Orfeusz, który nie kochał Eurydyki

"Orfeusz w piekle" - Gliwicki Teatr Muzyczny

Mit o Orfeuszu jest powszechnie znany. Każdy pamięta piękną historię miłości utalentowanego grajka i Eurydyki, którzy starali się pokonać śmierć, aby móc pozostać razem. "Orfeusz w piekle" to nieco inna opowieść. Tutaj miłość Eurydyki i Orfeusza została zapisana (ze wszelkimi szczegółami) w wielkiej księdze Opinii Publicznej (nota bene, matki Eurydyki granej przez Krystynę Wstfal). Opisywanej pary nic jednak nie łączy - nie ma tu ani krzty uczucia, a cała ta historia wydaje się zwykłą kpiną, żartem konwencji, która potrzebowała choć jednej romantycznie zakochanej pary, by móc "jakoś" prosperować...

W związku z powyższym, niejednoznaczny staje się sam tytuł operetki – „Orfeusz w piekle” – który może być rozumiany na dwa sposoby: po pierwsze – Orfeusz schodzący do piekła w poszukiwaniu żony, po drugie – Orfeusz na uwięzi żony, którą najchętniej zostawiłby przy pierwszej, nadającej się okazji. Tytuł jest sprytnym zabiegiem autora utworu – na pierwszy rzut oka oczywisty, dopiero po obejrzeniu przedstawienia nabiera nowego, dodatkowego znaczenia.  

„Orfeusz w piekle” to pierwsza operetka napisania przez Jacques’a Offenbacha – słynnego na całym świecie XIX-wiecznego kompozytora. Tak jak nakazują zasady, przedstawienie łączy muzykę z akcją sceniczną, a całość ma charakter prześmiewczy. Tutaj przeplatają się elementy śpiewu, tańca oraz fragmenty niemuzyczne: monologi, dialogi itd.

Wiadomo, że starożytni bogowie ingerowali w życie śmiertelników, jednak wiedzieć o tym, a zobaczyć na własne oczy to dwie całkowicie różne sprawy. Szansę przekonania się, jak przebiegli potrafią być bogowie, otrzymała publiczność Gliwickiego Teatru Muzycznego. W jednej chwili mogli obejrzeć Olimp, przyjrzeć się tamtejszym bóstwom, posłuchać ich historii, a w następnej przenieść się do piekła, gdzie gospodarzem był przetrzymujący Eurydykę (Anita Maszczyk) Pluton (Arkadiusz Dołęga/Patrycy Hauke/Andrzej Kostrzewski). Z pewnością niektóre sceny na długo zapadną w pamięć publiczności, a kto wie, czy nie sprawią, że będzie ona w inny sposób spoglądać na niektóre sprawy. Na uwagę zasługuje przede wszystkim fragment, w którym Jowisz (Michał Musioł) zmienia się w muchę i w tej postaci próbuje uwieść Eurydykę – gratulacje dla Michała Musioła, który wydaje się tej roli bawić tak samo dobrze (a kto wie, czy i nie lepiej) jak publiczność. 

Zachwycały oryginalne stroje aktorów grających plejadę bogów olimpijskich – chodzi tu o pełne przepychu kostiumy podczas wizyty u Plutona. Na wysokim poziomie był też śpiew i sama gra aktorska – połączenie obu elementów często sprawia niemałe kłopoty (tutaj tych kłopotów nie było). Najsłabsza części przedstawienia to taniec: podczas wykonywania finałowego kankana zespół baletowy tańczył nierówno, co sprawiło, że ta część widowiska stała się przeciętna.  

„Orfeusz w piekle” to zgrabnie napisana historia: lekka kpina i aktualne nawiązania sprawiają, że zaniepokojony na początku widz (myślał bowiem, że wie, jak będzie przebiegać akcja), rozluźnia się i z zainteresowaniem zaczyna śledzić losy bohaterów. To przedstawienie dla tych wszystkich, którzy chcą się pośmiać i zapomnieć o codziennych niepokojach.

Joanna Garbarczyk
Dziennik Teatralny Katowice
28 kwietnia 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...