Ostatnia premiera sezonu w Zabrzu

"Oskar i Pani Róża" -reż: M. Pasieczny - Teatr Nowy w Zabrzu

Na podstawie powieści Érica - Emmanuela Schmitta powstała ostatnia w tym sezonie premiera zabrzańskiego Teatru Nowego. "Oscar i Pani Róża" to mądra opowieść o życiu, śmierci i umieraniu, w której autor podjął próbę zrozumienia i wytłumaczenia ludzkiego cierpienia oraz bólu.

Historia małego Oscara opowiada o jednym z najtrudniejszych momentów w naszym życiu – śmierci bliskiej osoby – i doskonale nadaje się do oglądania zarówno przez dorosłych, jak i przez młodszych widzów. Schmitt w swoim tekście za pomocą prostych słów przypomina o tym, że w życiu nawet najzwyczajniejsze chwile mogą być piękne. Natomiast reżyser zabrzańskiej inscenizacji, Marek Pasieczny, przy użyciu bardzo prostych środków scenicznych starał się oddać intencje pisarza.

Twórcy przedstawienia zaprosili widownię na scenę, jednak przestrzeń gry aktorów została rozciągnięta w szerokim planie. Jedynie kilka przedmiotów określa miejsce akcji. Szpitalny pokój Oscara, chłopca chorego na białaczkę, to zaledwie jedna szafka i łóżko z błękitną pościelą, które są ustawione po środku sceny. Umowne granice przestrzenne wyznaczają trzy drewniane ramy na kółkach: żółta, czerwona i niebieska. Ich przesuwanie informuje widza o upływie czasu (kluczowego dla całej fabuły) oraz zmianie miejsca akcji. Tylko niebieska rama, ustawiona na skraju sceny, pozostaje nieruszona. Ciągnie się za nią podest, który prowadzi aż do kilku pierwszych rzędów widowni a w finałowej scenie staje się ona symbolicznym przejściem na drugą stronę życia. Po przeciwległej stronie sceny, wysoko na ścianie, scenograf powiesił dużą figurkę ukrzyżowanego Chrystusa. Określa ona tym samym kolejne miejsce akcji, kaplicę szpitalną, ale też przypomina o ciągłej obecności Boga w tym spektaklu.

Para aktorów, grający Oscara Robert Lubawy oraz Renata Spinka jako „ciocia Róża”, wzbudzają sprzeczne odczucia. Z jednej strony Robert Lubawy jako Oscar świetnie wcielił się w rolę dziesięcioletniego chłopca. Pomimo wysokiego wzrostu i męskiej fizjonomii, udało mu się oddać specyficzne, dziecięce zachowanie, stając się przy tym wiarygodnym dziesięciolatkiem. Lubawy z wyczuciem dawkuje stopień infantylizmu Oscara, ze zrozumieniem oddaje dziecięce emocje, takie jak złość, strach, ale też potrzebę zrozumienia i miłości. Nie zapomina przy tym, że przecież Oscar „dorasta” i adekwatnie do tego nabiera powagi w zachowaniu, co w jednej z ostatnich scen zostaje dodatkowo podkreślone przez założenie czarnego garnituru.

Natomiast jeśli chodzi o Renatę Spinek to od początku nie pasuje do mojego osobistego wyobrażenia o „cioci Róży”. Przechodząc jednak nad prywatnymi upodobaniami muszę przyznać, że aktorce udało się uczynić z pani Róży kobietę silną, zabawną i taką, co to z nią można konie kraść. Spinek podkreśla w postaci te cechy, które wzbudziły sympatię i zaufanie w chłopcu, odnoszącym się generalnie do świata dorosłych z dużą rezerwą i dystansem. Jest bezpośrednia, szczera, a przy tym czuła i spokojna. Mało zasadne wydają się natomiast momenty, w których aktorka wykonuje nieme, ruchowe sceny. Przykładem może być scena końcowa, w której „ciocia Róża” wykonuje taniec-pantomimę i wygląda, jakby chciała zatrzymać Oscara. Te elementy zdają się nie współgrać z estetyką całości przedstawienia, rażąco nie pasują i wyglądają sztucznie.

Czasami miałam także wrażenie, że reżyserowi zabrakło pomysłu na to, co zrobić z panią Róża w momentach, w których nie jest na scenie potrzebna. Z drugiej strony ciekawie wykorzystał możliwość obsadzenia aktorki także w rolach innych postaci, które pojawiają się w opowiadaniach Oscara. Miejmy jednak nadziejże, że te pewne niedociągnięcia spektaklu zamażą się z czasem w wyniku obycia się aktorów z nowymi rolami, ponieważ sama sztuka porusza ważkie problemy, które w tej skromnej inscenizacji mogą odpowiednio wybrzmieć.

Barbara Wojnarowska
Dziennik Teatralny Katowice
2 czerwca 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia