Piekło jest w nas

"I love Una" - reż. Michał Napiątek - Teatr Studyjny

- Na moim miejscu zrobilibyście to samo - prowokująco rzuca nam w twarz nazistowski zbrodniarz i dowodzi, że zło jest tylko skutkiem działania biurokratycznej machiny. Przecież nie prosił się, by zostać zbrodniarzem. On tylko sumiennie wykonywał swoją pracę. I nie o zbrodniarzu opowiada zagrany przez Daniela Misiewicza monodram I love Una w reżyserii Michała Napiątka. To opowieść o człowieku, który całe życie kochał jedną kobietę

Michał Napiątek, zeszłoroczny absolwent Wydziału Aktorskiego łódzkiej Szkoły Filmowej, aktor warszawskiego Teatru Powszechnego, przygotował monodram w oparciu o jedną z najbardziej kontrowersyjnych książek ostatnich lat. Powieść Łaskawe Jonathana Littella to fikcyjne wspomnienia hitlerowskiego oficera doktora Maxymiliana Aue. Napiątek wykorzystał zaledwie niewielki fragment dzieła liczącego ponad tysiąc stron. Skupił się na części będącej rodzajem autoprezentacji bohatera i wykładem jego życiowej filozofii, a odrzucił drobiazgową dokumentację Littella związaną z wojennymi losami doktora Aue. W książce widzimy człowieka, który jest niczym „gąsienica pełzająca po ziemi, czekająca wciąż, by przeobrazić się w motyla”. Były esesman przyznaje, że popełnił straszliwe zbrodnie, ale wszystko to robił "przekonany, że należy to do jego obowiązków i że jest konieczne, jakiekolwiek nieprzyjemne i nieszczęśliwe by było". I drwi z wyrzutów sumienia. Nie czuje odpowiedzialności – był tylko jednym z trybików wielkiej machiny i jego zdanie nie miało tu żadnego znaczenia. Retorykę doktora Aue najlepiej obrazuje porównanie: kto jest bardziej winny zbrodni esesman przystawiający lufę pistoletu do głowy ofiary, robotnik odkręcający kurek z gazem, czy kolejarz przestawiający zwrotnicę, by skierować pociąg do obozu zagłady.

Sprzeniewierzając się wizji Littella, Michał Napiątek próbuje jego bohatera nieco uczłowieczyć, jeśli to słowo – zwłaszcza w kontekście Łaskawych - może jeszcze nieść pozytywne konotacje. Próbuje pokazać jego wewnętrzne życie, jakby nie wierzył, by ktoś taki jak Aue mógł nie mieć wyrzutów sumienia. Bohatera monodramu Napiątka – niczym mitycznego Orestesa - dopadają Erynie. Daniel Misiewicz wciela się w postać, która wygląda i zachowuje się jak pacjent szpitala psychiatrycznego. W jego głowie co jakiś czas odzywa się zgrzytliwa muzyka, zwiastun obłędu. Aue nie jest tutaj zimnym cynikiem – targają nim emocje, gwałtowne zmiany nastroju i tęsknota. Tęsknota za jedyną osobą, którą w życiu kochał – swoją siostrą bliźniaczką. Ukazując trywialność i mechaniczność zła, a jednocześnie powołując do życia bohatera, który jest bardziej ludzki niż jego powieściowy pierwowzór, bliższy widzowi, Napiątek, podobnie jak autor powieści, zostawia nas z pytaniem, co my zrobilibyśmy na miejscu Auego. Ale paradoksalnie, mógł być w tym bardziej przekonujący niż Littell.

Zabrakło jednak siły przekazu, zwłaszcza że monodram to wyjątkowo trudna i wymagająca forma. A tutaj obok kilku ciekawych pomysłów jak wiszące na łańcuchach części garderoby symbolizujące ludzi czy postać prężąca się w hitlerowskim pozdrowieniu, migająca w stroboskopowym świetle, sporo było szkolno-teatralnej waty, sztucznego śmiechu i miotania się po scenie. Zabrakło mocnych, intensywnych obrazów. W zbudowaniu napięcia na widowni nie pomogło niezłe aktorstwo Daniela Misiewicza. Przedstawienie, które oglądałem, nazwane zostało premierą, choć monodram grany jest już od jakiegoś czasu. Widać, że artysta otrzaskał się z rolą i nie ma problemów na scenie.

Mimo niedosytu mam wrażenie, że powstał przemyślany, kompletny konstrukcyjnie i interesujący spektakl. Jestem pewien, że ów drugi po Mszy za miasto Arras monodram Michała Napiątka to początek dobrze zapowiadającej się reżyserskiej kariery młodego aktora.

Bogdan Sobieszek
reymont.pl
7 marca 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...