Podróż magiczna

„Extravaganza o religii" – aut. J. Drozda, J. Burszta, W. Kaniewski – reż. Joanna Drozda – Teatr Nowy w Poznaniu

Na miejsce na „Extravaganzę", a szczególnie tę o religii, polowałam od zeszłego roku. Bilety rozchodziły się jak świeże bułeczki posypane złotem, no i jak taka popularność ma nie zbudować w człowieku oczekiwań. Rzecz jasna, popularność o jakości nie świadczy, ale tej sprawdzić bez odwiedzenia Teatru Polskiego nie mogłam. Tak więc uparcie zastawiałam sidła, aż w końcu udało mi się dorwać zaproszenie na lutowy pokaz.

Jak można się było spodziewać, po takiej walce jestem podekscytowana jak małe dziecko. Ale z tym dzieckiem to tylko metaforycznie, bo „Extravaganza" za swój fundament uważa niepokorne łamanie wszelkiego tabu społecznego, przepełniona jest więc tematyką dla dorosłych. Ale wypadałoby najpierw objaśnić, o czym tak właściwie mowa.

„Extravaganza" to kabaret Teatru Polskiego w Poznaniu w reżyserii Joanny Drozdy, wychodzący w cyklicznych edycjach: o religii, władzy i miłości. Czerpie on z tradycji polskiego kabaretu z okresu międzywojnia, w którym nadrzędną rolę pełniła muzyka i chwytliwość piosenek wykonywanych. Forma – trzy godziny (spokojnie, jest przerwa) stosunkowo krótkich, luźno powiązanych (jeśli w ogóle) skeczów – w teorii brzmi chaotycznie, jednak w praktyce układa się zaskakująco zgrabnie. Całości przewodzi prowadząca (gościnnie występująca w Teatrze Polskim Elżbieta Węgrzyn), zapowiadająca poszczególne epizody, jak również budująca ramy narracyjne pomiędzy fragmentami tworzącymi fundament czyniący tę właśnie „Extravaganzę" religijnie skoncentrowaną. I, oczywiście, prezentująca na samym początku zasady (bardziej ich brak) obowiązujące w „Extravaganzie" – bo to zaadresować trzeba: odwiedziny w extravaganckiej piwnicy Teatru Polskiego oznaczają przejście do innego świata, radośnie gwiżdżącego na reguły obowiązujące na powierzchni.

Na takie przedsięwzięcie jak budowanie całego podziemnego świata składa się dużo elementów. Poczynając od już wcześniej wspomnianej lokalizacji – w późnych godzinach schodzimy do piwnicy teatru, przesączonej magią półmroku przełamywanego ciepłym światłem. Nasze uszy czaruje muzyka grana na żywo przez trio schowane w rogu malutkiej sceny. Skecze oglądamy, siedząc przy okrągłych stolikach barowych, które aż się proszą, by postawić na nich drink z ulokowanego na lewo od sceny baru. Jednak za najbardziej magiczny element uznać trzeba kostiumy (Jola Łobacz). Ich różnorodność, niedorzeczność, (aż się ciśnie pod palce) ekstrawagancja we mnie wywołała zachwyt. Pani Łobacz wykonała swoje zadanie gorliwie i z pasją, a aktorzy przeskakiwali z persony w personę płynnie i zawrotnie szybko – bo musimy pamiętać, że forma kabaretowa jest sztuką intensywną, wymagającą gibkości zarówno fizycznej, jak i kunsztu aktorskiego.

Jak „Extravaganza" nakazuje, tabu wyśmiać trzeba, więc odważnie zaadresujmy teraz kwestię z lekka przerażającą – cenę biletu. Jest ona na tyle wysoka, że sam kabaret ją wyśmiewa. Zważając na to, że nie płacimy tylko za pełen przepychu na wielu poziomach formalnych spektakl, lecz za całe przeżycie (i trunek powitalny, prawda), wyższa cena byłaby zrozumiała, ale do pewnej granicy. Tu w grę niestety wchodzi ta czyniąca tak trudnym upolowanie biletu popularność – legenda „Extravaganzy" rozrosła się na tyle, że znajdą się ludzie gotowi zapłacić najbardziej niedorzeczną kwotę, dlatego też ceny prezentują się tak, jak się prezentują.

A ile legenda ma w sobie prawdy? Jeśli chodzi o stronę, powiedzmy, formalną, tj. pomysł, oprawa, wykonanie, strefa audiowizualna, kostiumy, jak również samo doświadczenie podróży w czasie i przestrzeni – „Extravaganza" jest fantastycznym przeżyciem. Ale, niestety, musimy mieć to nieszczęsne „ale...". Jakość treści była rozłożona nierównomiernie, tzn. mieliśmy skecze angażujące, wywołujące jednogłośny śmiech wśród publiczności, ale zdarzało się też sporo fragmentów, które wśród zdecydowanej większości publiczności nie budziły zbyt dużego zainteresowania. Odniosłam wrażenie, że wycięcie części skeczy wręcz wpłynęłoby korzystnie na całość.

Moje finalne spotkanie z osławionym w Poznaniu kabaretem okazało się więc przygodą czarującą. Ogrom pracy włożony w przygotowanie całego przedsięwzięta popłaca – widz doświadcza wejścia w bajkę kompletną (a czasem nawet zabawną), jednak opartą na pogrywaniu z publicznością, na ciągłych próbach zaszokowania jej. I, niestety, próby te nie zawsze się powodzą. Efekt jest taki, że „Extravaganza" nie była w stanie spełnić moich, co prawda zawyżonych jej popularnością, oczekiwań. Czy cieszę się, że mogłam jej doświadczyć? Oczywiście. Czy chciałabym odwiedzić światy pozostałych edycji? Niekoniecznie.

Katarzyna Szczęsna
Dziennik Teatralny Poznań
15 lutego 2023
Portrety
Joanna Drozda

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...