Pani z Birmy

rozmowa z Anną Smolar

Młoda reżyserka Anna Smolar przygotowuje spektakl o birmińskiej opozycjonistce Aung San Suu Kyi - "Pani z Birmy" według monodramu Brytyjczyka Richarda Shannona "The Lady of Burma". Premiera - 27 czerwca.

Dorota Wyżyńska: Nazywasz "Panią z Birmy" nie spektaklem, ale instalacją.

Anna Smolar: Już na etapie wstępnych rozmów z panią Krystyną Jandą zdecydowałyśmy, że nie będzie to klasyczna inscenizacja tekstu Brytyjczyka Richarda Shannona "The Lady of Burma". Monodram Richarda Shannona jest napisany dla brytyjskiej publiczności, która dobrze zna noblistkę i jej los. Aung San Suu Kyi przez 20 lat żyła w Anglii. Jej legenda jest głęboko zapisana w zbiorowej świadomości. Anglicy są na taki tekst przygotowani, chętni do wysłuchania monodramu o jej emocjach i tęsknotach. Natomiast my, w Polsce, nie znamy Suu Kyi i myślę, że mało nas interesuje sentymentalna podróż w stronę jej wspomnień. 

Poznając historię życia Aung San Suu Kyi, zrozumiałam, że nic nie jest tak silne i sugestywne jak czyste fakty. Wobec takiego tematu, którym jest los Aung San Suu Kyi i historia współczesnej Birmy, mam wrażenie że literatura jest bezradna i naiwna, że forma dokumentalna może być jedyną słuszną formą opowieści. Że jedynie taki typ narracji może przybliżyć nam historię tej niezwykłej kobiety, która dzisiaj, w tej chwili, walczy z mrocznym reżimem i podejmuje dramatyczne decyzje. Dokumentalny charakter spektaklu pozwala nam zadać pytanie o to, co nas łączy z historią Birmy, kraju zupełnie nam obcego i może obojętnego. 

Poprosiłam reportera Pawła Smoleńskiego żeby opowiedział nam o tej fantastycznej kobiecie, żeby stał się narratorem jej losu. Wykorzystujemy w spektaklu materiały archiwalne, opowieść jest w dużej mierze oparta na faktach, na autentycznych wypowiedziach Suu Kyi, na doświadczeniu Pawła i na zdjęciach Marcina Sudera, który spędził pół roku w birmańskiej dżungli, z partyzantami i uchodźcami. Wykorzystujemy fragmenty tekstu Ryszarda Shannona na zasadzie monologu wewnętrznego naszej bohaterki.

Spektakl można nazwać instalacją, ponieważ będzie on połączeniem trzech poziomów narracji: z jednej strony rozbudowana ścieżka dźwiękowa, z drugiej projekcja wideo, z trzeciej aktorka, Grażyna Barszczewska, postawiona w danej sytuacji, która jest dla nas odpowiednikiem scenicznym stanu uwięzienia. Jej obecność na scenie jest dość bliska zasad performance\'u, jeśli chodzi o stosunek do czasu, do akcji, do słowa, który się rodzi. Grażyna wprowadza nas w świat aresztu domowego i w jego dziwne reguły. Jak człowiek walczy z mijającym czasem? Z bólem fizycznym i psychicznym? 

A czego dowiedziałaś się o niej jako kobiecie przygotowując się do premiery?

- Jest postacią fascynującą. Charyzmatyczna, uwodząca, niezwykle inteligentna i oświecona. Jest przy tym bardzo bezpośrednia, używa prostego języka, kiedy przemawia do tłumu. Jej polityczne wystąpienia są prawdziwe, bardzo konkretne i trafiają do każdego. Są oparte na myśli buddyjskiej, na przekonaniu, że wartości duchowe nie mogą być oddzielone od polityki. Mówi o miłości, o wybaczeniu, o współczuciu. Jej wizja demokracji oparta jest na otwartym i szczerym kontakcie z drugim człowiekiem. Jest to propozycja, która może brzmieć bardzo naiwnie i utopijnie, my jesteśmy raczej uczeni tego, że polityczna gra musi być oparta na kłamstwie. Ale jej wieloletnia walka i wytrwałość są przykładem głębokiej wiary i oddania wyższej sprawie. Słuchając jej wypowiedzi, można chyba tylko wierzyć i powtarzać za nią, że dobro zwycięży, że demokracja jest nieunikniona. 

Do tego Suu Kyi wygląda jak gwiazda filmowa. Jest piękną kobietą. Zawsze perfekcyjnie ubrana, ze świeżymi kwiatami we włosach. A przy tym ma w sobie tę delikatność, rodzaj tajemnicy, kruchości, taką niecodzienną aurę. Kobieca, asertywna, dumna. Trudno się dziwić, że interesują się nią pisma kolorowe na świecie, że stała się też ikoną dla wielu artystów (U2, Black Eyed Peas, Jane Birkin czy Damien Rice śpiewają piosenki na jej cześć).

Ale jej historia jest tragiczna. Kiedy czytałam opowieść o niej pióra Pawła Smoleńskiego w "Wysokich Obcasach", dotknęło mnie wiele szczegółów. Np. to, że nie pojechała nawet na pogrzeb swojego męża.

- Jestem pod wielkim wrażeniem jej oddania, niezłomnej wiary, jej siły. Jednak patrząc od strony czysto ludzkiej, jej decyzje wydają się moralnie dwuznaczne. Myślę, że dla wielu ludzi byłyby trudne do zrozumienia. To jest ten kruchy punkt w jej życiorysie. Dla walki o wolność Birmy zostawiła swoich bliskich, którzy jej potrzebowali. Synowie i mąż zostali w Anglii, przedwcześnie osieroceni. Nawet kiedy mąż ciężko zachorował na raka, zdecydowała się zostać w Birmie, nie mieli szansy spędzić ostatnich miesięcy jego życia razem, nie pojechała się z nim pożegnać. Wiedziała, że jeśli zdecyduje się na wyjazd, nie będzie miała szansy powrotu do Birmy. Mówi się o jej świętości, ale ta świętość jest ambiwalentna, może się wydać nawet nieludzka. Oddała się swojemu narodowi, i to kosztem najbliższych. Poświęciła swoje życie rodzinne. Kim jest ta kobieta, z czego jest zbudowana, że potrafiła podjąć decyzję tak heroiczną i okrutną zarazem?

Przede wszystkim walka, idea, misja, której nie można porzucić. Zaczęła pewną pracę, polityczną i duchową, która jest tak olbrzymia, że nie może się już cofnąć. Tutaj dochodzi jeszcze coś, co jest nam trudno zrozumieć - myśl buddyjska. To sprawa dystansu i obiektywizmu w patrzeniu na własne życie. Ona mówi, że rodzina jest częścią jej życia, ale Birma też jest częścią jej życia. Aung San Suu Kyi jest córką bohatera narodowego, człowieka, który doprowadził Birmę do niepodległości. Przez niego uzyskała aurę świętości. Dla Birmy jest symbolem. Ma świadomość, że dla większości Birmańczyków jest jedyną nadzieją. Wierzą w nią wszyscy, od najprostszych ludzi po elity. Oni nie mają innego ambasadora na świecie, który by mówił głośno: "jest taki kraj jak Birma, gdzie istnieje najstraszliwsza dyktatura".

Jaki tekst zamówiłaś u Pawła Smoleńskiego?

 Umówiliśmy się na bardzo prostą formę. Paweł usiadł przy mikrofonie i po prostu zaczął opowiadać. O Birmie, o tym, co tam widział i czuł. To jest jego osobista relacja, subiektywne spojrzenie na ten kraj okiem reportera. Poprzez doświadczenie Pawła i jego wiedzę o tym, kim jest Suu Kyi i co symbolizuje, chcemy oddać zapach tego, co się dzieje w Birmie. A jednocześnie spróbować szukać więzi między tym, co jest tam, a tym, co tu, u nas.

Nie przez przypadek robimy ten spektakl właśnie na 20-lecie wolnej Polski. Co zrobiliśmy ze swoją wolnością? Jak daleko jesteśmy do przodu w budowaniu demokracji? Spójrzmy na kraje, którym jeszcze do demokracji daleko. Które może potrzebują, żeby o nich mówić jak najczęściej i jak najgłośniej. 

Aung San Suu Kyi jest od 14 maja w prawdziwym więzieniu, toczy się jej proces, który jest absolutnie kafkowski, oparty na fikcyjnych oskarżeniach. Nie wiemy, co się stanie w najbliższym czasie. Junta jest kapryśna, nieprzewidywalna. Mogą ją równie dobrze zamknąć na 5 lat, jak uwolnić w najbliższych dniach. Jej stan zdrowia nie jest dobry, co juntę raczej niepokoi. Generałowie boją się o brutalne powstanie Birmańczyków przeciw reżimowi, gdyby ASSK miała umrzeć.

W projekcie "Pani z Birmy" bierze udział aktorka Grażyna Barszczewska. Zastrzegasz jednak, że nie będzie w żaden sposób ucharakteryzowana. 

- Grażyna Barszczewska nie będzie się wcielała w ASSK w sposób bezpośredni ani nie będzie na nią ucharakteryzowana. Swoją obecnością będzie raczej reprezentowała nasze wyobrażenie o tej kobiecie, o jej sytuacji uwięzienia, o jej codzienności i micie, którym się stała. 

Dom z jednej strony jest jak kokon, jak bezpieczne i przytulne gniazdo, a z drugiej staje się piekłem, z którego nie można uciec. Próbujemy dotknąć tego paradoksu, budując klaustrofobiczne pomieszczenie. Aung San Suu Kyi jest osobą powściągliwą i nie lubi mówić o sobie. Pytania dziennikarzy, zbyt intymne albo ciekawskie, często obraca w żart, albo mówi: "Proszę o odrobinę dyskrecji. To chyba nie jest aż takie ciekawe? Nie lubię melodramatu". My troszkę niedyskretni jednak będziemy - interesuje nas zderzenie sfery prywatnej i publicznej, matki i polityka, spotkanie człowieka i swojej legendy. Za to melodramatu nie będzie. 

Po raz pierwszy pracujesz w Teatrze Polonia. Jakie są twoje wrażenia?

- Polonia jest wyjątkowym miejscem pracy. Ma się wrażenie, że każda osoba, która tu pracuje, czuje się odpowiedzialna, utożsamia się ze wszystkim, co powstaje, i jest gotowa oddać bardzo dużo swojego czasu. To jest scena, na której buduje się inną relacje z widzem. Istnieje w Polonii duża świadomość tego, kim są widzowie i o czym chcemy z nimi rozmawiać, jak z nimi utrzymywać stały dialog. I nie wynika to tylko z realiów ekonomicznych prywatnego teatru, który musi myśleć o swoim przetrwaniu. To jest miejsce zbudowane na idei, że teatr ma być przestrzenią wymiany bardzo autentycznej, opartej na dyskusji z gustami i potrzebami widza. Relacja z publicznością jest w Polonii pełna uwagi i chęci szczerego spotkania. Z jednej strony oferuje rozrywkę, z drugiej strony konfrontuje z trudnymi, czasem bolesnymi tematami. Podziwiam to, że pani Krystyna Janda proponuje w swoim teatrze spektakl o birmańskiej opozycjonistce. To jest temat, który może się wydać trudny i nieatrakcyjny, Birma jest od nas tak odległa Ale zaufanie, które zostało zbudowane między Polonią a widzami, pozwala właśnie na podejmowanie takiego ryzyka. Z poczuciem że warto, że to ma sens; z nadzieją, że każdy choć trochę zarazi się historią Aung San Suu Kyi. Że uwierzy w nią, jak się wierzy w bajki, a potem przypomni sobie, że to wszystko dzieje się naprawdę.

Dorota Wyżyńska
Gazeta Wyborcza Stołeczna
20 czerwca 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...