Oswoić śmierć

"Udając ofiarę" - reż. Bartosz Zaczykiewicz - Teatr im. Wilama Horzycy w Toruniu

Współczesna Rosja to idealne miejsce na tragikomedię. Młody mężczyzna, Wala, po studiach, pracuje w wydziale śledczym w roli trupów, czyli ofiar wypadków lub zabójstw (w zależności od ustaleń ostatecznych). Śledzimy jego życie "służbowe" przeplatane scenami z życia prywatnego, gdzie... także trup. Ojciec Wali został "zlikwidowany" przez swoją żonę i brata.

Historia trochę inspirowana szekspirowskim "Hamletem", ale jednak zupełnie nie uwypuklona przez reżysera (Bartosz Zaczykiewicz) w tym spektaklu. Szekspirowski akcent pobrzmiewa tylko gdzieś w "międzyczasie" i stwarza tło dla pozostałych wydarzeń. I to akurat uważam za bardzo dobre posunięcie reżyserskie, bo nawet przenosząc na scenę tekst tak ciekawych dramaturgów, jak bracia Priesniakow, łatwo w tym temacie otrzeć się o banał.

Tymczasem spektakl jest o czymś innym - wizje lokalne przeprowadzane na miejscach zbrodni pokazują o wiele więcej emocji, ale też prawdy - jak łatwo zniszczyć ludzkie życie. Pokazują jak cienka jest granica między farsą, a tragedią...

Tu ogromne brawa dla Grzegorza Wiśniewskiego, który na scenie wciela się w kolejnych zabójców oraz wuja Wali, każdorazowo bardzo wiarygodnie budując zupełnie różne postacie. I nie wahałabym się ogłosić go najjaśniejszą gwiazdą tego przedstawienia. Na uwagę zasługuje także gra aktorska Macieja Raniszewskiego (Wala) oraz Michała Marka Ubysz (milicjant przeprowadzający wizje lokalne), a w szczególności jego monolog w japońskiej restauracji. Zupełnie odwrotnie rzecz wygląda z Mirosławą Sobik, bardzo sztucznie wcielającą się w rolę milicjantki - choć jest nadzieja, bo z początku jej gra przypominająca wygłaszanie kolejnych kwestii na szkolnej akademii, rozkręca się w miarę spektaklu.

Trzeba przyznać - sztuka została zrealizowana z pomysłem. Choć jak dla mnie za dużo w niej wulgaryzmów - dosłownie i w przenośni. Scena łóżkowa na stole absolutnie do mnie nie przemawia, a także - niczego nie wnosi do treści i całości spektaklu. Dodatkowo wspomniany już monolog milicjanta na temat współczesnych 30-latków, którzy życie traktują jak "zabawę w udawanie", przeciwko niczemu się nie buntują, wszystko przyjmują dla swojej wygody... jest jednym z mocniejszych scen. Intryguje i pobudza do myślenia, ale nasycenie wulgaryzmów w tym, bądź co bądź, niedługim tekście przyprawia o ból głowy. Jeśli teatr jest sztuką wysoką (a przynajmniej powinien być), to używanie takiego języka z taką intensywnością, niestety przenosi tę sztukę do parteru... żeby nie powiedzieć, że niżej. Nie rozumiem - i nawet nie będę próbowała - dlaczego reżyserzy i dramaturdzy tak bardzo chcą szokować na scenie, skoro cały świat niczego innego nie robi, tylko szokuje...

Na koniec dodam jeszcze, że bardzo ciekawie została zaprojektowana scenografia do "Udając ofiarę". Kiedy weźmiemy pod uwagę ilość scen i ich różnorodność (mieszkanie, basen, restauracja, etc.), okazuje się, że scenograf stanął przed sporym wyzwaniem. Iza Toroniewicz poradziła sobie z nim doskonale, wykorzystując proste przedmioty (stoły, krzesła, liny) na wiele sposobów.

Spektakl porusza wiele ważnych tematów, jak brak odpowiedzialności młodego pokolenia i jego ciągłą chęć zabawy, kruchość życia ludzkiego i cienką granicę, jaką może dzielić zabawę od morderstwa, a także - lęk przed śmiercią i chęć jej oswojenia. Twórcy stawiają ważne pytania, na które odpowiedzi musimy szukać sami.

Więcej tekstów tej autorki można przeczytać na: a-cup-of-teatr.blogspot

Agnieszka Kminikowska
Dziennik Teatralny
21 października 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia