PiFF i Kłodzko żyje!

Przestrzeń i Forma Festiwal

Wielu artystów uważa, że najlepszą pogodą dla sztuki jest deszcz. Krople obijające się o dach wiejskiej chatki, a nawet mieszkanie z płyty na ósmym piętrze – owszem mogą być inspirujące. W procesie tworzenia ulewy z piorunami są jak najbardziej pożądane, ale już podczas odbioru dzieła gotowego – znienawidzone. Bywają jednak miłośnicy teatru, którym nie przeszkadza nic. Zabierają parasol, znajomego pod rękę i idą delektować się artyzmem w pięknych przestrzeniach.

PiFF- Przestrzeń i Forma Festiwal, czyli Międzynarodowe Spotkania Teatrów Plenerowych to wydarzenie, którego założeniem było zaznaczenie związku sztuki z przestrzenią, nie tylko jej towarzyszącą, ale i współgrającą z nią. Kłodzko – stolica subregionu, miasto z wyjątkową architekturą i niemniej wyjątkowym położeniem geograficznym – stało się polem gry artystów nie tylko z Polski, ale i z Czech, Słowacji, czy Węgier. W ostatni weekend sierpnia, a dokładniej od 29.08 do 1.09 – przestrzeń miejska kulturalnie ożyła.

Kłodzko mające potencjał, by stać się – jak mówi pomysłodawca projektu Michał Tramer – polskim Awinionem na nowo odkryło, zarówno przed mieszkańcami jak i turystami, swoje piękno. Przestrzenią wykorzystaną w sztukach stał się Skwer przy moście Św. Jana, nieoficjalnie nazwany Skwerem Kultury, Rynek, Dziedziniec Muzeum Ziemi Kłodzkiej, Park Strażacki, Kłodzka Twierdza, a nawet wzbudzający wiele kontrowersji Parking CH Galeria „Twierdza". Dwa spektakle, z racji niesprzyjającej pogody, zostały przeniesione na scenę Kłodzkiego Centrum Kultury . Artyści swoimi występami często nie tylko podkreślili piękno scenografii, która ich otaczała, ale i zabierali swoich widzów do świata magicznego, świata na sznurkach, albo na szczudłach, zależnie od koncepcji.

Pierwsza edycja festiwalu była wydarzeniem ciekawym samym w sobie, jednak najbardziej interesujące dla publiczności okazały się humor, język i kultura naszych zagranicznych gości. Niektórzy widzowie otwarcie przyznali, że przyszli na spektakl, by pośmiać się z mowy naszych południowych sąsiadów. Pośmiać się, rzeczywiście było z czego – i nie język mamy tu na myśli. Humorystyczna wersja Hamleta, odegrana przez Słowaków 30 sierpnia, rozbawiła nawet dzieci, dla których jak mogłoby się wydawać bariera językowa może stanowić pewien kłopot w odbiorze. Żadnego kłopotu jednak nie zanotowano, zamiast tego odnotowano brak tragizmu w „Hamlecie" , a to przecież tragedia... Ze Słowacji dotarlł do nas także CirKusKus ze swoimi uroczymi kurkami, które wykonując w deszczu akrobacje powietrzne, próbowały zawalczyć o jajko, które niestety, w przeciwieństwie do ilości kur, było jedno. Sztuka przeznaczona była głównie dla dzieci, może ze względu na to, że brak czwartej ściany pozwolił małym widzom zagościć na scenie. W historię odegraną w Parku Strażackim „wkręcili się" też dorośli, mimo wspólnych sił – pytanie, co było pierwsze: jajko czy kura? – pozostało nierozwiązane. Z Czech przyjechały trzy grupy teatralne. Nie chcąc być gorszymi od swoich kolegów, też przywieźli ze sobą zwierzęta, w dodatku dzikie. Poza nimi występowali też klauni i akrobaci – jakby tego było mało, wszyscy byli na sznurkach. Spektakl lalkowy „Drewniany Cyrk" w magicznej scenerii Kłodzkiego ratusza, wystawiony przez Teatro Karromato bez wątpienia zachwycił publiczność. Na malutkiej kolorowej scenie w blasku latarni, pojawiły się klasyczne drewniane marionetki, a towarzysząca sztuce muzyka tylko dopełniała bajkowy efekt. Kolejna czeska sztuka była nieco „większa" – z racji na ogromną lalkę potwora z morskich głębin. Nori Sava Theatre z Pragi i ich „Wilkoryb", to alternatywna wersja Czerwonego Kapturka w rytmie piosenek, które na pewno zapadły widowni w pamięć. Divadlo Drak zaserwował nam pełen przegląd afrykańskiej fauny i flory. Dzięki krótkim i powtarzalnym dialogom, mogliśmy nauczyć się podstaw „języka afrykańskiego" w trochę zmodyfikowanej, czeskiej wersji. Nie możemy pominąć też gości z Węgier, których duża część publiczności nie polubiła, ale to nie ich wina. To wina ich szafy, a właściwie znajdującego się w niej koła fortuny, dzięki któremu widzowie, każdy z osobna, mogli poznać swoją przyszłość. Okazało się, że niektórzy nie będą mieli tak kolorowo; praca, nauka, problemy. Na szczęście szybko mogli o tym zapomnieć. Do zapomnienia o niekorzystnych wróżbach przyczynili się między innymi goście z Polski – grupa Teatru Formy z Wrocławia i ich „Babel" oraz „Maruczella" Teatru Nikoli z Krakowa. Spektakle rodaków nie odbiegały poziomem od tych zagranicznych. Dzięki ich współobecności widownia mogła porównać wykorzystywane, w różnych państwach, środki wyrazu. Nie możemy pominąć oczywiście teatrów lokalnych, które zaprezentowały się dla nas pierwszego dnia – Teatr Uliczny TUB z Bystrzycy Kłodzkiej, Grupa LUMINIS i Teatr Prawdziwy z Ząbkowic Śląskich.

PiFF to nie tylko teatr, to także odkrywanie – możliwości przestrzeni i wyobraźni widza, którym może być każdy. Teatr plenerowy nie stwarza ograniczeń, potrzebna jest jedynie chęć i czas, a będziemy mogli rozsmakować się w teatralnych ucztach. Wstęp na wydarzenia teatralne PiFF'u był wolny i takim też ma pozostać w przyszłości. Na festiwalu każdy mógł odnaleźć coś dla siebie – dzieci otrzymały alternatywę bajek ze szklanych ekranów; dorośli bogactwo w każdej formie. Mieszkańców Kotliny Kłodzkiej, jak i jej gości, którym „teatru jest nadal mało", zapraszamy na spektakle Teatru w Kłodzku, którego repertuar jest dobrany tak, by przynajmniej dwa razy w miesiącu miejska scena ożyła.

Dominika Muszyńska
dla Dziennika Teatralnego
6 października 2014

Książka tygodnia

Hasowski Appendix. Powroty. Przypomnienia. Powtórzenia…
Wydawnictwo Universitas w Krakowie
Iwona Grodź

Trailer tygodnia