Pękających serduszek ckliwy czar

"Ożenek" - reż. Grigorij Lifanov - Teatr Studyjny PWSFTv i T w Łodzi

"A kto umarł, ten nie żyje..." - powie ktoś o "Ożenku" Gogola, myśląc o weekendowej premierze, którą przygotowali pod okiem Grigorija Lifanowa studenci Wydziału Aktorskiego PWSTFTviT w Łodzi. Tymczasem Gogol ma się naprawdę dobrze, bo mord, jakiego na scenie Teatru Studyjnego dokonali dyplomanci, z wartością samej sztuki nie ma nic wspólnego

Wygląda na to, że reżyser przygotowując spektakl dał się ponieść fantazji, całkiem zapominając, jaki jest cel jego pracy ze studentami. Aktorzy zaś, ufając reżyserowi, scenografii i kostiumom, spodziewali się niechybnie, że one zagrają za nich na scenie. Realia i ludzka mentalność dziś są już całkiem inne niż w XIX-wiecznej Rosji, ale co stoi na przeszkodzie, by zachować wierność Gogolowi - byle grać go "z pazurem". To już będzie wielką sztuką. Co zaś chciał zrobić Lifonov - trudno jednoznacznie orzec.

Scenografia i kostiumy autorstwa Anny Tomczyńskiej lokują nas w groźnej, przerysowanej rzeczywistości: oto "Alicja w krainie czarów" w stylistyce ludowo-cepeliowej. I wizualnie jest to pomysł bardzo przyjemny, nawet intrygujący. Niestety, po pół godzinie nic do spektaklu nie wnosi, nie otwiera żadnego nowego kontekstu, nie oddaje stosunku twórców do tekstu sztuki (jeśli w ogóle jakiś stosunek mieli).

Mało kto, jak Gogol, potrafił w kilku słowach zawrzeć tyle odsłaniającego tajniki ludzkich dusz humoru. "Ożenek" w "Stuyjnym" humoru niemal całkiem został pozbawiony, a jednak młodzi aktorzy forsują swą estradową manierę z taką pewnością, jakby każdemu słowu miały towarzyszyć salwy śmiechu na widowni.

Z drugiej strony, język Gogola jest jak żywy ogień i gdyby w "Studyjnym" podano go na scenie w należyty sposób (w tempie, które pozwoliłoby wybrzmieć słowom), w kilka sekund spłonęłaby cała fantastyczna scenografia i fikuśne stroje, a aktorzy zostaliby nadzy. A tak - nie tylko scenograf miał zajęcie, ale i choreograf (zaiste poruszać się i machać laseczkami na prawo i lewo pośród takiej ilości foliowej pianki nie jest rzeczą daną każdemu).

Zaczęło się nieźle. Podkolesin (Daniel Misiewicz) walczy z matrymonialnymi koszmarami, nocne pragnienie z uporem gasi wodą z wiadra. Misiewicz jednak szybko traci wigor i gra oparta na gwałtowych podrygach zaczyna być monotonna. Gdy na scenę wejdą kolejni aktorzy, Misiewicz wyda się jedynym ratunkiem przez scenicznym pogubieniem. I nie dlatego, że aktorom brak talentu. Brak im raczej reżysera, który z nich (i siebie) wycisnąłby siódme poty.

Choć każdy ze sprowadzonych przez swatkę kandydatów do ręki Agafii godzien jest osobnego rozdziału książki, aktorzy grają ich płasko, bez przekonania i bez animuszu. Z tej barwnej galerii groteskowych typów niewiele zostaje. Jedna Julia Rybkowska, jako Fiokła, ma w sobie więcej aktorskiej energii i rezonu. Warto docenić Dorotę Kuduk (Duniaszka). Za pomysłowość i konsekwencję oraz za sumienną pracę nad rolą.

Rozczarowuje pierwsze spotkanie w teatrze z Joanną Osydą. Wściekle telewizyjną, bo nawet nie filmową grą opartą na marszczeniu noska i machaniu powiekami, nie tworzy się postaci. Ekstatyczną radość Agafii na myśl o uczuciu Podkolesina, oddaje Osyda z dziewczęcym wdziękiem, trudno jednak znaleźć dla tej sceny uzasadnienie. W ten sposób z "Ożenku" Gogola została historia jakiegoś złamanego serca jakiejś nie do końca odgadnionej dziewczyny. Ten dźwięk w finale spektaklu pozwolił nam nawet reżyser usłyszeć. We mnie też coś pękło.

Łukasz Kaczyński
Polska Dziennik Łodzki
11 stycznia 2011

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia