Pantomima ma się dobrze!

11. Międzynarodowy Festiwal Sztuki Mimu

Są spotkania, które zmieniają.

Są zdarzenia, które naznaczają na całe życie.

Są wreszcie artyści, którzy zmieniają oblicze sztuki.

Pantomima, podobnie jak i solowe widowiska mimiczne, od zarania dziejów usytuowane były na obrzeżach teatru. Osobliwość tę Zbigniew Raszewski określił mianem teatru drugiego nurtu, który to posiada przedziwną zdolność asymilowania przeróżnych stylów, nie troszcząc się przy tym o jednolitość gatunkową. Było tak w przypadku mima antycznego, średniowiecznych żartownisiów – ioculatores, artystów commedi dell’arte, czy też tych, zajmujących się pantomimą na jarmarkach. Było wreszcie i tak w przypadku działalności artystycznej Henryka Tomaszewskiego.

Tradycja mimu i pantomimy francuskiej, do której chcę się tu odwołać, ma to do siebie, że w zadziwiający sposób od czasów Étienne’a Decroux, trwa nieustannie. Jej korzeni należy doszukiwać się nie tylko w twórczości Jeana Gasparda Deburau, który w postaci Pierrota, powstałej na bazie Pedrolina z commedi dell’arte zamknął się na całe życie, ale i w komedii włoskiej, a nawet tradycji mimu i pantomimy antycznej.
 
Nieprzerwanie po działalności Étiennie’a Decroux – twórcy mimu czystego (zjawiska opierającego się wyłącznie na wystudiowanym ruchu ciała) do plejady wybitnych artystów niemej sztuki dołączyli jego uczniowie tj. Jean-Louis Barrault, Marcel Marceau. Zaistnieć w świecie mimu pozwoliło im znalezienie własnej, artystycznej drogi. Marcel Marceau niewątpliwie przepracował tradycję, z której się wywodził, co paradoksalnie, zagwarantowało jej nośność i ciągłość. Powiedzenie Jerzego Grotowskiego – prawdziwy uczeń wysoko zdradza swojego Mistrza – świetnie oddaje stosunki dwóch wielkich francuskich mimów. Marceau, uznany był przecież przez Decroux za zdrajcę, bo na bazie przejętej od nauczyciela techniki, dokonał jej przetworzenia i wyszedł poza ograniczenia i dyktaty ustalone przez mentora. Uczniowi pozwoliło to stworzyć syntezę postaci Charliego (Chaplina) oraz Pierrota (Deburau) – postać Bipa, nazywanego Pierrotem naszych czasów. Jego przygody prezentował Marceau w mimodramach, tworząc całą serię przygód prostodusznej postaci, bardziej zresztą burleskowej niż tragicznej, pokazującej zagubienie w przytłaczającym ją świecie.

Na 11. Międzynarodowym Festiwalu Sztuki Mimu w Warszawie antreprener Bartłomiej Ostapczuk – Dyrektor Artystyczny Festiwalu, zapowiadając występ ostatniej z grup dodał, że pantomima ma się dobrze, a potwierdzeniem na to, miało być zaprezentowane widowisko.

Co z niego wynikło?

Zapewne fakt, że niewątpliwie w ostatni weekend sierpnia w Warszawskim Teatrze na Woli byliśmy świadkami wyjątkowego wydarzenia artystycznego. Jego sprawcami była grupa Compagnie Bodecker & Neander.

Kim są jej twórcy?

Wolfram von Bodecker i Alexander Neander pracują razem od piętnastu lat. W 1996 zostali absolwentami studiów w Ecole Internationale de Mimodrame de Paris pod dyrekcją Marcela Marceau. Wtedy też powołali do życia Théâtre Mimo Magique. Dziesięć lat później nazwę zespołu, pod którą występują do dziś, zmienili na Compagnie Bodecker & Neander.

Pierwszym przedsięwzięciem męskiego duetu był spektakl „Silence”. Artyści zdobyli nim nagrodę publiczności Berlin Audience Award. Ich kolejnym projektem było przedstawienie „Out of the blue”. Następnie, we współpracy z reżyserem Lionelem Nard, Bodecker i Neander przygotowali musical „Bonjour Monsieur Satie!”– spektakl-hołd dla życia i twórczości francuskiego kompozytora Erika Satie’a. W listopadzie 2007 roku Compagnie Bodecker & Neander na scenie Philhamonie Luxemburg debiutowało musicalem „Tulles et son ombre”. W przedsięwzięciu tym artyści, przy akompaniamencie United Instruments of Lucilin, do muzyki współczesnego kompozytora Martina Matalona, prezentowali historię Tullesa.
Widowisko „Deja-vu?” w reż. Lionela Ménarda, zaprezentowane w Warszawie, miało premierę w lutym 2009 roku w Dreźnie. Program „Deja-vu?” składa się z dwóch części. W pierwszej publiczność miała okazję zobaczyć etiudy takie jak: Muzyka wody, Marsjanin, Sprzedawca balonów, Uczeń Czarnoksiężnika, Nauczyciel oraz W kawiarni. Na część drugą składały się cztery historie: La boutique fantasque, Historia Hollywoodzka, Policjanci i Złodzieje oraz Akwarela.

Duet Bodecker i Neander wykreował dwie postaci – nowe typy bohaterów, których bez większej przesady można nazwać dziś godnymi następcami marcelowskiego Bipa. Obie postaci mają twarze pomalowane na biało, wyraźnie zaznaczone brwi i podkreślone powieki. Kreowany przez Nander’a bohater jest nieco wyniosły i dumny, a przy tym gapowaty. Ubrany w czarne – eleganckie spodnie, białą koszulę i długą marynarkę, na głowie ma sporych rozmiarów cylinder, przez co sprawia wrażenie wysokiego. Daje mu to też pozorną przewagę nad postacią kreowaną przez Bodeckera. Ten drugi ma głowie ma baretkę, ubrany jest w czarne – garniturowe spodnie, białą koszulę i frak. Czasami na jego szyi powiewa też biały szal. Bohater jest trochę niezdarny, głupkowaty, naiwny, bywa też nieco bojaźliwy.
Występowanie tych postaci w jednym widowisku i zbudowanie ich sylwetek poprzez opozycję cech ich charakterów, pozwala, w prezentowanych etiudach, uzyskać wysoki stopień komizmu. Przy tym wszystkim obu bohaterów łączy prostota myślenia i działania, oraz ciapowatość, która przybliża ich do chaplinowksiego bohatera ludu.

Zaprezentowany program „Deja vu?” broni się sam. Składają się na niego: kapitalne pomysły – rozwiązania inscenizacyjne, włączanie w prezentowane etiudy elementów slapstickowych, a także iluzji i magii, które przeplatają się tu na przemiennie z niezwykle sprawnym opanowaniem warsztatu mimicznego. Na świetnie widowisko złożyły się też: gra świateł i kapitalnie dobrana muzyka. Nic w tym dziwnego. Na sukces tej grupy pracują nie tylko sami występujący, ale i: Lionel Nard – reżyser, odpowiedzialny za kostiumy Sigrid Herfurth, Werner Wallner – reżyser świateł oraz Lukas Beluch – asystent.

Bodecker i Neander w „Deja vu?” bez wątpienia pozostają w konwencji pantomimy Marceau, choć i to nie do końca. Faktem jest, że część, składających się na program „Deja vu?” etiud było mimodramami w stylu Marceau, a wiec dążącymi do stworzenia pewnej fabuły opowieściami, w których istniał związek między epizodami gestycznymi i w których dostrzec można było pewne struktury narracyjne właściwe komedii lub tragedii. Cześć zaprezentowanych historii – w tym La Boutique Fantasque (występowała tu rzeźba – w tej roli Olga Domańska) – nosiła jednak znamiona pełnospektaklowego widowiska, a więc pantomimy uprawianej na modłę szkoły polskiej, stworzonej przez Tomaszewskiego.

Męski duet Bodecker i Neander w Warszawie odniósł ogromny sukces. Najbardziej ciekawymi momentami zaprezentowanego programu były te, w których przebijał się autorski styl samych twórców i to wszystko, co świadczyło o ich artystycznej odrębności. Trudności z jakimi zapewne zmaga i będzie się zmagał zespół, to piętno spuścizny Marceau, które grozi bezustannym porównywaniem do Mistrza oraz zamknięciem w wypracowanej przez niego estetyce oraz środkach wyrazu.
Wydaje się jednak, że Bodecker i Neander są na najlepszej drodze do wypracowania własnego stylu. Duetowi pozostaje jedynie pogratulować wyśmienitego występu i życzyć dalszej, konsekwentnej oraz wytrwałej drogi rozwoju.

Katarzyna Łuczyńska
Dziennik Teatralny
1 września 2011

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...