Paradoks samobójcy

"4.48 Psychosis" - reż. Grzegorz Jarzyna - Teatr Polski w Poznaniu

Sarah Kane popełniła samobójstwo w wieku 28 lat, a "4.48 Psychosis" to jej ostatnia, wydana pośmiertnie sztuka. Od prapremiery minęło kilkanaście lat, wygasły już spekulacje dotyczące bezpośrednich związków "4.48 Psychosis" ze śmiercią autorki. Dramat ten obronił się przed losem jednosezonowej sensacji, gdyż porusza szereg spraw, z którymi każdy z nas musi zmierzyć się indywidualnie.

"4.48 Psychosis" opowiada o świecie, w którym psychologia i psychiatria zaspokoiły ludzką potrzebę duchowości. Zdaje się, że odpowiedziały na zadawane przez nas od wieków egzystencjalne pytania. Czy na pewno? Najlepszy dowód na to, że medycyna nie jest w stanie uśmierzyć duchowej pustki, daje postać grana przez Magdalenę Cielecką.

Choroba, na którą cierpi dziewczyna "zamraża" jej relacje z pozostałymi bohaterami sztuki: kochanką (Katarzyna Herman) i lekarzami. Związek obu kobiet nacechowany jest niezaspokojoną potrzebą bliskości, której nie wyczerpują nawet gwałtowne pieszczoty, pozostawiając po sobie uczucia dojmującej samotności i tęsknoty. Jedynie w tych krótkich momentach uobecnia się w spektaklu cielesność. Dopełnia jej niezwykle sugestywny język dramatu, w którym nomenklatura medyczna została zrytmizowana i podana w poetyckiej formie. Sposób mówienia postaci najintensywniej wyraża konflikt obecny w spektaklu.

W zderzeniu z lekarską bezdusznością, gdy ludzkie cierpienie zostało zredukowane do coraz większej dawki lekarstw, jedynym sposobem na ocalenie własnej indywidualności wydaje się samobójstwo. Dokładnie przemyślane i przeprowadzone, aby nie wyglądało na wołanie o pomoc. Tutaj pojawia się paradoks. Samobójczyni ma odwagę dokonać zamachu na własne życie i robi to, natomiast nie jest w stanie znieść własnej choroby z godnością. Do tego trzeba większej odwagi.

Spektakl nie epatuje przemocą. Ostatnia sekwencja, w której dochodzi do aktu samounicestwienia stworzona została światłem. Sylwetka Magdaleny Cieleckiej powoli pogrąża się w ciemności. W końcu jedynym widocznym na scenie punktem pozostaje twarz aktorki, która jakby unosiła się w powietrzu. Słychać powtarzane słowa: "znikam", a potem "dokonało się".

Ostatnia ze sztuk brytyjskiej dramatopisarki nie daje widzom żadnej nadziei, na długo po wyjściu z teatru pozostawiając ich w głębokim przygnębieniu. Mimo to, wciąż powracamy do Kane i nadal będziemy to robić - pisarstwo wyrosłe z bólu nigdy nie będzie estetyką przebrzmiałą i martwą.

Ksenia Lebiedzińska
Teatr dla Was
8 listopada 2013
Teatry
TR Warszawa

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...