Pesymistyczne wypowiedzi artystyczne

"Przypadek Iwana Iljicza" - reż. Jacek Orłowski - 1. Łódź Czterech Kultur

Ostatniego dnia festiwalu Łódź Czterech Kultur uczestnicy oglądali video performance "Taniec świętego Wita" Ewy Bloom-Kwiatkowskiej, brali udział w kolejnej części warsztatów pisania ikon, oglądali filmy Grigorija Aleksandrowa oraz wysłuchali koncertu Andrzeja Olejniczaka i Apertus Quartetu. Dla miłośników literatury i teatru organizatorzy przygotowali spotkanie literackie "Młodzi idą w miasto" oraz dwa przedstawienia: uliczny spektakl "Time Out" w wykonaniu artystów antagon theaterAKTion oraz "Przypadek Iwana Iljicza" w reżyserii Jacka Orłowskiego

Spotkanie literackie poprowadzone przez redaktora Instytutu Książki Szymona Kloskę poświecone było twórcom z najmłodszego pokolenia, umownie nazwanego pokoleniem 89 (rok ich urodzenia). W Klubie Szafa o swojej twórczości opowiedzieli: Dominika Ożarowska - tegoroczna maturzystka debiutująca powieścią „Nie uderzy żaden piorun”, Joanna Lech - laureatka konkursów im. Berezina i im. Baczyńskiego, autorka tomiku poezji „Zapaść” będącego wynikiem jej przemyśleń dotyczących pozbywania się złudzeń i stopniowej rezygnacji z ideałów oraz Marta Syrwid - autorka zbioru opowiadań „Czkawka” i powieści „Zaplecze”, która porusza problem anoreksji. O swojej twórczości opowiedział też poeta Przemysław Owczarek, który pod wpływem podróży odbytych na rowerze oraz własnych przemyśleń stworzył wiersze wydane w tomiku „Cyklist”. Urodzony w 1975 roku twórca zdecydowanie wyróżnił się na tle przedstawicielek pokolenia „co mnie to obchodzi”, które miały niewiele do powiedzenia na temat swojej twórczości. Owczarek każdą swoją wypowiedzią „dopieprzał entuzjazmem mistrza Makłowicza” odcinając się od zblazowanej młodzieży. Opowiedział o swoich wierszach, w których świat natury przeplata się z refleksjami dotyczącymi polityki oraz otaczającej go rzeczywistości. Poeta zauważył, iż natura wymusza ludzką wspólnotę, gdyż w sytuacji ekstremalnej odcięty od cywilizacji człowiek musi pomóc drugiemu, działać wspólnie, by przeżyć. Poprzez obserwację natury autor wierszy pokazuje uniwersalne mechanizmy rządzące człowiekiem. Z rozmowy wyłoniło się kilka wniosków - urodzeni w okolicy 1989 roku nie czują żadnej wspólnoty, głoszą pochwałę indywidualizmu, nie uważają także, aby ich twórczość miała cokolwiek wspólnego z pokoleniowym przeżyciem. Nie potrafią zdefiniować pojęcia normy, nie mają do czego się odnosić, dryfują w bezsensie rzeczywistości pisząc depresyjne wiersze i książki. Nawet, jeśli ta twórczość jest ciekawa, młodzi pisarze nie potrafią w żaden sposób zachęcić do zapoznania się z nią. Spotkanie zakończyła projekcja filmu „Osiem9” pisarza i filmoznawcy Pawła Jóźwiaka-Rodana, który zobrazował świat pełen gwałtu, braku ideałów i sensu, w którym „musi” dorastać dzisiejsza młodzież.

Po przepełnionym pesymizmem spotkaniu literackim uczestnicy festiwalu mogli udać się na Rynek Starego Miasta, by obejrzeć spektakl uliczny grupy antagon theaterAKTion z Frankfurtu, która przygotowała przedstawienie „Time Out” opowiadające o przemocy i zniewoleniu. Widzowie zasiadają w półokręgu, by otoczyć aktorów zamykając przestrzeń. Po chwili widzimy mężczyznę, który prowadzi na smyczy kilka ubranych w białe kostiumy, kroczących na szczudłach postaci. Trzymający pochodnię tyran znęca się nad swoimi ofiarami okładając je batem, wykorzystuje swoją przewagę - ofiary zostają przykute do ścian czymś w rodzaju metalowych obręczy, co nasuwa skojarzenia z wtrąceniem do lochu. Chwilę później widzimy próby wyzwolenia się z okowów oraz radosny taniec uwolnionych. Przedstawienie przepełnione jest wieloznacznymi elementami pozostawiającymi pole do interpretacji. Największym atutem spektaklu była ciesząca oko strona wizualna oraz grający na żywo zespół (twórcy sami komponują muzykę do swoich widowisk) - mogliśmy oglądać elementy teatru ruchu (zespół z Frankfurtu przyznaje się do wykorzystywania elementów japońskiego tańca butō) i akrobatyki (m.in. szczudła, nawet podwójne, przytwierdzone zarówno do rąk, jak i do nóg, dzięki czemu aktorzy przypominali żyrafy). Twórcy z antagon theaterAKTion wykorzystują improwizację z nowoczesnymi instalacjami przestrzennymi, projekcjami multimedialnymi oraz efektami dźwiękowymi i pirotechnicznymi - każdy z tych elementów można było zaobserwować w prezentowanym spektaklu. Usytuowana na wprost widowni gigantyczna konstrukcja przypominająca wieżę strażniczą (kiedy więźniowie byli przykuci do ścian kroczyli po niej strażnicy) w pewnym momencie wypełnia się światłem - widzimy postać, która próbuje uwolnić się z kokonu, a następnie wpada do znajdującego się poniżej niewielkiego sześcianu. Chwilę potem niewielka przestrzeń pomieszczenia wypełnia się wybijającymi rytm postaciami, dzięki którym radosny taniec życia nabiera dynamiki. Kiedy światło w niewielkim pomieszczeniu gaśnie widzimy projekcje wideo, które przenoszą nas w kolejną rzeczywistość. Połączenie różnych technik sprawia, że widz nie ma czasu się znużyć, a tempo przedstawienia jest naprawdę szybkie.

Drugą teatralną pozycją tego dnia festiwalu było przedstawienie „Przypadek Iwana Iljicza” w reżyserii Jacka Orłowskiego. Bronisław Wrocławski w tytułowej roli po raz kolejny miał okazję zaprezentować swój aktorski kunszt oraz opanowany do perfekcji warsztat. Reżyser dokonał niezbędnych skrótów, usunął postać małoletniego syna Iwana Iljicza, który w opowiadaniu Tołstoja - prócz służącego Gierasima - był jedyną osobą starającą się zrozumieć umierającego mężczyznę. Wyciągnął z tekstu rosyjskiego klasyka kwintesencję, na początku i na końcu spektaklu stosując interesujący zabieg. Aktor w pewnym momencie przestaje mówić w pierwszej osobie, używając sformułowania: „i w tym miejscu Tołstoj napisał…” wychodzi z roli, stając się narratorem. Jest to sposób na zdystansowanie się od wypowiadanych słów, dzięki któremu reżyserowi udało się wzbudzić skrajne uczucia - przejście od pełnego zaangażowania i tragizmu monologu do sugestii, że jest to jedynie wytwór literackiej fikcji odzwierciedla wahania umierającego człowieka, który popada w czarną rozpacz, by chwilę potem desperacko uchwycić się nadziei na wyzdrowienie, traktując wszystko, co go spotkało, jak zły sen, wytwór wyobraźni, okrutne zmyślenie. Reżyser  wzbogacił przekaz o elementy, których próżno szukać w tekście Tołstoja, a które dodają tragizmu: w jednej ze scen Iwan Iljicz nuci ludową piosenkę, która jest odzwierciedleniem jego koszmarnego położenia („Jawor, jawor, jaworowi ludzie, co wy tu robicie? Budujemy mosty dla pana starosty. Tysiąc koni przepuszczamy, a jednego zatrzymamy”), w innej natomiast wyciąga puder z torebki wybierającej się do teatru żony i zamienia swoją twarz w trupiobladą maskę. Autoironiczny zabieg demaskuje obłudę panującą w otoczeniu głównego bohatera. Krzesła, na których siedzą aktorzy usytuowane są w głębi sceny, z przodu natomiast, tuż przed widownią, znajduje się czarny podest, rodzaj podwyższenia o lśniącej powierzchni, do złudzenia przypominający płytę nagrobną z czarnego marmuru. Jest to dużych rozmiarów kwadrat, na którego dwóch bocznych krawędziach znajdują się podłużne jarzeniówki, rzucające na bohatera trupioblade światło. Wszystkie ściany także są czarne - tworzą scenerię będącą wizualnym odzwierciedleniem nastrojów panujących w duszy Iwana Iljicza. Jacek Orłowski stworzył spójną, przepełniona rozpaczą historię o tym, że czas biegnie tylko w jedną stronę. Życie to nie próba generalna. Fakt, że wypchnięto nas na scenę bez wcześniejszego przygotowania skutkuje błędami, które bardzo trudno naprawić.

Olga Ptak
Dziennik Teatralny Łódź
20 września 2010

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...