ona potępiona za grzechy i strącona w piekielne czeluście.

Dopełnieniem aktorskich kreacji są bogate kostiumy oraz imponująca, nowoczesna scenografia autorstwa Martyny Kander. Demoniczną siłę Quinta podkreśla noszony przez niego metaliczny garnitur znajdujący przedłużenie w złotym pasie makijażu, który obejmuje jedno oko mężczyzny (przywodząc na myśl udjat – okultystyczny symbol wszechwidzącego oka Lucyfera). Gotycki gorset z czarną transparentną krynoliną oraz peleryną, przypominającą skrzydła nietoperza, nadają zaś postaci Miss Jessel wyjątkowo upiorny wyraz, sprawiając, że staje się ona mrocznym sobowtórem (ale także ponurą przepowiednią przyszłych losów) nowej guwernantki. Wiktoriański dom o bardzo wysokich ścianach obracający się z niebywałą prędkością dookoła własnej osi i ukazujący widzom coraz to nowe pomieszczenia pełne luster, staje się tymczasem zaprzeczeniem bezpiecznego azylu. Poruszany tajemniczymi siłami, ożywiany grą świateł (sprawnie prowadzonych przez Macieja Igielskiego) i zwodniczych odbić, przestronny i nieprzenikniony jak labirynt, zamyka bohaterów w matni.

Atmosferę grozy wzmagają pomysłowe projekcje multimedialne stworzone przez Ewę Krasucką. Odwołują się one do umieszczonych w domu symbolicznych rekwizytów, jakie wskutek tragicznych wydarzeń zatraciły – w oczach swych właścicieli – pierwotne znaczenia. Na ścianach pokoi pojawiają się – niczym wizualizacje myśli bohaterów – ruchome obrazy, przedstawiające m.in. kościół (akcentujący teraz bezradność Boga, który nie odpowiedział na modlitwy dzieci), biurko (jako atrybut władzy guwernantek, które miast edukować podopiecznych, wyrządzały im krzywdę) czy drewnianego konika-zabawkę (który przypomina chłopcu o przeżytej przez niego traumie).
Na pochwałę zasługują ponadto zbudowane przez solistów portrety psychologiczne bohaterów. Uwagę publiczności skupiają na sobie (obok Tolstoya) przede wszystkim Ewa Olszewska (Guwernantka), której postać przechodzi kolejne etapy demonicznego misterium, przeżywając na końcu mroczną przemianę i Mateusz Dąbrowski (Miles), któremu – pomimo młodego wieku – udało się udźwignąć ciężar podejmowanej problematyki i wcielić się w bardzo złożonego bohatera, toczącego wewnętrzną walkę z demonami przeszłości. Ciekawym kreacjom aktorskim śpiewaków towarzyszą piękne wykonania arii Brittena (w jakich nie przeszkodziły Olszewskiej i Bujnickiej nawet krynoliny z ciasnymi gorsetami!).

Z odwzorowaniem specyfiki ekspresyjnej kompozycji Brittena bardzo dobrze radzi sobie także orkiestra Opery na Zamku pod batutą pomysłodawcy całego projektu – Jerzego Wołosiuka, pomimo iż dwunastodźwiękowy temat śruby realizuje zaledwie trzynastu solistów. Niemal każdy dźwięk wybrzmiewa tu osobno, potęgując narastający niepokój, a metaliczne brzmienie rurowych dzwonów wwierca się głęboko w wyobraźnię słuchaczy.

„Dokręcanie śruby" to z pewnością jedna z najciekawszych propozycji przygotowanych przez szczecińską operę w ciągu ostatnich kilku lat. Zagadkowa i metaforyczna, dopracowana w najdrobniejszych szczegółach, przypomina misterną układankę, której części – wraz z rozwojem akcji – spadają z hukiem na przypisane im miejsca, przynosząc odpowiedź na jątrzące widzów pytania. Zrealizowana sześćdziesiąt dwa lata po weneckiej premierze „The Turn Of The Screw" zachowuje wyjątkową aktualność, dotykając złożonej problematyki, którą w wielu kulturach do dziś okrywa tabu. Opera Natalii Babińskiej to studium samotności, rozpaczy, nieokiełznanych namiętności, a przede wszystkim tajemnicy, jaką jest człowiek.

Agnieszka Moroz
Dziennik Teatralny Szczecin
25 maja 2016

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia