Opera w terenie

ani szkoła, ani dom nie wzbudzają w młodych potrzeby pójścia do opery

Pytałem moich studentów, czy byli kiedyś w operze. Zwykle odpowiadali przecząco. Dlaczego?

Niewątpliwie dlatego, że nikt im tego nie zaproponował. Ani szkoła, ani dom nie wzbudziły w nich takiej potrzeby; sami zaś nie mieli przekonania, że warto. Tymczasem przychodzili do mnie na zajęcia poświęcone arcydziełom teatru operowego, na wykład o współczesnych inscenizacjach operowych - choć nawiasem mówiąc w programach studiów kulturoznawczych opera po prostu nie istnieje; tworzący obowiązujące do niedawna "standardy kształcenia" jakoś jej nie dostrzegli...

Cóż, mogłem tylko podszepnąć studentom - zainteresowanym rozmaitymi formami animacji kultury i obecnością w środowisku artystycznym miasta - że opera była przez wieki najbardziej prestiżową formą teatru i że nie powinna nudzić ich bardziej niż średniowieczne malarstwo tablicowe. Wybrali się więc ze mną na "Traviatę" i przyjrzeli, jak funkcjonuje przedstawienie operowe. Co ciekawe, w kolejnym semestrze, gdy już nie mieli ze mną zajęć, spotykałem ich nieraz w teatrze. Chcieli więc poznać coś, co dotychczas było im zupełnie obce, a jakoś ich - na szczęście - zainteresowało.

Sytuacja moich studentów jest zdecydowanie lepsza niż moja w ich wieku. Mają do dyspozycji niezliczone nagrania, transmisje, jeżdżą po Polsce, bywają za granicą - mogą obcować z operą w rozmaitych jej formach i konwencjach. Na przełomie lat 70. i 80. pozostawało mi chodzić na przedstawienia w rodzinnym mieście średniej wielkości. Cóż, nie da się ukryć: gdyby rodzice nie zabierali mnie od dziecka do teatru muzycznego, nie miałbym potrzeby "bywania" i samodzielnego kupna pierwszego biletu w wieku lat 12. Do innych ośrodków operowych jechało się wówczas kilka godzin, nagrań wideo jeszcze nie było, o płyty też było trudno.

Organizowanie widowni

Piszę o tym, gdyż nie zgadzam się z poglądem, jakoby utrzymywanie kilkunastu teatrów operowych w Polsce mijało się z celem, bo nie stać nas na nie i nie prezentują "europejskiego" poziomu.

To przecież miejsca edukacji operowej, kształtowania potrzeby poznawania tej twórczości. Z zazdrością patrzę na Niemcy, które utrzymują teatry operowe także w niedużych miastach. Wystawiane tam dzieła często przekraczają ich możliwości artystyczne, stwarzają jednak nieocenioną możliwość obcowania z żywym przedstawieniem. Na najbardziej popularnych operach, na czele z "Czarodziejskim fletem" i "Wolnym strzelcem", spotykam w Niemczech szkolne wycieczki, bo nasi sąsiedzi wciąż są przekonani, że wiedza o operze powinna być częścią wykształcenia ogólnego. Skoro młodzi poznają kanon w mniej lub bardziej tradycyjnych inscenizacjach, nic dziwnego, że "teatr reżyserski" jest dla nich równie atrakcyjny. Tymczasem w Polsce udało się skutecznie zniszczyć szkolny system wychowania muzycznego.

Nie uda się pewnie wrócić do niesłusznie ośmieszanego sposobu "organizowania widowni". Można jednak tworzyć programy edukacyjne dla uczniów i studentów. Z moich doświadczeń znakomicie wspominam spektakle studenckie, poprzedzone półgodzinnym wprowadzeniem, na które przychodziło coraz to więcej słuchaczy.

Punktem wyjścia sensownej edukacji operowej nie może być narzekanie. Trzeba po prostu pogodzić się z faktem, że dla młodzieży opera nie jest tradycją żywą, że trzeba o niej mówić i pisać jak o czymś nieznanym, co może się okazać ciekawe i atrakcyjne pod względem artystycznym. Z podobnych założeń wychodzą filologowie klasyczni, którzy zrozumieli, że tradycja edukacji klasycznej została przerwana. A jednak udaje im się rozbudzić zainteresowanie młodzieży, choćby przez konkursy wiedzy o starożytności.

Skoro więc szkoła nie przygotuje widzów teatrom operowym, teatry muszą o to zadbać we własnym zakresie. Wbrew pozorom uczniowie są bardzo otwarci na to, czego nie znają - trzeba tylko wzbudzić w nich przekonanie, że nie patrzymy na nich z góry i nie traktujemy jak ignorantów.

Zabawy w Wielkim

Proponowane przez Teatr Wielki - Operę Narodową działania edukacyjne pozwalają mieć nadzieję, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Rozmaitość programów, dostosowanie ich do wieku i możliwości percepcyjnych odbiorców, atrakcyjność form, interaktywność spotkań, zróżnicowany charakter tematów i dzieł - to wszystko jest ogromnie ważne.

Teatr przejął zadania, jakie dawniej spełniało szkolne wychowanie muzyczne. Najmłodszych (już pięciolatki) uczy elementarza, bez znajomości którego trudno pójść dalej ("Poranki muzyczne", "Tajemnice baletu", "Jutropera"). Wychodzi "w teren", do szkoły, zaprasza do siebie. Angażuje nauczycieli, proponując im warsztaty, pomagające zro­zumieć istotę swej sztuki. Zaprasza do jej poznawania całe rodziny, integrując je wokół opery i tańca ("Rodzinne zaba­wy w Wielkim"). Proponuje atrakcyjne w formie gry edukacyjne ("Poszukiwacze operowych dźwięków") oraz konkursy, których jurorami są znane osobistości ze świata sztuki. Pokazuje operę w dialogu z fotografią, tańcem, scenografią ("fot. ON", warsztaty taneczne i projekt scenograficzny dla szkół średnich). Odpłatność za udział w zajęciach jest symboliczna, niektóre są darmowe. Teatr Wielki - Opera Narodowa pamięta też o spektaklach dla dzieci i odpowiednio zaadaptowanych wersjach "prawdziwych" dzieł.

Działalność edukacyjna Teatru Wielkiego - Opery Narodowej jest bez wątpienia wzorcowa. Rozmachem nie ustępuje teatrom berlińskim, daje przykład mniejszym ośrodkom operowym, które przecież i tak czynią wiele.

Warto w uczestnikach budzić przekonanie, że biorą udział w czymś wyjątkowym, że są wybrańcami losu i sztuki. Nie narzekajmy. Spójrzmy na to pozytywnie, jak na tworzenie elity, która w dorosłym życiu będzie traktować chodzenie do opery jako coś oczywistego.

PIOTR URBAŃSKI jest historykiem literatury i operologiem, profesorem Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, współpracuje z "Ruchem Muzycznym". Współredaktor tomów "Od literatury do opery i z powrotem" i "Opera wobec historii", autor książki "David musicus i inne studia z pogranicza tradycji klasycznej i historii opery" (w druku).

Piotr Urbański
Tygodnik Powszechny
15 października 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia