Pigułka na smutek duszy?

"Efekt" - reż. Agnieszka Glińska - Teatr Studio w Warszawie

Największą zaletą przedstawienia "Efekt" w reżyserii Agnieszki Glińskiej w warszawskim Teatrze Studio jest nie inscenizacja (bo artystycznie nie zachwyca, narracja rozciągnięta, przegadana, chwilami przynudza) i nie sam tekst sztuki Lucy Prebble (bo daleko mu do wybitnego), lecz temat podejmujący niezwykle ważny problem biowładzy, ingerencji w strukturę osobowości człowieka poprzez faszerowanie go środkami farmakologicznymi w stanach smutku, przygnębienia, samotności, braku zaufania, odczuwania pustki wewnętrznej, depresji.

Oto dwoje młodych ludzi, Maja (wyrazista Agnieszka Pawełkiewicz) i Tristan (Łukasz Simlat, dobra rola, choć chwilami za dużo ekspresji), poznają się w klinice koncernu farmakologicznego. Zgłosili się ochotniczo jako pacjenci, na których testuje się nieprzebadany jeszcze lek antydepresyjny nowej generacji. Są królikami doświadczalnymi na własne życzenie (i za pieniądze). Codziennie przyjmują kolejną dawkę leku. Odizolowani od świata zewnętrznego Maja i Tristan zakochują się w sobie. Jednak dręczy ich niepewność, czy to prawdziwa miłość, czy efekt działania leku naszpikowanego dopaminą. Chemia czy natura, gdzie jest prawda? Czy rzeczywiście wszystko jest takie proste: bierzesz pigułkę i wracasz z krainy smutku do świata, który z miejsca staje się przyjazny, kolorowy, kochający? Ta farmakologiczna manipulacja ludzkimi uczuciami ma swoje drugie dno. Finansowe. Tak jak ośrodki aborcyjne czy tzw. kliniki godnego umierania (eutanazja). Wszędzie u podstaw jest chęć zysku.

Doktor James (w pełni przekonywająca rola Dominiki Ostałowskiej) nie ufa lekowi, uważa, że szpikowanie nim ludzi jest nieetyczne, niegodne i bez pozytywnego efektu. Natomiast Toby (Krzysztof Stroiński, jak zwykle ma za nic dykcję, więc jego kwestie prawie nie istnieją), szef koncernu farmakologicznego, uważa to za sukces. Tego materialisty nastawionego na zysk nie interesują spostrzeżenia dr James, że z pacjentami pod wpływem leku dzieje się coś niedobrego, że Tristan stracił częściowo pamięć, że zachowują się agresywnie. Wygłasza mowę o budowie mózgu. Krótko mówiąc, człowiek w tej wersji to zbiorowisko chemii. I nic więcej. W takim razie - dopowiedzmy - tzw. inżynierowie mogą do woli eksperymentować na ludzkim mózgu. Zresztą zakusy na tworzenie nowego człowieka istnieją od dawna. Teraz wsparte chorymi ideologiami (gender) badania zintensyfikowały swoją aktywność.

Pogubionemu człowiekowi o "chorej" duszy najczęściej oferuje się dziś antydepresanty, chemię zamiast czułości, miłości, prawdziwej przyjaźni. Współczesna cywilizacja wprawdzie ułatwia człowiekowi życie, czyniąc je wygodniejszym (błyskawicznie rozwijająca się elektronika i nowinki techniczne), ale - nie stwarzając człowiekowi warunków do wyższej aktywności duchowej - zabiera mu to, co dla niego najważniejsze, co warunkuje jego człowieczeństwo. Dzisiejszy ateizujący się świat (zwłaszcza widoczne jest to w Europie) wprowadził nowe obyczaje, sposób bycia, wartościowania (antywartościowania) i plagę nowoczesności: depresję.

Spektakl skłania do zastanowienia, skąd bierze się ta wyniszczająca człowieka i "zjadająca" dzisiejszy świat depresja. W dobie rozpowszechnionego liberalizmu, który de facto jest ukierunkowany lewicowo i staje się odmianą neomarksizmu, zamazuje się prawidłową hierarchię wartości i kontestuje moralność chrześcijańską, co prowadzi do pogubienia się współczesnego człowieka. Dyktatura relatywizmu, kosmopolityzm, sprowadzenie życia człowieka do konsumpcjonizmu jako wartości najwyższej i agresywne eliminowanie z życia publicznego Pana Boga, a w to miejsce sytuowanie groźnych ideologii (gender) spowodowało, iż stworzył się szczególny typ samotności człowieka. Tym bardziej że i cała kultura zainfekowana nihilistycznym prądami (postmodernizm) godzi w poczucie tożsamości i godności istoty ludzkiej. Zaniedbany rozwój przestrzeni duchowej, zanik sacrum i instrumentalnie traktowane relacje międzyludzkie powodują pustkę w życiu wewnętrznym człowieka, czego efektem jest wzrastająca z roku na rok ilość samobójstw. Zwłaszcza wśród młodych ludzi, nawet nastolatków.

PS Nie rozumiem tylko, po co aktorom te mikroporty zniekształcające głos i przeszkadzające nam w odbiorze.

Temida Stankiewicz-Podhorecka
Nasz Dziennik
31 marca 2015

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...