Ósemki w objeździe

Spektakl "Osadzeni. Młyńska 1" odwiedził więzienia w ramach projektu Teatr Polska.

Ze spektaklem "Osadzeni. Młyńska 1" w ramach projektu Teatr Polska odwiedziliśmy miejscowości, w których znajdują się więzienia i zamknięte ośrodki socjoterapii dla dzieci i młodzieży: Jarocin, Wronki, Szamotuły, Sztum, Śrem i Wągrowiec. Po przedstawieniach odbywały się rozmowy, a następnie dwudniowe warsztaty, także pomyślane jako zajęcia wspólne dla grup więźniów i ludzi spoza murów - wspomina Ewa Wójciak, dyrektor Teatru Ósmego Dnia w Poznaniu.

Zgodnie z naszym założeniem publiczność była mieszana: na widowni zasiedli mieszkańcy miasteczek, osadzeni, którzy dostali przepustki na spektakl i młodzież z ośrodków wychowawczych. Po przedstawieniach odbywały się rozmowy, a następnie dwudniowe warsztaty, także pomyślane jako zajęcia wspólne dla grup więźniów i ludzi spoza murów.

Osadzeni okazali się świetną publicznością - skupieni, uważni, czujni. Myślę, że nieufni wobec każdego fałszywego tonu, w miarę wsłuchiwania się w opowieści na scenie nabierali zaufania, a my-aktorzy wiarygodności. To były ważne momenty - nawiązanie prawdziwego kontaktu, mocna relacja, przepływ emocji, nasze niepowtarzalne uczucie, że to ma sens. Że miała sens nasza praca, bo jest dla kogoś ważna, może coś zmienić w czyimś życiu, dodać trochę pewności ludziom wykluczonym, wycofanym, antybohaterom.

Wierzę, że to przedstawienie może pomóc w przełamywaniu stereotypów. Więźniowie przychodzili na spektakle i w zupełnie niewymuszony sposób w nich uczestniczyli. Pozostała publiczność słuchała historii osadzonych, widziała ich mówiących poezję Rilkego, widziała twarze ludzi, którzy siedzieli na widowni między nimi i naprzeciwko nich, co musiało być dla ludzi z miasta jakimś odczarowaniem postaci skazanego, szansą na dostrzeżenie w nim ludzkich cech i potencjału. Nad nami wszystkimi ciąży stereotyp, że więźniowie to kategoria, do której mamy bardzo duży dystans, a po spektaklach przychodzili do nas widzowie wzruszeni tym spotkaniem z więźniami na spektaklu o więźniach.

Podczas tych wyjazdów odwiedziliśmy dwa zakłady karne, graliśmy przedstawienie w Zakładzie we Wronkach, byliśmy w Zakładzie w Sztumie. Te miejsca są potworne, one ciągle są po to, żeby ludzi łamać, żeby ich od razu na wstępie upokorzyć. O tym świadczy zarówno ich architektura jak i cały rytuał, nastrój, jaki się tam buduje. Dzisiaj to się podobno zmienia, ale dość wolno i wciąż mało ma wspólnego z reedukacją. Wielu z więźniów po wyjściu na wolność udaje się odbudować niezależność, ale te miejsca człowiekowi odbierają osobowość - musi wciąż stawać na baczność, musi być serwilistyczny, usłużny. Mówi się o tym, że osadzeni mają dzisiaj szereg praw, mają dostęp do biblioteki czy opieki zdrowotnej Przenoszone z Europy prawa wymuszą w końcu zmianę stosunku do nich. Więzień nie może być kimś, komu żadne prawa nie przysługują, trzeba nauczyć się tego, że skazany to jest też człowiek, że odbywanie kary nie może oznaczać, że jest godny pogardy.

Adam Borowski:

Zajęcia warsztatowe, które prowadziliśmy z więźniami i z osobami z wolności praktycznie niczym nie różniły się od naszych normalnych warsztatów. Podczas pierwszego spotkania poznawaliśmy siebie nawzajem, opowiadaliśmy, czym jest Teatr Ósmego Dnia, mówiliśmy o naszym sposobie na życie, o metodzie pracy, o tym, jak codzienność przenika się z twórczością, prezentowaliśmy materiały filmowe na ten temat. Następnie przechdziliśmy do ćwiczeń praktycznych, do pracy akorskiej z ciałem.

Z założenia ten warsztat był dobrowolnym spotkaniem ludzi z obu stron murów, więc nikogo do niczego nie namawialiśmy. Zdarzało się, że więźniowie byli tylko obserwatorami, co też sprawiało im satysfakcję - patrzyli, jak aktor przygotowuje się do pracy, czasem się w nią włączali od początku, czasem potrzebowali czasu, by się przekonać, by zobaczyć na czym ta praca polega. W Sztumie współpraca między ludźmi z wolności i z więzienia wyglądała świetnie. Oni żyją blisko siebie, więc nie było żadnego problemu ze wzajemną akceptacją, podobnie było w Wągrowcu. Mieliśmy jednak przypadek, że spotykaliśmy się z osadzonymi bez uczestników z zewnątrz - okazało się, że w miasteczkach, w których są więzienia, też funkcjonuje ten okrutny stereotyp

Wyzwaniem była praca z młodzieżą z ośrodków wychowawczych. Bardzo długo trzeba im było mówić: ty tu decydujesz, chcesz albo nie chcesz, masz wybór - hamował ich całkowity brak niezależności, ich głównym zajęciem stawało się to, żeby kolegom pokazać, że potrafią prowadzącego oszukać. Przenosili prawa grupy funkcjonujące w ośrodku w sytuację warsztatową. Wstydzili się przed kolegami, co jest zapewne związane z wiekiem, ale też wstydzili się młodzieży z miasteczka, czuli się napiętnowani. Potrzebowali czasu, by zrozumieć, że tu jest miejsce na ich decyzję. To pokazuje, że system wychowawczy nie działa tak jak powinien.

Marcin Kęszycki:

Chodziło o to żeby uczestnicy warsztatu w bezpośrednim kontakcie spojrzeli na siebie jakby przez mur, prawdziwy mur z betonu, wysoki na kilka metrów i zwieńczony zasiekiem drutu kolczastego. Z jednej strony osadzeni, z drugiej strony chętni, czasami już jakoś teatralnie doświadczeni, zazwyczaj młodzi fascynaci teatru. Chodziło o to, żeby spojrzeli na siebie przekraczając mury stereotypów, szukając wzajemnego zrozumienia i możliwości wspólnego działania. W końcu po to jest teatr, a w każdym razie po to też. Warsztaty odbywały się w cyklach: dwa dni po pięć godzin pracy. Niby mało, z całą pewnością nie dość żeby doświadczyć pełnego aktorskiego treningu i aktorskiej improwizacji, będącej podstawą metody twórczej w Teatrze Ósmego Dnia. Jednak wystarczająco dużo, aby skierować oczy na nieco inny świat: świat wyobraźni (ale jednocześnie silnie osadzony w realności), świat ekspresji własnych indywidualnych doświadczeń, ale osadzonych w zbiorowym działaniu. To wymagało od uczestników przełamania bariery wstydu, bariery takiej czy innej fizycznej niemożności i bariery wzajemnego zaufania.

W trakcie rozmów przygotowujących warsztaty w jednym z domów kultury, organizatorka usłyszawszy, że ich uczestnikami mają być osadzeni, zapytała, kto zapewni bezpieczeństwo pozostałym uczestnikom. Ten stereotyp osadzonego jako niebezpiecznego przestępcy pękał najszybciej. Osadzeni pojawiali się na warsztatach z kilkugodzinną przepustką z więzienia, czasami doprowadzani byli przez więziennych wychowawców. Nie bardzo wiedzieli, czego mogą się spodziewać, niewątpliwie silną pokusą była jakakolwiek odmiana w codziennej rutynie. Wielu nigdy wcześniej nie było w teatrze, kojarzył im się on z jakąś bajką, czymś mało poważnym i niemającym z rzeczywistością nic wspólnego. Pierwszy więc raz zobaczyli spektakl namacalnie bliski ich życiu. Chcieli o tym rozmawiać, chcieli do spektaklowych historii dopowiedzieć swoje.

W trakcie kilkugodzinnej pracy zaplanowane mieliśmy dwie krótkie przerwy. Szybko zaczęły się one wydłużać. Zauważyliśmy, że są one w istocie czasem bardzo ważnych rozmów, dla których teatr był tylko pretekstem.

Olek - osadzony w Zakładzie Karnym we Wronkach w liście do Macieja Żelaznego - jednego z bohaterów spektaklu:

Zobaczyłem przedstawienie teatralne, w którym tak prawdziwie Cię przedstawiono, jestem pełen podziwu i zdumienia - inaczej jest, gdy zna się postać, a ktoś inny ją gra. Piękne przedstawienie. ()

Teatr odbył się w więziennej kaplicy i był świetnie zrobiony, byłem pierwszy raz, chwycił mnie i pozwolił zmienić zdanie - wcześniej myślałem: "to popieprzone", a teraz mam jednak szacunek dla tych ludzi - są wielcy w swej sztuce i życiu. Prowadzili też warsztaty, na których byłem obecny, czego nie żałuję - były świetne i to bardzo w porządku ludzie. Prowadzili je Adam i Marcin - super aktorzy, potrafiący zarazić sztuką, sami w życiu swoje przeszli, co potwierdza się w filmie, który oglądaliśmy - ta wolność, miłość do sztuki, tyle poświęceń - podziwiam ten zespół. Dzięki teatrowi możemy lepiej zrozumieć nas samych, to, co dookoła nas się dzieje, czego nie widzimy lub nie chcemy widzieć.

Paulina Skorupska
Materiał Organizatora
21 grudnia 2012

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia