Opowieści z czterech krzeseł

"Iluzje" - reż. Rudolf Zioło - Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu

Gdybym był złośliwy, zacytowałbym brednię, którą zapamiętałem wiele lat temu i która właśnie przyszła mi do głowy. No, dobrze, będę złośliwy. - Ja kocham cię, ty nie kochasz jej, on nie kocha mnie, ale ty kochasz siebie, ona go nie kocha, ale kocha ją. To ja już, k..., nie wiem. kto tu kogo kocha?...

Obawiam się, że ta odrobina bełkotu dość dobrze oddaje odczucia dużej części widowni po obejrzeniu "Iluzji" Iwana Wyrypajewa w reżyserii Rudolfa Zioło. To jednocześnie próba rekonstrukcji przesłania - nie tyle może sztuki Wyrypajewą ile spektaklu, który obejrzeliśmy w minioną sobotę. Zacznijmy jednak od początku.

Z kim mamy do czynienia?

Rudolf Zioło jest dobrze znany kaliskiej publiczności. W Teatrze im. W. Bogusławskiego reżyserował, ,Plażę" Petera Asmussena, "The New Electric Ballroom" Endy Walsha, "Mojego Nestroya" Petera Turriniego (z Tomaszem Kotem), "Orkiestrę Titanic" Christo Bojczewa, a ostatnio "Trzy po trzy" na motywach z Aleksandra Fredry. Jak na kilka lat i jeden teatr to całkiem sporo, a trzeba przy tym przyznać, że wśród wymienionych spektakli nie było realizacji słabych czy nietrafionych. Warto też docenić ich zróżnicowanie pod względem tematycznym, stylistycznym i właściwie każdym innym.

Iwan Wyrypajew to jeden z najpopularniejszych współczesnych dramatopisarzy rosyjskich. Jego sztuki wystawiane są w całej Europie, także w Polsce, którą sympatyczny skądinąd Rosjanin wybrał sobie na drugą ojczyznę. Mieszkając w Warszawie, Wyrypajew współpracuje z polskimi teatrami, również jako reżyser. "Iluzje" swoją polską prapremierę w reżyserii Agnieszki Glińskiej miały przed dwoma laty w Teatrze na Woli, a wkrótce potem w krakowskim Teatrze Starym wyreżyserował je sam autor. Skutki pewnego spotkania Rekomendacji Iwana Wyrypajewa i Rudolfa Zioło nie sposób podważyć i nie będzie tego próbował robić nikt rozsądny. A jednak artystyczne spotkanie obu panów, czy raczej jednego z nich z tekstem drugiego, nie wyszło im na dobre. "Iluzje" to sztuka szczególnego rodzaju i piekielnie trudna do wystawienia. Podczas spektaklu oglądamy nie tyle akcję, ile narrację. Aktorzy raczej opowiadają niż grają. W pewnym sensie jest to słuchowisko, tyle że z podglądem na to, co dzieje się z aktorami, którzy udzielają swoich głosów. Tak to wymyślił Wyrypajew. Wymyślił też historię dwóch małżeństw z wieloletnim stażem. Dwóch mężów i dwie żony snującztery opowieści - każdy swoją Narracje te nawzajem się przeplatają niekiedy się uzupełniając, innym razem sobie przecząc. Owe cztery spowiedzi życia koncentrująsię wokół tych samych motywów - miłości, wierności, zdrady i śmierci. W miarę upływu czasu mnożą się jednak sprzeczności i znaki zapytania. Widz traci zaufanie do narratorów, z których każdy przedstawia własną wersję wydarzeń i zaczyna

podważać wersje przedstawione przez pozostałych. Chcąc dojść prawdy - czyja wersja jest prawdziwa lub choćby najbliższa rzeczywistości, musielibyśmy dysponować tekstem i mocno się nad nim pochylić. Spektakl nie daje nam takiej możliwości. Jedynie sygnalizuje problem, jakim jest względność prawdy czy wielość prawd. Nie dowiemy się więc, kto ostatecznie zdradził, a kto dochował wierności, kto kochał się w cudzej żonie czy mężu jedynie platonicznie, a kto fizycznie. Swoje tajemnice bohaterowie zabiorą do grobu wraz ze swoimi historiami.

Można i tak

To interesujący, wielowarstwowy tekst i może nawet dobrze opowiedziana historią ale co ma z tego widz w teatrze? W spektaklu Rudolfa Zioło za całą scenografię służą cztery krzesła na których siedzi czwórka aktorów. Siedzi i rzadko kiedy wstaje, a jeżeli nawet, to tylko po to, żeby zaraz usiąść. W pamięci pozostaje nieco tylko żywsza od pozostałych Małgorzata Kałędkiewicz. Grzegorza Gzyla w"Iluzjach" zapamiętałem tylko dzięki wrażeniu, że za chwile opowie jakiś dowcip, a Zbigniewa Antoniewicza dlatego, że faktycznie dowcipkował, wymyślając nieprawdopodobieństwa by za chwilę się z nich wycofać, mówiąc że żartował. To trochę mało jak na całkiem spore przedstawienie. Docenić w nim można jeszcze grę światłem i delikatne interwencje muzyki, ale wszystko to nie zmieni ogólnego wrażenia że w "Iluzjach" w reż. Rudolfa Zioło mamy do czynienia przede wszystkim ze słowotokiem, z którego niewiele wynika i mało co pozostaje w pamięci. Może naprawdę lepiej byłoby przeczytać sztukę i na tym poprzestać? Jak ją przekuć w spektakl? Nie wiem. Inni widzowie też nie wiedzą. Ale od tego mamy reżyserów, by to wiedzieli. W tym przypadku, niestety, coś zawiodło i to na całej linii.

Robert Kordes
Życie Kalisza
16 kwietnia 2013

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia