Płockie reminiscencje

"Faling" oraz "Obywatel M"

Krytycy teatralni rzadko trafiają do Płocka. Dlatego nawet po sezonie warto pokusić się o kilka uwag o tamtejszych przedstawieniach. A najfajniejszy w Płocku jest malutki Teatr Per Se, który gra w podziemiach jakiegoś bardzo ważnego prowincjonalnego urzędu.

Spektakl "Faling", zrealizowany niejako po godzinach przez Mariusza Pogonowskiego i Przemka Pawlickiego, ma w sobie wszystkie zalety produkcji offowych i jedną wadę typową dla alternatywy. Zaczyna się od tego, że siedzimy w piwnicy. Głos czyta z taśmy jakieś słowa bez związku, jakby życiorys, podanie bohatera do nieba. Dwaj chłopcy po dwudziestce palą w ciemności papierosy. Puste akwarium, martwe rybki, zdezelowany kibel. DJ za aparaturą. To azyl dla młodzieńców bez przyszłości, punkowa strefa rażenia. Dom i koszary zarazem. Ubrani w kominiarki i czarne ciuchy przyjaciele wychodzą na akcję, a potem do piwnicy wpada płonący człowiek. Jezu, jaki to robi efekt na pięciu metrach kwadratowych! Aktor naprawdę pali się żywym ogniem, drugi go przewraca, ratuje, gasi płomienie. 

A potem zaczyna się opowieść o jeszcze bardziej niebezpiecznych zabawach. Grach psychologicznych, znakowaniu miasta swoim gniewem, walkach o dominację w przyjaźni. Pogonowski i Pawlicki grają wściekle, energia z nich bucha, mało piwnicy nie rozwalą. Świetnie wypadają wykonywane na żywo kawałki muzyczne. Takie kolczaste punkowo-surrealistyczne songi. "Faling" nie jest manifestem pokoleniowym, to po prostu mroczna. Opowieść o tym, co mogło być przed samobójstwem jednego z ich przyjaciół. To odpowiedź nie wprost, skąd przychodzi idea samounicestwienia. Dwóch płockich aktorów potrafi przykuć uwagę, potrafi nas rozgniewać i przerazić. Może tylko tekst nie jest wielką literaturą, ale teatr ukrywa jego niedostatki, sytuacja wciąga nas bez reszty. Osoba Mariusza Pogonowskiego łączy z "Faling" regularny, sztandarowy, by tak rzec, spektakl Teatru Dramatycznego, czyli "Obywatela M." [na zdjęciu]. Drugą wersję hitu teatralnego sprzed paru lat zrealizował sam autor - Maciej Kowalewski. Po co był Kowalewskiemu ten powrót do nieudanej sztuki? Ani to satyra polityczna, ani moralitet. Jakiś czas od prapremiery legnickiej pojawia się przedstawienie pełną gębą: z rozmachem, wielką sceną, dekoracjami. Silny, miody aktor w głównej roli, cały zespół na scenie. Tylko po co - pytam się? Klimat anegdoty podszczypującej premiera Millera już wyparował z tej sztuki. A przypomnę - do premiery doszło jeszcze przed aferą Rywina, kiedy to Miller był jeszcze popularny i potężny. "Kanclerz" - mówiono o nim. Czekaliśmy wtedy na prawdę o pewnej formacji politycznej, z której Miller się wywodzi, prezentację jego kariery w Peerelu, analizę mechanizmów, które ją umożliwiły. Tymczasem przez trzy czwarte tekstu Kowalewski robił sobie jaja z siermiężnego socjalizmu i nadaktywności seksualnej Ludwika M. (pod takim pseudonimem ukrył w końcu twardziela z Żyrardowa). Dziś żaden nastolatek (a tacy głównie siedzą w Płocku na widowni) już nie wie, o jakiego polityka chodzi. Może i dobrze, że spektakl odrywa się od biografii jednej osoby, ale dalej "Obywatel M." nie jest żadnym modelem kariery polityka z peerelowską przeszłością, a w nowej Polsce. Kowalewski dopisał parę scen na koniec, lecz poszedł w złą stronę. Miller, czyli Ludwik, siedzi w więzieniu, czyta książki, aż w końcu jakaś lewacka , rewolucja wyzwala go z polskiej tiurmy. Może nawet sam Sławomir Sierakowski wbiega z karabinem i mówi, że młodość powstała. Miller z flagą w dłoni biegnie wyzwalać kobiety z seksualnych okowów (bo w końcu to umie najlepiej!) i wykluczonych z wykluczenia (odrobił lekcję!). Płaskie to i naiwne. Tyle tylko dowiedział się o swoim bohaterze Kowalewski przez te wszystkie lata, jakie minęły od prapremiery? Szkoda, że tak mało. Atut płockiego spektaklu to zespołowość i atmosfera dorastania w Peerelu. Może nie do końca prawdziwy, ale właśnie klimatyczny, śmieszno-przaśny. No i jest Pogonowski w głównej roli. Naprawdę ciekawy, charyzmatyczny aktor o silnej osobowości. Dla niego warto jeździć do Płocka.

Łukasz Drewniak
Dziennik - Kultura
25 lipca 2009

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia