Pina Bausch: Taniec na wulkanie

sylwetka artystki

"Nie obchodzi mnie, jak poruszają się ludzie. Obchodzi mnie to, co ludzi porusza" - mówiła Bausch. Niemiecka choreografka, reformatorka teatru tańca, muza reżyserów filmowych zmarła wczoraj rano. Miała 68 lat.

Krytycy nie potrafili oceniać jej teatru. Recenzje ze spektakli Bausch pełne są mało konkretnych określeń: "odrealnione, senne unoszenie się ponad sceną", "odważny ruch, w którym agresja miesza się z delikatnością". Ona sama o swojej pracy mówiła tak: "Zaczynam bez żadnych narzędzi, bez żadnego uzbrojenia poza uczuciem wewnątrz, na które nie ma odpowiedniego słowa ani obrazu". To uczucie nieokreśloności zawsze pozostawało w jej spektaklach do końca. Podczas prób zadawała aktorom pytania, kazała im przypominać sobie wydarzenia z dzieciństwa albo przeżyte emocje, a następnie opisywać je ruchem. Ale potem z tych konkretów tworzyła senne, mgliste obrazy. Belgijski choreograf Alain Platel: "Kiedy zobaczyłem jej pierwszy spektakl, byłem do głębi poruszony choreografią, bo po raz pierwszy zobaczyłem coś tak zupełnie innego od klasycznego baletu. W jej przedstawieniach widzi się uczucia każdego tancerza. To jest konglomerat emocji, które ścierają się między sobą w ruchu". Być może to najlepsze określenie magii teatru Bausch. 

Jej babka była Polką, ojciec miał restaurację w Solingen, podobno Pina tańczyła w niej pomiędzy stolikami. Urodziła się w 1940 roku. Skończyła Folkwang-Hochschule, jedną z najsłynniejszych szkół sztuki tańca, którą w 1928 roku założył Kurt Jooss. To on stworzył pojęcie Tanztheater, teatr tańca. Jednak to Bausch, jego uczennica, korzystała z tego pojęcia z prawdziwą odwagą. Nie tylko łączyła środki artystyczne funkcjonujące w teatrze dramatycznym z językiem tańca współczesnego - dla Bausch taniec miał być erupcją emocji. "To są tańce na wulkanie, które czerpią energię z rzeczywistości, w których sprzeczne impulsy wzajemnie na siebie oddziałują" - pisał Norbert Servos w książce "Teatr tańca Piny Bausch".

Po zakończeniu nauki w szkole Joossa w 1959 roku Pina Bausch wyjechała na stypendium do Stanów, do słynnej nowojorskiej Julliard School of Music. Wtedy rozwijał się amerykański modern dance. Później tańczyła w American Ballet przy Metropolitan Opera w Nowym Jorku. W 1962 roku wróciła do Essen i została solistką zakładanego właśnie przez Joossa Folkwang Ballet. Sześć lat później stworzyła swoją pierwszą choreografię, "Fragmenty" do muzyki Beli Bartóka.

Jej pierwsze większe choreografie były tanecznymi ilustracjami oper, "Tannhausera" Wagnera, "Ifigenii w Taurydzie" Glucka. Do Wuppertal Theater ściągnął ją w 1971 roku Arno Wüstenhöfer, szef tamtejszych teatrów miejskich. Dwa lata później powierzył jej kierowanie baletem. Pina natychmiast przemianowała go na Tanztheater, prowadziła teatr do końca życia.

W spektaklu "Goździki", który można było oglądać w Warszawie w 1998 roku, kobieta w ciemnym garniturze, białej koszuli i krawacie patrzy prosto na widownię. Z głośników płynie "The Man I Love" Gershwina w wykonaniu Sophii Tucker. Inny aktor każde słowo tłumaczy na język migowy. Ostatnie słowo piosenki to "miłość", w języku migowym - zaciśnięte pięści skrzyżowane na piersi. Ta scena mogłaby być jedną z wizytówek teatru Bausch - skondensowane są w niej wyobraźnia, surrealizm, oszczędna scenografia, współgranie słów z ruchem.

"To błąd próbować interpretować inscenizacje Bausch" - pisał krytyk brytyjskiego dziennika "Guardian" po angielskiej premierze "Café Muller". Po tym spektaklu zaczęła wpływać nie tylko na choreografów, ale także na reżyserów filmowych. Uwielbiał ją Fellini, Pedro Almodóvar zaproponował jej udział w "Porozmawiaj z nią". Choreografia Bausch kończy film. Wszystkie emocje, które wydawały się trudne i niezrozumiale, mają swoje wytłumaczenie właśnie w tym fragmencie. Mike Figgis, reżyser: "Korzysta z minimalnych, delikatnych ruchów, albo kilku słów, a na scenie zamienia się to w potężne emocje".

Przez lata współpracowała z tymi samymi scenografami, na początku z Rolfem Borzikiem, potem Peterem Pabstem. Pomagali jej tworzyć, jak sama mówiła, „senne ogrody”. Julie Shanahan, jedna z tancerek zespołu Piny Bausch: „Tańczyliśmy na gołej ziemi, zdarzało nam się występować w mokrych strojach wieczorowych. Kiedy chodziliśmy po trawie, bzyczały komary. A trawa miała zapach, określoną temperaturę. Podobnie było z wodą: była na scenie po to, żeby dawała hałas, kiedy przez nią biegliśmy, a potem przypominała lustro, po skończonym biegu. Sunąc przez liście, zostawialiśmy za sobą wyraźne ślady”. Spektakle Bausch były jednocześnie pełne fizyczności, konkretu, materializmu i odrealnione. Klasycznie wykształconym tancerzom dawała nowy rodzaj przeżyć. „Pamiętam, że kiedy pierwszy raz tańczyłam na ziemi rozsypanej na scenie, pomyślałam: »Boże, nie umiem tańczyć. Nie wiem, jak się poruszać! «” - wspominała Julie Shanahan.

Ostatni spektakl Bausch, "Sweet mambo", pochodzi z zeszłego roku. Teatr Piny Bausch występował w Polsce jak dotąd dwukrotnie: we Wrocławiu na Festiwalu Teatru Otwartego w 1987, gdzie pokazał "Café Muller" oraz "Święto wiosny", potem w Warszawie na Międzynarodowych Spotkaniach Sztuki Akcji "Rozdroże" w 1998 roku ze spektaklem "Goździki". Od poniedziałku zespół występował we Wrocławiu na festiwalu "Świat miejscem prawdy" ze spektaklem "Nefes". Wczoraj artyści zagrali ostatnie przedstawienie w hołdzie swojej zmarłej reżyserce. Za kilka tygodni Pina Bausch miała zacząć pracę nad nowym projektem z Wimem Wendersem.

Zespół Tanztheater Wuppertal Piny Bausch przyjechał na planowane we Wrocławiu spektakle w ramach festiwalu "Świat miejscem prawdy" w niedzielę. Nieoficjalnie organizatorzy - Instytut Grotowskiego - wiedzieli już w sobotę, że nie odbędzie się planowane na poniedziałek spotkanie z artystką. Odwołała swój przyjazd z powodu kłopotów ze zdrowiem. 

We wtorek rano pojawiły się nieoficjalne informacje, że przebywający we Wrocławiu zespół Piny Bausch pogrążony jest w hotelu w rozpaczy. Wkrótce na stronie internetowej Tanztheater Wuppertal pojawiła się informacja, że rano zmarła Pina Bausch. Pięć dni wcześniej zdiagnozowano u niej raka. Jeszcze w przedostatnią niedzielę tańczyła jednak z częścią swojej kompanii na scenie Wuppertaler Opernhaus. 

Objawienie sztuki Piny Bausch w Polsce nastąpiło 22 lata temu właśnie we Wrocławiu, gdy podczas Festiwalu Teatru Otwartego widzowie z zachwytem oglądali jej dwa ważne spektakle: "Święto wiosny" i "Café Müller". W poniedziałek we Wrocławiu widzowie zobaczyli spektakl "Nefes", ostatni zagrany przez zespół Piny Bausch za jej życia. We wtorek wieczorem tancerze swym ostatnim festiwalowym spektaklem złożyli hołd zmarłej reżyserce.

Marta Strzelecka, Paweł Goźliński
Gazeta Wyborcza
1 lipca 2009
Portrety
Pina Bausch

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...