Październikowy numer miesięcznika 'Odra'

'Odra', października 2006. Jesienny, bardzo jesienny jest ten numer 'Odry'. Tematy poważne jak zwykle, tak samo autorzy, a wymowa całego numeru generalnie taka, że dobrze by już było zwinąć ten majdan zwany światem i pojechać na wakacje tam, gdzie ani śladu po politykach, terrorystach, historykach i bezlitośnych ekonomistach.
Na pociechę po tym numerze miesięcznika zostanie bonusowa płyta CD z wierszami Tadeusza Różewicza mówionymi przez samego autora. 'Nie grozi nam wielka wojna, tym samym jesteśmy bezpieczniejsi' - deklaruje w tekście otwierającym numer wrocławski politolog, prof. Zbigniew Cesarz. I zaraz dodaje: 'Będziemy natomiast mieli do czynienia z coraz większą liczbą konfliktów lokalnych i to właśnie jest największe zagrożenie dla współczesnego świata. Skończyły się czasy, kiedy o polityce, w sensie użycia siły, decydowały rządy. Obecnie siła stosowana jest nie tylko przez państwa, ale i przez narody walczące o utworzenie własnego państwa, a nawet przez te ugrupowania religijne, które uznają, że ich wiara zezwala na stosowanie siły'. Brzmi to wszystko jakoś uspokajająco, ale przecież wcale nie sprawia, że poczucie zagrożenia jest mniejsze ani że globalna wojna jest mniej przerażająca od krwawych konfliktów lokalnych czy ataków terrorystycznych (bo z punktu widzenia jednostki nie jest), ani że nagle pokocham prezydentów Busha i Putina za ich pacyfizm. Wzruszające, ale wcale nie podnoszące na duchu są wspomnienia Györgya Dalosa, węgierskiego pisarza i publicysty, który w październiku pamiętnego roku 1956 miał lat 13 lat i wydarzeniom węgierskiej rewolucji przyglądał się z perspektywy zdziwionego i podnieconego, za to nie całkiem świadomego wagi sytuacji, dziecka. Gorzka jest konkluzja tego przeplatanego stenogramami audycji radiowych tekstu, dotycząca lat już odległych od tragicznego października: 'Dopiero w czasie kryzysu lat 1987/88 wiara w stabilność [komunistycznego] systemu zaczęła się chwiać. Nagle zaczęło być w dobrym tonie obnoszenie się z miną opozycjonisty'. Skoro o rozliczeniach z komunistyczną przeszłością mowa: ciekawy jest dwugłos Leszka Budrewicza i Viktora Grotowicza (obaj autorzy mają za sobą chwalebną, opozycyjną przeszłość, więc i tytuł do zabierania głosu niekwestionowany) w sprawie czynnej do niedawna wystawy 'Twarze bezpieki' na wrocławskim Rynku. Budrewicz jest entuzjastycznie 'za', Grotowicz sarkastycznie 'przeciw'. Pierwszy uważa, że IPN-owska wystawa służy, by tak rzec, budowaniu życia w prawdzie i pojednaniu, drugi - że świadczy jedynie o tym, jak ciągle potrzebny jest nam, Polakom, zastępczy i nieżywy już wróg, którego zwłoki bezpiecznie będziemy sobie mogli wyciągnąć z grobu i podeptać. Październikowa 'Odra' publikuje list Wojciecha Dzieduszyckiego, w którym hrabia przyznaje się do współpracy z PRL-owską bezpieką. Sprawa obiegła już wszystkie media, a Dzieduszycki zrzekł się już honorowego obywatelstwa Wrocławia, niemniej i odredakcyjny komentarz, i tekst Małgorzaty Dzieduszyckiej (córki Tunia) o tym, jak przyparty do muru hrabia przyznawał się do współpracy z UB, robią wstrząsające wrażenie.
Adam Domagała
Gazeta Wyborcza Wrocław
26 października 2006

Książka tygodnia

Hasowski Appendix. Powroty. Przypomnienia. Powtórzenia…
Wydawnictwo Universitas w Krakowie
Iwona Grodź

Trailer tygodnia