Płoną kwiaty

"Ofelia" - reż. Krzysztof Cicheński - Teatr Wielki w Poznaniu

W ostatnim czasie w środowisku muzyki współczesnej ożyła tematyka kobieca, feministyczna. I dobrze, bo jak wskazują badania i statystyki, udział kobiet w tworzeniu sceny muzyki współczesnej jest wciąż tragicznie niski. Na to, by to właśnie kobietom oddać głos, poznański Teatr Wielki mocniej zwrócił uwagę już w 2017 roku (spotkanie "Kobiety tworzą operę" w ramach cyklu "Stany Zjednoczone Opery"). Premiera "Ofelii" Jerzego Fryderyka Wojciechowskiego wprowadza do repertuaru tej instytucji różowy powiew świeżości.

Róż i kwiaty - stereotypowe atrybuty dziewczęcości - zdobiły program "Ofelii" Jerzego Fryderyka Wojciechowskiego. To tylko pierwsze, niewinne oczko, które puszczają do nas realizatorzy wydarzenia. Ta opera, wbrew pierwszemu wrażeniu, nie powiela stereotypów, a dyskutuje z nimi. Stawia pytania o kobiecość, dziewczęcość, o konstrukty, które stworzone w zamierzchłych wiekach wciąż dają o sobie znać, wciąż krępują nas w bezrefleksyjnie odgrywanych rolach. Kobieta-matka, kobieta-córka, kobieta-celebrytka, kobieta-kochanka, kobieta-dziewica... A może by tak wyjść poza te role, rozebrać kanony literackie, muzyczne czy teatralne, i spojrzeć na kobietę bez oczekiwań, założeń i strachu?

Oops! I did it again!

Niewielka Sala Drabowicza podzielona została na trzy części. Główna to leśna polana ze snu romantyka. W tle obraz Johna Everetta Millaisa - jedno z najważniejszych w historii sztuki przedstawień szekspirowskiej Ofelii. Po prawej stronie widzimy wannę - woda stanowi dość kluczową inspirację dla Wojciechowskiego oraz reżysera spektaklu, Krzysztofa Cicheńskiego. Wydaje się być tu symbolem miejsca, w którym kobieta, naga, czuje się swobodnie, jest nieoceniana, wolna. Jednocześnie, szczególnie w przedstawieniach popkulturowych, kobieta leżąca w wannie, zanurzająca się w wodzie zabiera sobie oddech, topi się, przytłoczona problemami ucieka, jest nie tylko sama, ale i samotna. Idąc na "Ofelię" nie wiedziałam, że w trakcie prac reżyserskich pojawiła się trzecia Ofelia - tancerka. Zupełnie łysa (pozbawiona przez to ważnego w naszej kulturze atrybutu kobiecości), wykonująca skomplikowany taniec, w którym dostrzec możemy znane fragmenty układów tanecznych z teledysków gwiazdy nieco przebrzmiałej, lecz dla wielu wciąż symbolu popkultury. Trzecia Ofelia to Britney Spears.

Właśnie piosenki amerykańskiej wokalistki stanowiły siłę dramaturgiczną "Ofelii". Rozwój akcji i dojrzewanie bohaterek mogliśmy obserwować właśnie na tle kolejnych (bardziej lub mniej zakamuflowanych) cytatów z utworów Britney. Zaczęło się od legendarnego "Oops! I did it again" - utworu z 2000 roku, który 19-letniej Britney zapewnił sławę, pieniądze, zainteresowanie mediów oraz wpis w Księdze Rekordów Guinessa ("Najlepiej sprzedający się album nagrany przez nastoletniego solistę w historii"). W kolejnych numerach słyszymy inne hity z kolejnych albumów gwiazdy. Utwory, które żyły w symbiozie z doniesieniami o samej artystce. W ciągu kilkunastu lat media pisały o Britney-nastolatce, Britney-seksownej celebrytce, Britney-żonie, Britney-matce, Britney-grubasce, Britney-łysej, Britney-agresywnej, Britney-z depresją. W teledysku ostatniego wykorzystanego przez Wojciechowskiego utworu piosenkarki - "Everytime", widzimy ją, gdy topi się w wannie. Słyszymy kolejny raz cytat z piosenki, która - jak cała twórczość piosenkarki - jest o miłości, związku, stracie. Jako ikona popkultury jest na stałe związana z mężczyzną. Cicheński swojej Britney-Ofelii nadał inną twarz: twarz silnej buntowniczki, która może pozbawić się wszystkich atrybutów kobiecości i nie stracić nic z siebie.

Złożoność Ofelii

"Ofelia" Wojciechowskiego to niezwykle intensywny, frapujący spektakl, w którym przeplatają się wizje Ofelii Wyspiańskiego, Szekspira i popkulturowe kody. Wizje te ścierają się i wychodzą poza siebie. Bohaterki, mimo ograniczającego, pełnego stereotypowych przekonań tekstu Wyspiańskiego, wyzwalają się. Podpalają kwiaty, scenografię zbudowaną z oczekiwań. I chociaż nad operą pracowało dwóch mężczyzn wydaje się, że zrobili to w pełnym porozumieniu z trzema solistkami. Maria Domżał (Ofelia I), Maria Antkowiak (Ofelia II) i Diana Cristescu (Ofelia III) zabrały nas w podróż pełną kobiecej siły, talentu, obawy, buntu i piękna. Dużą wartością "Ofelii" jest jej podatność na interpretacje, złożoność. Zwielokrotniona Ofelia wymyka się jednoznacznej opinii, ciekawi od początku do końca i nie znika wraz z końcem spektaklu. Konflikt bohaterki ze światem (i z samą sobą) oraz jej konfrontacja na scenie mają swój ciąg dalszy.

Pop opera

Sztuka nie przemawiałaby do mnie tak bardzo, gdyby nie świetna muzyka Wojciechowskiego. Jej łagodne brzmienie z pewnością zaskoczyłoby sceptyków muzyki współczesnej. Delikatne nawiązania do wodnej aury, a przede wszystkim zgrabnie wplecione cytaty z piosenek sprawiły, że muzyka niosła fabułę, była w pełnej symbiozie z tym co na scenie, a jednocześnie tworzyła osobną opowieść. Kameralny skład mógłby być ryzykiem gdyby nie pewny, mocny skład Orkiestry Kameralnej Teatru Wielkiego. Bardzo czytelna artykulacja, świetne frazowanie, przemyślane rozplanowanie dynamiki. Wojciechowski dał się poznać jako kompozytor świetnie czujący operę, a wraz z Cicheńskim okazali się artystami nie tylko doskonale znającymi swój fach, ale także z odpowiedzialnością i empatią wykonującymi swoje zadanie. Brawo!

Aleksandra Kujawiak
kultura.poznan.pl
13 kwietnia 2019

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia