Polska? To wyprawa do źródeł

rozmowa z Toni Servillo - 1. Spotkanie Teatrów Narodowych

"Trylogia letniskowa" z Piccolo Teatro di Milano to jeden z najważniejszych punktów warszawskich Spotkań Teatrów Narodowych. Spektakl reżyserował Toni Servillo - pamiętny Andreotti z obecnego w naszych kinach "Boskiego" i Franco ze słynnej "Gomorry".

Anna Theiss: - Nazwałby się pan bardziej aktorem czy bardziej reżyserem?

Toni Servillo: Zdecydowanie aktorem, ale tylko wyłącznie dlatego, że dość pokrętnie definiuję pojęcie reżyserii. Reżyseria - przynajmniej ta, którą ja uprawiam - przypomina trochę pracę pierwszych skrzypiec podczas koncertu. Tekst dramatyczny wytwarza między aktorami poczucie wspólnoty, tak jak utwór muzyczny wiąże poszczególne instrumenty, w tym pierwsze skrzypce. To poczucie bycia jednym organizmem rośnie po kolejnych powtórzeniach i interpretacjach tekstu lub utworu. W ten sposób powstaje model wspólnotowej wymiany. W kolejnych przedstawieniach i koncertach aktorzy oddają na zewnątrz to, co przyswoili wcześniej we wspólnym doświadczeniu. 

Powiedział pan kiedyś, że na pana metodę pracy silnie wpłynęła kultura włoskiego południa... 

- Urodziłem się w małej miejscowości pod Neapolem. W mojej rodzinie zawsze mówiło się w dialekcie. Nawet dziś w rozmowach z rodzicami i przyjaciółmi nie używam włoskiego. Jestem głęboko przekonany, że Neapol to miejsce, gdzie zachowania społeczne są odgrywane. Już w okresie nastoletnim orientujesz się, że żeby zaistnieć w takiej rzeczywistości, żeby wypłynąć, musisz poddać się tej grze. To silnie na mnie wpłynęło. Przez lata pracowałem nad literaturą i dramaturgią tego regionu. I dziś pomiędzy takimi popularnymi fascynacjami, ludową tradycją a pracą z klasycznymi tekstami dramatycznymi, jest cienka granica. Czuję potrzebę zakorzenienia teatru w tradycji. 

Właśnie w Neapolu stworzył pan Teatri Uniti. To rzeczywiście zjednoczenie 

teatrów? 

- Teatri Uniti to spółka teatralna, która powstała w 1987 roku z intencją, żeby umożliwić współpracę wielu artystów, interesów, języków i różnych tradycji teatralnych. Naszym celem jest umożliwienie każdemu z reżyserów działania na własnym, szeroko rozumianym polu, rozciągającym się od teatru po kino, poezję i inne działania. Zasadniczo jesteśmy w swoim kraju ostatnim tworem, który pracuje równocześnie na kinie i teatrze wysokiej jakości. Nie jesteśmy przy tym hermetyczni. Nasze filmy trafiają na konkursy, a nasi aktorzy są nagradzani - nawet w Cannes, w Wenecji. 

Reżyseria teatralna to za mało? 

- To nie jest tak, że teatr nie wystarcza reżyserowi, absolutnie nie. Teatr jest fundamentalną formą sztuki. Zwłaszcza dla aktora to najbardziej interesujące i rozwijające miejsce. Ale uważam, że dziś trzeba umieć z równą ciekawością patrzeć na obie dziedziny: na film i teatr. Obie tak naprawdę są dość pokrewne, w obu - choć w różnych warunkach technicznych - można rozwijać podobne myśli i narracje. 

"Trylogię letniskową" Goldoniego, którą pokaże pan w Warszawie, przed laty reżyserował Giorgio Strehler. Czy pana przedstawienie bezpośrednio do tej inscenizacji nawiązuje? 

- Tradycja, dorobek i metoda Strehlera są ciągle żywe we włoskim teatrze, przede wszystkim jako punkt odniesienia. Dziś Teatro Piccolo Di Milano jest przewodzony przez figurę równie ważną i fundamentalną dla współczesnej historii teatru włoskiego, tą osobą jest Luca Ronconi. Co ciekawe, Ronconi ma osobowość i wrażliwość dokładnie odwrotną niż ta Strehlera... Wróćmy do Strehlera - był on osobą, która razem z Paolo Grassim wymyśliła teatr publiczny, teatr jako usługę społeczną, teatr dla mas i ludzi. Po drugie - to jest coś szczególnie mi bliskiego - Strehler nigdy nie zrezygnował z myślenia o teatrze jako o święcie zmysłów i intelektu. To jest jego największy wpływ - umiejętność stworzenia teatru popularnego, teatru dla ludzi, a jednocześnie teatru wysokiego, pełnego erudycyjnych odniesień. Silnie zależy mi na odtworzeniu tego efektu zaciekawienia intelektualnego, zmuszenia widza do refleksji, odniesienia go do oryginalnego tekstu i jego języka, a także stworzeniu czegoś, co porwałoby publiczność. Moja praca przypada na czasy zupełnie inne niż Strehlera, świat zmienił się i tekst Goldoniego też w inny sposób się do niego odnosi. Musiałem uwzględnić to w mojej adaptacji. 

Piccolo to włoski teatr narodowy. Jakie jest pana zdaniem znaczenie narodowych scen dziś - w nowoczesnej Europie? 

- Teatry narodowe, zwłaszcza te małe, to w pewnym sensie miejsca misyjne. Zajmują się niezwykłą pracą, są miejscami nauczania, kształtowania aktorów. To zadanie jest traktowane w Piccolo Teatro di Milano bardzo serio. Chodzi o uświadomienie aktorom, że teatr to nie jest tylko piękno, ale też wyrzeczenie, studia, rozwój intelektualny, pogłębianie wiedzy. Pracujemy nad repertuarem, przede wszystkim włoskim, ale też międzynarodowym. To jest oczywiście wspólna praca reżysera i aktorów oraz ekipy technicznej, ale akcent jest położony na aktorze. Teatry narodowe to też takie miejsca, które ciężko przechodzą weryfikację rynkową ze względu na swoje immanentne cechy - skromność, szczerość, pewne formalne ubóstwo. Być może kryzys to ich szansa. 

Piccolo Teatro di Milano to teatr stale podróżujący. 

- Niedawno wraz z Piccolo Teatro di Milano odwiedziliśmy Kraków. Podczas naszego krótkiego pobytu w tym mieście i podróżach po krajach ościennych odkryliśmy, że wschód Europy to miejsce, gdzie przechowuje się, w odróżnieniu do zachodu Europy, wielką kulturę teatralną, wielką tradycję aktorską. Co nam pięknego przyszło z Polski? Rewolucyjne i autonomiczne wypowiedzi teatralne Kantora, ale też metoda prowadzenia aktora, którą uprawia Andrzej Wajda - i w teatrze, i w filmie. Od dawna podziwiam też Jerzego Stuhra jako aktora, który świetnie gra także we włoskich produkcjach. W tym sensie przyjazd do Polski jest trochę jak wyprawa do źródeł.

Anna Theiss
Dziennik Gazeta Prawna
18 listopada 2009

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia