Pecunia non olet

"Czyż nie dobija się koni?" - reż. Małgorzata Talarczyk - Teatr Muzyczny im. Danuty Baduszkowej w Gdyni

Taniec, czynność z reguły przyjemna i niewymagająca od rytmicznie poruszającego się szczególnych umiejętności - wszak przeniesienie na ruch ciała tego, co nam w duszy gra nie musi zamykać się w sztywnych ramach konkretnego stylu - nie ma w sobie już nic z rozrywki.

Nieustanny, liczony w setkach morderczych godzin, sprawia, że wizja lepszej przyszłości maluje się przed tańczącym coraz wyraźniej, choć (paradoksalnie) spojrzenie traci na ostrości, a nogi odmawiają posłuszeństwa. Jakie są granice wytrzymałości człowieka startującego w tym szaleńczym biegu? I jak to możliwe, że dotyczy to również nas samych? Te pytania stawiają studenci kończący wkrótce swoją edukację w Studium Wokalno-Aktorskim w Gdyni, którzy na spektakl dyplomowy obrali sztukę Czyż nie dobija się koni?

Spektakl oparty na powieści Horace'a McCoya z 1935 roku, przeniesionej na kinowy ekran przez Sidneya Pollacka w 1969 roku, rozgrywa się w Ameryce lat 30. Stany Zjednoczone dotknięte wielkim kryzysem to rzesze bezrobotnych, którzy szansę na wyrwanie się z biedy upatrywali w udziale w maratonach tanecznych.

Na gdyńskiej scenie do konkursu tańca przystępuje pięć par - ta, która najdłużej utrzyma się na parkiecie, ma zdobyć 1500 dolarów. Jednak złudne wrażenie ma ten, kto pomyśli, że wysiłek przyniesie mu nagrodę. Maraton jest pomyślany jako widowisko tworzone ku uciesze gawiedzi, finansowej satysfakcji organizatorów i, przede wszystkim, do poniżenia uczestników. Rocky Gravo i Rollo Peters, dwaj mężczyźni o mocno podejrzanej reputacji (w roli czarnych charakterów wystąpili Jakub Badurka i Rafał Kozok), w imię sloganu show must go on decydują się np. zorganizować ślub dwojga przypadkowo poznanych uczestników, co ma zwiększyć oglądalność zawodów i wpłynąć na decyzje sponsorów. Tancerze są dla nich jedynie pionkami w grze, tytułowymi końmi, które mogą wyrywać się i szarpać, ale chomąta i tak nie pozwolą im się wyzwolić. Pozostanie tylko "srebrny deszcz" na odchodnym.

Studenci odnaleźli się w tej historii z różnym rezultatem. Aktorsko wybija się ponad resztę Ewa Kłosowicz w roli ciężarnej Ruby Bates. Kłębi w sobie masę emocji, które umiejętnie okazuje, dzięki czemu jej bohaterka wzbudza realne współczucie. Szczególnie zapada w pamięć scena, kiedy jak dziki koń próbuje się uwolnić, ale założone chomąto na elastycznej linie skutecznie jej to uniemożliwia (odwołań "końskich" jest zresztą więcej - scenografię tworzy wydzielona metalową siatką przestrzeń po obu stronach sceny, w której, jak w boksach, tancerze odpoczywają w przerwach). Zawodzą natomiast główni bohaterowie .Co prawda Dagmara Rybak jako Gloria potrzebuje więcej czasu, żeby wejść w skórę swojej postaci, co w końcu udaje się jej i w efekcie staje się butną dziewczyną z trudną przeszłością, ale już Paweł Draszba jako Robert przekonuje dopiero w solowej, tytułowej piosence. Zresztą każdy z młodych aktorów - jak to w spektaklach studenckich bywa - ma swoje przysłowiowe pięć minut, moment, w którym może zaprezentować się od jak najlepszej strony. Udowodnić, że umie zapalić na scenie papierosa, że zagra scenę gwałtu czy bójki, że stepuje (świetna wstawka taneczna Doroty Przygody i Michała Pasternaka). I to głównie tańcem bronią się studenci - pomysłowa i bardzo wymagająca fizycznie choreografia autorstwa Dariusza Lewandowskiego bywa chwilami karkołomna - obfituje w widowiskowe przerzuty, podnoszenia. W tle przez cały czas sączy się cicha muzyka, która w momencie wykonywania utworu wybrzmiewa głośniej. Artur Guza dokonał umiejętnej syntezy dwóch epok, zaczerpnął z jazzu lat 30. i współczesnego gatunku drum'n'bass, co przyniosło ciekawy efekt kompozycyjny.

Czyż nie dobija się koni? podejmuje ciągle aktualny, chociaż gorzki, temat - także dzisiaj nie brakuje osób, którym możliwość lepszego życia ma zagwarantować wygrana w reality show wraz z nieodzownym w nim upodleniem czy praca na czarno. Osób, które nie mają odwagi zakończyć tego metaforycznego maratonu, pogoni za pieniądzem. Studentom nie można odmówić talentu wokalnego, energii i masy entuzjazmu, ale ich maraton, ten artystyczny, dopiero się zaczyna - czas pokaże, co przyniesie.

Agnieszka Domańska
Internetowy Magazyn Teatralia
4 marca 2016

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...