Pierwszy klasyk Akiry Kurosawy

"Rashômon" - reż. Akira Kurosawa, Machiko Kyō - Daiei Motion Picture - JAP (1950)

Kiedy mowa o kinie samurajskim, pierwszym reżyserem o jakim pomyślimy będzie bez wątpienia Akira Kurosawa. W swoim 88-letnim życiu nakręcił mnóstwo filmów, które zapisały w historii kinematografii. Chciałem omówić ten pierwszy film – nie pierwszy film jaki nakręcił, ale pierwszy który odniósł światowy sukces, rozpoczął jego świetną passę i pierwszy film samurajski w jego dorobku – „Rashômon", na motywach powieści „W gąszczu" i „Rashômon" autorstwa Ryûnosuke Akutagawa.

Akira Kurosawa – mistrz opowiadania historii

Film zaczynamy od drwala, mnicha i wędrowca (w tych rolach kolejno Takashi Shimura, Minoru Chiaki i Kichijirô Ueda) , którzy opowiadają historię dziwnego procesu sądowego w którym brali udział, podczas którego każdy świadek, osoba oskarżona, czy nawet ofiara (zza grobu) opowiadała zupełnie inną historię zbrodni do jakiej doszło. „Rashômon" jest bardzo interesującym filmem na wielu płaszczyznach. Akira Kurosawa (pełniąc również funkcję montażysty i współscenarzysty) przedstawił tutaj masę unikatowych środków prowadzenia narracji - mamy konstrukcję szkatułkową gdzie oglądamy historię w historii, opowiadanie jednej historii ale z różnych perspektyw, oraz niewiarygodnego narratora. Zabiegi, które zainspirowały wielu wybitnych reżyserów, jak Martin Scorsese, Zhang Yimou, Wojciech Has, czy Quentin Tarantino. Sam film w 1964 doczekał się amerykańskiego remaku pt. „Prawda przeciw prawdzie" w reżyserii Martina Ritta z Paulem Newmanem w roli głównej.

Ciekawie sfilmowane zostały same przesłuchania – każdy z przesłuchiwanych bohaterów siedzi samotnie i mówi wprost do kamery – nigdy nie widzimy twarzy, ani nie słyszymy głosu przesłuchującego. Akira Kurosawa w ten sposób przełamuje czwartą ścianę – to my widzowie pełnimy rolę adwokata, przysięgłych i sędziego – to my mamy wysłuchać świadków i wydać werdykt (bo ostatecznie, żadna wersja nie zostaje w 100% potwierdzona).

Czego pragną mężczyźni i kobiety?

Cała zabawa narracją jest spójnie wpleciona z motywem przewodnim filmu, traktującym o ludzkiej chciwości, egoizmie i zakłamaniu. Już w 1950 roku Kurosawa przedstawił świeże podejście do tematu samurajów. W historii mamy bandytę (Toshiro Mifune), który zamordował samuraja (Masayuki Mori) i zgwałcił jego żonę (Machiko Kyô). Jednak czy na pewno? Każda kolejna wersja historii odsłania kolejne warstwy bohaterów, jednocześnie obarczając winą kogoś innego. Żadna wersja nie jest w 100% potwierdzona, ale łatwo domyśleć się, że wszyscy próbują utrzymać pewną fasadę - udawać samca alfę, albo niewinną, skrzywdzoną kobietę. Wszyscy w głębi serca są tchórzliwi, żałośni, zakłamani i kierują się wyłącznie własnym interesem. Film po części traktuje właśnie o toksycznej męskości i kobiecości. Mężczyznom (bandyta i samuraj) zależy wyłącznie na zdobyciu kobiety, zademonstrowaniu swojej dominacji, siły – z tego powodu stają się podatni na emocje, manipulacje i prowokacje. Kobiety z kolei (jak widzimy na przykładzie żony samuraja) pragną posiąść jak najbardziej męskiego partnera, takiego, który spełni ich cielesne i materialne potrzeby. Podpuszczają mężczyzn, składają fałszywe obietnice, a w krytycznej sytuacji udają ofiarę i starają się całą winę zrzucić na mężczyzn.

Obraz, który mówi więcej niż 1000 słów

Oprawa wizualna jest wprost fantastyczna. Już tam Kurosawa zaprezentował swój styl opowiadania filmu za pomocą ruchów - albo naturalne środowisko dynamicznie się porusza, albo aktorzy wykonują ekspresyjne gesty, albo kamera wykonuje masę skomplikowanych ruchów. Pojęcie film w języku angielskim tłumaczy się m.in. jako motion picture (z ang. ruchomy obraz) i właśnie na ten aspekt reżyser przywiązywał wagę. Dużo inspiracji czerpał z japońskich teatrów nō, które właśnie opierają się na dynamicznych ruchach, ekspresji. Szczególnie widać to po grze aktorskiej, zwłaszcza Toshiro Mifune (jeden z ulubionych aktorów reżysera). Aktor jest w tym filmie niesamowicie ekspresyjny, większość jego kwestii jest wykrzyczana, widzimy jak całe jego ciało się rusz. Drzemie w nim niesamowita energia, gniew, która idealnie pasuje do nieokrzesanego (i erotycznie pociągającego) bandyty i świetnie kontrastuje z samurajem, który jest z kolei stoicki, niemalże flegmatyczny.

Także warto zwrócić uwagę na kompozycję kadrów Kazuo Miyagawy i grę światłem. Sporo jest tutaj szerokich planów, jak np.: pierwsze, imponujące ujęcie zrujnowanej świątyni pogrążonej w deszczu. Jednak kiedy dochodzimy do scen przesłuchań, panuje niesamowity porządek, symetria, tak aby cała nasza uwaga była skupiona na aktorze i jego ruchach. „Rashômon" powstał w 1950 roku, więc naturalnie jest czarnobiały. Z tego powodu szczególnie ważna jest gra światłocieniem – to one w gruncie rzeczy zastępują kolory, mają informować nas o tonie danej sceny. Reżyser operuje tutaj światłem niczym w filmie noir – oświetlenie jest ograniczone, zwykle pada na punkcie na którym mamy skupić uwagę. Kiedy postać Toshiro Mifune śpi pod drzewem, widzimy jak promienie światła idealnie padają na jego twarz i sylwetkę, abyśmy mogli lepiej mu się przyjrzeć.

Podsumowanie

„Rashômon" jest nie tylko pierwszym filmem samurajskim Akiry Kurosawy, ale też pierwszy tak dużym artystycznym osiągnięciem w jego karierze. Jego dzieło zostało docenione na wielu prestiżowych festiwalach filmowych i galach, wygrało m.in. Złotego Lwa MFF w Wenecji za najlepszy film i Oscara za najlepszy film obcojęzyczny. Od tego momentu reżyser skupił się na kinie samurajskim, wydał później takie wybitne tytuły jak „Ukryta Forteca", „Siedmiu Samurajów", „Straż Przyboczna", „Tron we krwi", czy „Ran". Filmy te zainspirowały kolejne pokolenia reżyserów kina artystycznego, jak i mainstreamowego.

Michał Nadolle
Dziennik Teatralny Kraków
17 czerwca 2021
Portrety
Akira Kurosawa
Wątki
KinoFani

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia