Po prostu Gabi

Gabriela Kownacka (1952 - 2010)

Chyba żadna inna polska aktorka nie cieszyła się taką sympatią publiczności. Pełna naturalnego wdzięku i ciepła, udowadniała, że nawet w najtrudniejszych chwilach nie należy się poddawać. Z godnością znosiła wszystkie ciosy od losu i nawet gdy sama zmagała się z chorobą, nie przestała pomagać innym.

Urodziła się 25 maja 1952 roku, we Wrocławiu. Już jako mała dziewczynka Gabriela Kwasz bez trudu zjednywała sobie ludzi; później, gdy poszła do liceum, zachwycała kolegów dojrzałością, pasją i urodą. Ponieważ trafiła do klasy dla umysłów ścisłych, jako humanistka miała początkowo ogromne problemy z opanowaniem rozszerzonego materiału. Ale nie musiała się martwić. "Każdy chłopak chciał jej pomóc, bo każdy się w niej skrycie kochał. Była śliczną dziewczyną", mówił w "Gazecie Wrocławskiej" jej znajomy, Grzegorz Bednarz. Świetnie za to radziła sobie na lekcjach polskiego – miała talent literacki, kochała poezję, pochłaniała książki i fascynowała się teatrem. Bez trudu wygrywała też kolejne konkursy recytatorskie, dlatego mało kogo zdziwiła informacja, że po maturze postanowiła zdawać do szkoły aktorskiej.

"Właściwie ze szkoły wyniosłam niewiele – zwierzała się potem Romanowi Dziewońskiemu w książce »Gabi« (wciąż dostępnej w sprzedaży). – Ślę, że nikogo z profesorów specjalnie nie zafascynowałam. O mnie opinia taka była, że jestem taką dość konwencjonalną aktorką czy młodą dziewczyną". Jak zwykle skromna, jak zwykle zbyt dla siebie surowa; początkująca artystka nieustannie wątpiła we własne siły i niezbyt przychylnie wspominała swoje pierwsze wprawki w zawodzie. "Ona uważała, że wcale nie jest taka zdolna ani specjalnie ładna i wcale nie ma idealnych nóg", śmiał się Dziewoński w audycji Polskiego Radia. Inni oceniali ją znacznie przychylniej – Andrzej Wajda, zauroczony studentką pierwszego roku, powierzył jej rolę Zosi w "Weselu". Dla nastoletniej dziewczyny pierwsze dni na planie były jednak prawdziwą gehenną. "Kompletnie niczego nie umiałam. Ale to niczego", twierdziła, dodając, że swoją kiepską grą doprowadzała do szału Wojciecha Pszoniaka i nie rozumiała, dlaczego po prostu nie została usunięta z obsady. Później szło jej już znacznie lepiej, a Pszoniak i Wajda, z którymi spotkała się potem na planie, współpracę z nią wspominali jako w pełni satysfakcjonującą.

Z czasem grywała coraz więcej; pojawiała się i na teatralnej scenie, i przed kamerami, stale się rozwijała, nie pozwalając, by wrzucono ją do szufladki. Nie spoczywała na laurach, uważała, że największe wyzwania są dopiero przed nią. "Lubię różnorodność. Starałam się w taki sposób kierować swoim życiem zawodowym, żeby robić to, co mi odpowiada. Mimo że już dość długo pracuję, ciągle szukam w sobie nowych możliwości i środków wyrazu. I to jest dla mnie – dojrzałej już kobiety – zaskakujące, że wciąż czuję, iż jeszcze nie zagrałam tego, na co pozwala mój talent", zwierzała się w "Gazecie Wyborczej". Choć wielu artystów o występach w serialach wypowiada się lekceważąco, ona sama uważała, że nie jest to praca w żaden sposób upokarzająca; jeśli projekt ją zainteresował, angażowała się całym sercem. "Nie wstydzę się tego, że gram w serialach – podkreślała, wspominając chociażby swoją rolę w »Matkach, żonach i kochankach«, którą przyjęła za względu na Juliusza Machulskiego. – Udział w tamtym serialu był życiową przygodą". Przyjemność sprawiała jej również "Rodzina zastępcza", a dzięki emitowanej przez lata produkcji stała się znana szerszemu gronu odbiorców. "To była bogini. Wchodziła na plan i wszyscy byli w nią wpatrzeni. Nie miała humorów i kaprysów", zachwycała się nią koleżanka z planu Maryla Rodowicz.

Piękna przyjaźń

Jeszcze na studiach poznała Waldemara Kownackiego; zaprzyjaźnili się, a niedługo potem zostali parą. "Całą naszą szkołę przesłaniała miłość Waldka i Gabrysi. Wszystkie dziewczynki patrzyły z zachwytem", wspominała przyjaciółka aktorki, Ewa Ziętek, w książce Romana Dziewońskiego. Niektórzy jednak sądzili, że to uczucie nie przetrwa długo, bo zakochani różnili się od siebie diametralnie; ona cicha, obowiązkowa, spokojna, on prawdziwy buntownik, imprezowicz uwielbiający znajdować się w centrum uwagi. Ale oni, jakby na złość sceptykom, dogadywali się bez problemu. Pobrali się w 1975 roku, a osiem lat później na świat przyszedł ich syn Franciszek. Kownacka nie posiadała się ze szczęścia – wtedy też podjęła decyzję o chwilowym wycofaniu się z branży; tłumaczyła, że chciała spędzić z dzieckiem jak najwięcej czasu i zapewnić mu najlepszą opiekę. Gdy chłopiec miał dwa lata, aktorka rozstała się z mężem. Po cichu, bez afer i publicznego wywlekania brudów. "To była wyjątkowo piękna para i wspaniali ludzie. Ich związek nie przetrwał próby czasu, ale pozostała piękna przyjaźń – opowiadała w »Angorze« ich przyjaciółka Laura Łącz. – Oni byli bardzo młodzi, gdy się pobrali, nie znali życia i życie ich rozdzieliło. Po prostu dopadł ich kryzys".

Kownacki znalazł szczęście u boku innej kobiety, założył rodzinę. Jego była żona nigdy już nie wyszła za mąż; próbowała jeszcze kilka razy ułożyć sobie życie uczuciowe, ale bez powodzenia. Rozpadł się jej związek z operatorem Witoldem Adamkiem, nie wyszło jej też z Krzysztofem Janczarem, gwiazdą "Wojny domowej". Rozstania przebiegały zawsze w pokojowej atmosferze i Kownacka przyjaźniła się z dawnymi partnerami, podkreślając, że nie czuje do nich żalu, a każdą relację wspominała jako niezwykle cenną i wartościową.

Do śmierci się nie nadawała

Zawsze też mogła liczyć na wsparcie bliskich. Gdy w 2004 roku lekarze wykryli u niej raka piersi, Kownacki natychmiast przyjechał, by służyć wsparciem. Aktorce udało się pokonać nowotwór i zaraz potem z jeszcze większym zapałem zaangażowała się w działalność charytatywną na rzecz rodzin zastępczych i chorych dzieci, brała udział w kampaniach przeciwko przemocy wśród nastolatków. "I pomagała także finansowo, nie życząc sobie, aby jakiekolwiek informacje o tym docierały do mediów", mówił Roman Dziewoński na antenie Polskiego Radia.

Niestety, choroba powróciła cztery lata później – u Kownackiej zdiagnozowano nowotwór mózgu. W ostatnich chwilach czuwali przy niej syn i eksmąż. "Waldek opiekował się byłą żoną, bo mimo rozwodu i rozstania łączyła ich wielka przyjaźń. Mówił, że kontakt z Gabrielą był chwilami ograniczony. Pod koniec życia nie był w stanie stwierdzić, czy ona ma kontakt z otoczeniem, czy też nie. Miała zapewnioną wszelką pomoc", wspominała Łącz. "Najpierw podziwialiśmy jej talent. A gdy przyszła choroba – również godność, hart ducha i siłę, z jaką walczyła z niesprawiedliwym losem, nie poddając się do końca", dodawał Jan Englert.

Odeszła 30 listopada 2010 roku. "Gdy dowiedziałem się, że nie żyje, poczułem żal, była jeszcze młoda, chociaż umierają młodsi, i nie mamy na to żadnego wpływu. Tylko jak piękno umiera, to bardziej boli – mówił Jan Nowicki. – Jak każda piękna kobieta, do śmierci się nie nadawała".

Sonia Miniewicz
Onet.Kultura
6 kwietnia 2020

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...