Pole nieobecności

"K. albo wspomnienie z miasta" - reż. Weronika Szczawińska - Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu

Architekt Van Der i słynny podróżnik Marco Polo dostają do zrealizowania tajemnicze zadanie w K. W mieście coś nie gra. I to dosłownie. Wygrywana przez tamtejsze budynki melodia zostaje zakłócona dziwnymi szmerami.

Bohaterowie znani są już kaliskiej widowni ze spektaklu "Klęski w dziejach miasta" duetu Weronika Szczawińska-Agnieszka Jakimiak. W tamtym przedstawieniu wędrowali po mapie nieszczęść skumulowanych w czterech wyobrażonych miastach, z których każde było teatralnym odbiciem Kalisza. Tym razem wędrowcy przybywają do K. Pojawiają się tam bardzo wcześnie, gdy ulice jeszcze są puste, a mieszkańcy śpią. Otrzymane przez Van Dera i Marco Polo zlecenie nie należało do typowych. Nie wiedzą, kto ich wezwał i jakie będzie ich zadanie. Postanawiają udać się więc do ratusza, by ustalić co właściwie robią w K. W tym dziwnym mieście nawet ratusz nie stoi tam, gdzie powinien. Cisza, która panuje wokół wydaje się złowroga. Jednak im bliżej centrum miasta, tym łatwiej usłyszeć im rozbrzmiewającą tu melodię - a zarazem poznać właściwy cel swojej podróży.

W stworzonym przez Szczawińską świecie miasta są jak orkiestry. Mieszkający w nich ludzie, rzeczy i budynki wydają dźwięki, które składają się na wspólną melodię miejsca. Tymczasem w K. od pewnego czasu zapanowała dysharmonia. Melodia była fałszywa. Tak jakby czegoś brakowało, lub czegoś było za dużo. Tak jakby budynki próbowały przekazać ludziom jakąś informację. Van Der i Marco Polo znajdują listy ze skargami mieszkańców K., którzy nie mogą przez dziwne dźwięki spać ani normalnie funkcjonować. Zadaniem wędrowców jest odnalezienie źródła męczących odgłosów.

Już w "Klęskach w dziejach miasta" bardzo ważna była warstwa dźwiękowa, zaś inspirujące dla twórców były wydawane przez Kalisz odgłosy - zebrane, nagrane i przetworzone. Tym razem również dźwięk jest głównym bohaterem spektaklu. Uwidocznione zostało to także w warstwie wizualnej. Scenografia wykonana przez Dagny Szwed jest prosta i funkcjonalna. Widownia usadzona zostaje wokół sceny. Na środku ustawiony jest biały podest, na którym stoją białe, mobilne boksy. Na nich poustawiane są magnetofony szpulowe i kasetowe. Z sufitu zwisają mikrofony. Czasem sprzęt zostaje uruchomiony przez aktorów. Słychać wtedy opisy miejsc, odgłosy i słowa z przeszłości miasta. Warstwa dźwiękowa stworzona przez Krzysztofa Kaliskiego jest jednym z najważniejszych elementów tego spektaklu - portalem do przeszłości miasta.

To właśnie przeszłość K. (którego trudno nie utożsamić z Kaliszem) jest rozwiązaniem zagadki. Dziś mieszkańcy K. są podobni do siebie: zarówno pod względem stroju, jak i sposobu oraz tonu mówienia, ale kiedyś panowała wśród nich różnorodność, o której świadczą odnalezione nagrania. Podróżnicy zaczynają poznawać dawny język miasta na podstawie kaset z kursem językowym. Beznamiętnie powtarzane przez lektora słowa: "listen and repeat: matzeva, matzeva, yeshiva, yeshiva" nie mogą jednak wypełnić pustki w mieście, nastroić rozregulowanych instrumentów, uwydatniają jedynie wyczuwalny tu brak. Jest on szczególnie przykry dla jednego z budynków, który z czasem okazuje się tajemniczym zleceniodawcą Marco Polo i Van Dera oraz reprezentantem przeszłości miasta. Tęskni za dawnymi czasami: za mieszczącym się w nim kiedyś sklepem kolonialnym, za dawnymi właścicielami obchodzącymi święta, które dziś już w K. są zapomniane. Nowi właściciele odcięli się od jego przeszłości. To właśnie lęki i zawodzenia tego domu nie pozwalają spać mieszkańcom K., którzy zapomnieli o zamieszkującej kiedyś miasto społeczności żydowskiej.

W kulminacyjnej scenie spektaklu aktorzy odczytują fragment listów kaliskich (korespondencji z lat 1939-1941, będącej świadectwem losów Żydów z Kalisza przechowywanej obecnie w Archiwum Ringelbluma). Jednak nie wszystkie słowa można przeczytać, czasem pismo jest nieczytelne, zatarte przez czas. Aktorzy nie starają się na siłę uzupełnić tego, co niewidoczne i zamazane. Komunikat przerywany jest raz po raz, publiczność słyszy kawałki wypowiedzi i słowa, które nie pasują do reszty. Nie wszystko można odtworzyć. Jedynym w pełni odczytanym dokumentem jest odmowa przyznania wizy Fromet Lipszyc do USA. Z powodu dużej kolejki oczekujących kobieta zostaje skazana na K.

Weronika Szczawińska nie stara się odtworzyć historii miasta. Nie opowiada o konkretnych datach, nie uprawia działalności rekonstruktorskiej. Jest pogodzona z tym, że do przeszłości nie można wrócić, że próba podtrzymania jej przy życiu skazana jest na niepowodzenie. Medium teatru kusi, by wykorzystać je do odtworzenia zdarzeń, odegrania tego, co było. Szczawińska jednak z tego rezygnuje. Atrapy w końcu nie rekompensują tego, co było, próbują za to zająć czymś tęsknotę. Reżyserka swoim spektaklem wyznacza w tkance miasta pola nieobecności, a wskazując je, prosi o ich zauważenie. Charakterystyczny dla jej spektakli styl aktorski mechaniczne ruchy i dystans wobec wydarzeń dodatkowo podkreślają niemożność odegrania przeszłości. Sposób obecności aktorów na scenie; sztuczny daleki od codziennego język opowieści oraz umowna scenografia skłaniają za to widza do dystansu i próby przyjrzenia się miastu z innej perspektywy. Grający w spektaklu zespół aktorski znakomicie wykorzystuje możliwości zaproponowanego przez Szczawińską stylu. Świetnie czują się w nim odgrywający główne role: Natasza Aleksandrowitch oraz Marcin Trzęsowski.

W spektaklu zachwyca zarówno subtelny sposób prowadzenia narracji, jak i bardzo interesujący koncept intelektualny wykorzystany do wykreowania działającego według własnych zasad świata, jednocześnie tak silnie związanego z rzeczywistością, będącego jej odbiciem. Szczawińska wie, co chce pokazać na scenie i realizuje swój pomysł z dużą konsekwencją. Reżyserka tworzy świetne przedstawienie o tym, co w K. nieobecne i o odczuwaniu tej nieobecności. Braku nie da się przecież zastąpić niczym innym.

Katarzyna Niedurny
e-teatr.pl
20 marca 2017

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia