Pamiętnik mądrego dojrzewania

"Alicja w krainie czarów" - reż. Wojciech Kościelniak - Nowy Teatr im. Witkacego w Słupsku - foto: Iwona Bandzarewicz - mater. prasowe

Czy można wyśpiewać taki sen? Czy da się ubrać w formę musicalu to niejednoznaczne, zwiewne marzenie, subtelne refugium dojrzewającej dziewczyny, będącej zakładniczką ambicji swoich bliskich, funkcjonującej w tyranii nieprzystawalnych do niej obowiązków, której nikt nie pyta o zdanie? Czy da się wpisać w partyturę ową oniryczną odę do wolności? Mission impossible?

Na szczęście nie, pod warunkiem, że ma się klucz, no i wie się, w którym momencie, i w których drzwiach go użyć. Wojciech Kościelniak dzierży go pewnie, używa zdecydowanie, bezbłędnie trafiając do właściwych drzwi, więc i efekt jest zjawiskowy, by nie rzec magiczny.

Teatr Nowy w Słupsku zaprosił jednego z najwybitniejszych reżyserów przedstawień muzycznych do wystawienia „Alicji w krainie czarów", czyli przekształcenia niełatwej przecież prozy, z natury przeznaczonej do dość zacisznej, indywidualnej recepcji, niełatwej do przeniesienia na szerszy plan. W filmie mają lżej, grając formą, szczególnie teraz, w czasach, gdy malarzy dekoracji zastąpili komputerowi magicy, ale w teatrze, nawet ze wsparciem projekcji video, tak łatwo nie pójdzie, bo w miejsce ekranu wchodzi przecież bezpośrednia interakcja aktor – widz. Tu trzeba więcej treści, aby nic z przesłania nie umknęło. W kinie zachwyty załatwią efekty, w teatrze liczy się efekt, jakże ulotny, trudny do osiągnięcia w scenicznej estetyce.

Kościelniakowi się to udało. Śpiewająco. Inscenizacja emanuje istotą utworu Carrolla – eskapistyczną wyobraźnią, bytem poza czasem, niechęcią do dorosłości, przynajmniej takiej jaką uosabia otoczenie. Tym nieustannym: rosnę, nie rosnę, nieco rozpaczliwą ambiwalencją dojrzewania. To nader realistyczna baśń o ścieraniu się dwóch żywiołów: możności i niemożności, klinczu chcieć i móc, osaczeniu koniecznością dokonania wyboru, a przecież:
„Są drzwi i zamki
Brakuje klucza
Wiedza o kluczach
I drzwiach naucza
Deficyt klucza
Przejście wyklucza
Dokucza taka myśl (...)
Dokucza..."

Jest tam także nienasycenie niezgodą na schemat, bylejakość i banał, lęk przed przyprawianą przez świat gębą, jak choćby w tym refrenie:
„Zimna herbatka
Rzadka sałatka
Oni szurnięci
Ona wariatka
Gadka-szmatka
Mózgi zatka
Gładka gadka
Stop klatka".

Sól musicalu to muzyka i libretto. Ta pierwsza – autorstwa Mariusza Obijalskiego bogato czerpie z wielu gatunków: klasycznej, jazzu, hip-hopu, latino. Tropów jest zresztą znacznie więcej, a końcowy efekt, wspierany przez ciekawą, różnorodną paletę aktorskich głosów, w połączeniu ze znakomitym przygotowaniem wokalnym Ren Gosławskiej, skutecznie utrzymuje widownię w stanie rozwibrowania przez niekrótki przecież, prawie trzygodzinny spektakl. Niesamowite jest libretto Wojciecha Kościelniaka, błyskotliwie operujące słowem i rymem, emocjonalnie i gatunkowo rozpięte między liryczną elegią a gniewnym protest songiem, zabawne i mądre jednocześnie, takie jaka powinna być młodzieńcza dorosłość. Potencjał hitu ma wiele piosenek, ale szczególną uwagę warto zwrócić na brawurowy song o nargili „Szisza wycisza, faja oswaja", „Piosenkę o bachorze" oraz wulkaniczne „Homarmambo". Perfekcyjna jest choreografia Mateusza Pietrzaka, finezyjna i precyzyjna jednocześnie. Widać ciężką, wielotygodniową pracę zespołu, która dała olśniewający efekt.

Aktorsko spektakl jest ucztą. Gry, śpiewu i tańca. Zacznijmy od roli tytułowej. Alicja, w wykonaniu Aleksandry Rowickiej, na oczach widzów przeistacza się z dziewczynki w świadomą swojej wartości, pewną wyboru kobietę o wciąż ufnie otwartej duszy. Aktorka pewnie operuje intrygująco oryginalnym głosem o bogatej skali. Zwróćmy uwagę na finałowe wokalne credo, oznajmiającej tym co za lustrem i światu, że znalazła drogę, po której będzie szła w zgodzie ze sobą, bo tak chce:
„Nie zostanę
Smutną lalką
Którą zgubił
Ciemny las.
Odważniejsza
I weselsza
Ruszam w rzeczy -
wisty świat."

Ten hymn na cześć mądrej, nieskrępowanej młodości zapada w pamięć. Może i powinien służyć za inspirację tak entuzjastycznie reagującej nań publiczności. Nie sposób przeoczyć Królicy - Katarzyny Pałki, aktorki w tym gronie najbardziej doświadczonej, niezwykle wszechstronnej, co udowadnia w każdej scenie ze swoim udziałem. Brawurowo interpretuje Królową Kier Jowita Kropiewnicka, grając apodyktycznie groteskową władczynię zastygłych w przerażeniu dworzan, chętnie wchodzącą w interakcję z widownią, w grze w kolory z szafotem w tle.

Wśród panów warto zapamiętać Kacpra Bocka zjawiskowo odlatującego na wydychanych przez siebie oparach, z lubością mantrującego:
„Szisza wycisza
Faja oswaja
Płyną opary
W leśne konary
Snują nargile
Myśli motyle
Unosząc
Siwy dym",
czego zresztą nie sposób nie nucić wychodząc z teatru. Także Dawid Suliba, jako Kot z Cheshire, daje popis giętkości słów i gestów, usiłując wytłumaczyć Alicji, że sensowne wybory sufluje tylko głos wewnętrzny.

Słupska „Alicja" to sukces. Także dyrekcji, bo trzeba mieć odwagę wystawienia tak trudnego, nieoczywistego musicalu w teatrze o niezbyt bogatych tradycjach śpiewogier. Przede wszystkim jednak jest on wynikiem nieczęstej koincydencji: precyzyjnego konceptu doświadczonego reżysera, ciągle głodnego artystycznych wyzwań, wspartego erupcyjnym wręcz entuzjazmem młodego zespołu. Ten właśnie perfekcyjny synkretyzm pozwolił na stworzenie spektaklu tyleż atrakcyjnego, co ambitnego, niegubiącego istotnych sensów, dobitnie ukazującego wartość jednostki i jej wyborów, dającego do myślenia, będącego manifestem wolności, w czasach tak dla niej niełatwych. Udanie spinającego dziewiętnastowieczny koncept literacki z współczesną wrażliwością i estetyką. Cóż, sen to świadectwo potęgi wyobraźni, i widzimy to na scenie. Scenie małej rozmiarem, jednak wielkiej rozmachem. Nowy pod dyrekcją Dominika Nowaka nieustannie zaskakuje, w końcu to nazwa determinująca, stać w miejscu nie wypada...

P.S. Tak się moje artystyczne drogi ułożyły, że w odstępie miesiąca widziałem dwa musicale, tu recenzowany oraz, w lutym, „Moulin Rouge" na Broadwayu. Gdyby ktoś zadał mi teraz pytanie, który z nich cenię bardziej, miałbym spory kłopot z odpowiedzią, szczególnie gdy dźwięczy mi w uszach finałowe:
„Tańcz, tańcz z nami Homarmambo
Owiń się glonów girlandą
Bądź scherzando wśród tremolando
Oświeć rozum serca lampą
Cuda się staną
Zatańczysz z falą
I morską pianą
Importowaną
Inwestuj w radość
Nieokiełznaną
Niepohamowaną
Homarmambo!"

Tomasz Mlącki
Dziennik Teatralny Warszawa
23 marca 2023

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...