Opowieść o zwykłych ludziach

"Patrz, słońce zachodzi" Teatr im. A. Mickiewicza w Częstochowie

Nasze życie wypełnia stres i samotność. Jest jednak nadzieja - to ciepło drugiego człowieka. Takie jest przesłanie spektaklu "Patrz, słońce zachodzi", którego polska prapremiera odbyła się w sobotę w Teatrze im. Mickiewicza.
Autorka tekstu Sibylle Berg żyje sobie wygodnie w Szwajcarii. Jako prozatorka i dramaturg odniosła sukces. Nie miała jednak prostego życiorysu. Uciekinierka z dawnego NRD imała się różnych prac, również fizycznych. Zajrzała pod podszewkę życia i swoim czytelnikom oraz widzom ma wiele do powiedzenia.

Jeszcze nim rozpoczęła się realizacja spektaklu w Teatrze im. Mickiewicza, do redakcji docierały zachwyty nad prawdziwością i mocą tekstu "Patrz, słońce zachodzi". Niewątpliwie on stanowi główną siłę przedstawienia. Jest opowieścią o ludziach zwykłych, najzwyklejszych - takich jak my.

To kasjerka z supermarketu znużona monotonią swojej pracy. Marzyła o studiach, ale życie...

Kolejna młoda kobieta jest bezrobotna. Zasiłek wysyłają jej na konto, więc nie ma po co wychodzić z domu...

Mężczyzna w średnim wieku czuje się poetą, ale prowadzi podłą knajpę...

Stara kobieta jest prostytutką. Zaspakaja mężczyzn, klęcząc przed nimi, więc już bolą ją kolana...

Młody mężczyzna pracuje w biurze podróży, czuje mdłości, kiedy znów musi iść do pracy...

Pełna radości życia dziewczyna jest opóźniona umysłowo. Nagle ktoś pozbawia ją jej ukochanego roweru...

Stary mężczyzna zaczął chorować, kiedy odeszła od niego żona. Umiera, chodząc od szpitala do szpitala...

Samo życie. Takimi opowieściami wypełnione są szpalty tabloidów. Tyle że kondensacja tej beznadziei podnosi teatralną rzeczywistość na uniwersalny poziom. Za chwilę okazuje się, że wszyscy ci ludzie żyją samotnie, a lek na całe zło widzą w cieple drugiego człowieka. Jednak gdy zdobywają partnera, nie potrafią długo być we dwoje. Trudy życia poczyniły w ich psychice zbyt duże spustoszenia.

Bronisława Nowicka, która częstochowski spektakl wyreżyserowała, stworzyła wszelkie warunki, by nic nie tłumiło siły tekstu. Zrezygnowała z muzyki. Ruch ograniczyła niemal do gestów wykonywanych przez aktorów na siedząco. Scenografia to konieczne minimum. Bohaterowie dramatu siedzą za rzędem stołów-pulpitów ledwie dwa metry od pierwszego szeregu krzeseł widowni. Nad nimi osiem lamp o minimalistycznej formie, oświetlających osobno każdą z postaci. Doskonale rozwiązana jest funkcja pulpitów, pod których podnoszonymi blatami ukrywa się cały intymny świat - dom postaci.

W tak wykreowanej przestrzeni aktorzy grają rozpacz i beznadzieję, chwilowy bunt. Grają bez wyjątku znakomicie, w wielkim skupieniu, z całym zaangażowaniem. Podczas kiedy reżyser piętrzy jeszcze przed nimi trudności. Sylwia Karczmarczyk, grająca upośledzoną dziewczynę, mającą również problem ze swoją seksualnością, w pewnym momencie zmuszona jest podnieść bluzkę i ukazać piersi.

Najtrudniejsze jednak zadanie dostał Bartosz Kopeć. On jeden jest wyodrębniony z grupy występujących kolegów. Gra zamknięty w wielkiej klatce i nagi. Odrzuca ubranie, myje się na oczach publiczności. Otwiera symbolicznie widzów na klimat spektaklu, w którym bohaterowie również kompletnie obnażają się - psychicznie. Odrzuca jednak kolejne więzi z życiem na zewnątrz klatki - w geście obrony sądzi, że im bardziej zredukuje swoje potrzeby, tym bardziej będzie wolny. Gdy w zoo na końcu kwartału z małpami odnajduje go jeden z mężczyzn i pyta, czy nie doskwiera mu w klatce samotność, mówi słowa znaczące: jak może być samotny, skoro sześć miliardów ludzi jest w tej samej sytuacji?
Tadeusz Piersiak
Gazeta Wyborcza Częstochowa
25 lutego 2009

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia