Polska przeszłość - węgierska teraźniejszość

"A mi osztályunk" (Nasza klasa) - reż. Gabor Mate - Teatr Katona

Teatr im. Józsefa Katony pod kierownictwem Gábora Máté kontynuuje silny program podejmujący tematy życia publicznego. Pomimo, że "Nasza klasa" Tadeusza Słobodzianka to sztuka o polskiej historii XX wieku, przedstawienie studia Kamra mówi o współczesnych emocjonalnych, politycznych i duchowych relacjach w naszym kraju. Na Spotkaniach Teatralnych w Pécsu ktoś powiedział niemądrze, że interpretowanie historii XX wieku jest zakończone.

Jak na to wskazuje inna wspaniała premiera ubiegłego końca tygodnia – „Kaisers TV Ungarn” Béli Pintéra, warto na nowo przemyśleć nawet wypadki XIX wieku i roku 1848-ego.

W nowej, napisanej dwa-trzy lata temu sztuce Słobodzianka nie to jest najważniejsze i najbardziej ekscytujące, co opowiada o tragicznych kolejach losu polsko-żydowskiego miasteczka w Polsce XX wieku /nota bene na podstawie autentycznych wydarzeń/. Chociaż to też jest coś. Dziecięcy świat jest burzony najpierw przez zaostrzony konflikt pomiędzy różnymi wyznaniami, następnie przez coraz bardziej agresywny antysemityzm, później - kiedy miasteczko dostaje się pod nadzór radziecki - Żydzi przeżywają to naturalnie jako wyzwolenie i z naiwną gorliwością służą nowemu porządkowi. Kiedy zaś do miasteczka wkraczają Niemcy, polscy patrioci, a pośród nich nagle wierny Ojczyźnie były donosiciel, biorą odwet za poprzednio doznane poniżenia. Mord, gwałt, a w końcu spalenie żywcem tysiąca sześciuset Żydów /później usiłują oczywiście obciążyć tym niemieckich okupantów/. Są też tacy, którzy usiłują ukryć i ocalić swoich kolegów z klasy. W ocaleniu pomaga czasem ktoś, kto wcześniej chlubił się gwałtami i morderstwami. W centrum toczących się przypadkowo i chaotycznie wypadków rządzi także chaos moralny. Jedyną pewną rzeczą jest rozproszenie, wykruszenie, bezwładne dryfowanie. Sztuka śledzi losy bohaterów do końca ich życia, ukazując, że amoralne obłąkanie przenika także pamięć, przeżycia, świętowanie i sądy. Doskonale zarysowane postacie, szczególne ich losy indywidualne, ekscytujący sposób postrzegania mieszają się w tej sztuce, lecz żadna z nich nie może się uwolnić z polskiej historii klasy. Nawet ten, kogo mądrze przewidująca rodzina jeszcze jako małego uczniaka wysyła do Ameryki lat trzydziestych, gdzie w pokoju, założywszy wielką rodzinę przeżyje wszystkich swych klasowych kolegów.

W precyzyjnej, oszczędnej w środkach, lecz zmuszającej do głębokich refleksji reżyserii Gábora Máté ta polska historia nie przypadkowo pozostaje jednak naszą własną. Nie tylko dzięki równoległości wspólnej środkowowschodnio-europejskiej historii. Nie to jest najważniejsze, co rozpoznamy w przeszłości, ważniejsze jest to, co ujrzymy w teraźniejszości. Podsycanie politycznych namiętności i wręcz automatyczna ich eskalacja, zdziczenie, wściekłą nienawiść, podżeganie i nagonka w imię różnych ideologii. W czasie, gdy w ludziach ginie wszystko, co ludzkie.
W prostej - przekształcającej się po chwili w nowe miejsce wydarzeń - klasie scenografa Balázsa Czieglera, w oszczędnych w formie kostiumach projektu Anni Füzér, kilkoma szczegółami charakteryzującymi postacie dziesięciu aktorów w bardzo różnym wieku, odtwarzane są losy ówczesnych  kolegów z klasy. Powoli okazuje się, że wiek aktorów odzwierciedla długość życia granych przez nich postaci. Pierwszą ofiarę gra Viktor Dénes, student szkoły teatralnej, a Péter Haumann tego, kto przeżył wszystkich. Wspólna gra zespołu teatralnego od małych uczniaków poprzez ich rozwój duchowy i mentalny stanowi najwyższą szkołę gry aktorskiej oraz znajomości gustu i  umiaru. Nie można powiedzieć, że nie są dziecinni, kiedy być powinni, ale z odpowiednim umiarkowaniem. Można powiedzieć, że są rzeczowi, lecz w rzeczowości tej nie oszczędzają na uczuciach, cierpieniach, bólu, nawet groteskowym humorze i ironii. Zasługą reżysera jest i to, że w precyzyjnej grze nie można nikogo wyróżnić. Poza już wspomnianymi Hanna Pálos, Réka Pelsőczy i Erika Bodnár, Péter Takátsy, Zoltán Rajkai, János Bán, László Szacsvay i Dénes Ujlaki niezależnie od wielkości roli ci wszyscy aktorzy obecni są niemal w takiej samej mierze. Zmarli towarzyszą w sztuce do końca. Może ich obecność to jedyne pocieszenie. Lecz nie nadzieja.

Tłumaczenie: Patrycja Paszt, materiały: Laboratorium Dramatu

László Zappe
Népszabadság
27 października 2011

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia