Parasolki z Terezina

"Terezin" - reż: Z. Mich - Stary Teatr w Krakowie

W beznadziejnej sytuacji można wykreować ciepły jasny obraz. Piosenka staje się jedyną rzeczywistością, w której można żyć. Symulakrum czasów przed II Wojną Światową - kilkoma linijkami tekstu i melodią pozwalającą ukryć się przed koszmarami realności. Manipulacja realnością i jej kreowaniem staje się niebezpieczną bronią w rękach nieodpowiednich osób

„Terezin” jest spektaklem, który próbuje opowiedzieć historię miasta – getta Theresienstadt. Miejsca stworzonego, wykreowanego, będącego domem dla tysięcy Żydów podczas II Wojny Światowej. Staje się domem jedynie dzięki ludzkiej umiejętności asymilowania się, ratowania wyobraźnią od beznadziejności sytuacji. Ukojeniem staje się sztuka, która w tym wypadku oddziela dusze od ciała cierpiącego. Idylliczność piosenek kabaretowych zestawiona jest z beznadzieją i rzeczami ostatecznymi. Pisząc tą recenzje przekonałam się, że historia Theresienstadt nie jest znana tak dobrze jak historia polskich obozów koncentracyjnych. Przedstawienie jednak ma w sobie wiarę w podstawową wiedzę widzów i inteligencję nie zajmując się „wykładaniem” historii, ale przeżywaniem jej. 

Scena skonstruowana niczym zamknięty orzech, otwierana w niezwykły sposób, poprzez rozwarcie się sześcianu na dwa trapezy, które okazują się być częścią długiego podestu. Na nim jest makieta miasta. Początkowo wszystko jest porozrzucane, lecz domki zostają starannie ułożone w mapę Terezina. Po bokach stoją pulpity, przy których aktorzy odczytują kolejne kartki historii miasta. Ponad makietą, w głębi sceny zostanie wykreowana rama sceniczna, w której będą śpiewane piosenki, odgrywane sceny ilustrujące słowa utworów.

Jednoznaczne stwierdzenie, iż powstał teatr, czy kabaret mija się z celem i spektakl ucieka od prostych charakterystyk i szufladkowania. Działalność sceniczna z jasnych powodów była dorywczą aktywnością, niekiedy ponad siły i pomimo częstych transportów do innych obozów koncentracyjnych. W „Terezinie” rzeczywistość kabaretowa pochłania bohaterów, a praca nad spektaklami przeplata codzienność. Jednak ukazany w spektaklu świat piosenki i opisywana rzeczywistość oddzielone są od siebie w bardzo wyraźny sposób – postacie wychodzą, aby zagrać, zaśpiewać, przygotować się do występu. Potem znowu ukazują się i przy pulpicie kontynuują relacje – kroniki życia codziennego. Przełamanie tej konwencji następuje jedynie w momencie przypomnienia sobie słynnej opery dziecięcej wykonywanej w Terezinie. Nie wymaga to przygotowań, wydzielonej sceny, odpowiedniego ubrania, światła – pochodzi prosto z pamięci, z serca i jawi się, jako jedyne realnie ukazane doświadczenie. 

Uczucie kreowania rzeczywistości, straszliwości manipulacji pojawia się jedynie będąc wymienione, zaznaczone przez postacie. Wtedy widz odczuwa tragizm, straszność zjawiska, jakim jest Terezin. Manipulacja rzeczywistością i akcja tworzenia przez nazistów, z miasta – getta kurortu zapadanie każdemu w pamięć. Opowiedziana wielogłosem, który otacza makietę Terezina, będącego sceną okrutnej tragikomedii z udziałem ekspertów różnych państw i więźniów – lalek ustrojonych na okazję wizytacji. Silnym jest połączenie idylliczności piosenek kabaretowych z beznadzieją i rzeczami ostatecznymi. Tymi dwoma tonami gra się na uczuciach publiczności na prostej zasadzie ciągłego kontrapunktowania wesołego smutnym. 

Po obejrzeniu spektaklu można mieć mieszane uczucia – czy opowiadał historię ludzi zwabionych i uwięzionych, czy historię okrutnej sceny wykreowanej przez nazistów? Zastanawia wypowiedz o pocztówkach z Oświęcimia, które niosły straszną prawdę, lecz jej ujawnienie było odsuwane, dopóki nie przybyły pierwsze transporty ludzi ewakuowanych z obozu. Czy społeczność Terezina pragnęła iluzji, podtrzymującej ich przy życiu, czy po wojnie można powtórnie wyciągnąć swoje życie z szafy zapominając, czy można inaczej?

Spektakl jawi się, jako zamknięty obraz, stworzony do podziwiania. Tworzone sytuacje, scenografia, płynność przechodzenia przez epizody, przeplecione w naturalny sposób piosenkami, rozwój akcji i wielotorowość historii ciekawi. Spektakl jednak zostawia nas w nie konstruktywnym zmieszaniu i może właśnie to było celem reżysera. Dzięki temu nie możemy oceniać wszystkiego w prostych kategoriach, jasnych tylko dla osób o ograniczonej wyobraźni i zbyt wysokim mniemaniu o własnej nieomylności. Spektakl delikatnie kreśląc sytuacje i poruszając emocje szuka widzów skupionych. Odsłania kolejne obrazy trudnego tematu, jakim jest II Wojna Światowa, który już od lat spychany jest na bok szczególnie przez ludzi bojących się nie jednoznacznych myśli i niejasnych opisów. 

Pozostaje jedynie zastanowić się nad zakończeniem spektaklu – historia kobiety, która przed wojną rozdzieliła się z narzeczonym uciekającym za granicę, wracającym, aby szukać rodziny. Słyszymy, że stanęli naprzeciwko siebie skrępowani zmianą wyglądu; po sześciu latach, z ich rodzin, zostali tylko oni. I co? Pobrali się.

Justyna Stasiowska
Dziennik Teatralny Kraków
1 kwietnia 2009

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia