Pomarańczowa miłość

"Miłość do trzech pomarańczy" - reż. Michał Znaniecki - Opera Krakowska w Krakowie

Reżyser, Michał Znaniecki, dokonał ciekawego zabiegu inscenizacyjnego, ujmując przedstawienie w ramy wydarzeń z domu starców, a może nawet szpitala kalekich wariatów nie tylko jeżdżących na wózkach, ale nawet gwoli spacyfikowania niepokornych, pętanych w kaftan bezpieczeństwa. Zamiast teoretycznych w prologu dywagacji na temat wyższości komedii nad tragedią czy odwrotnie, pensjonariusze czy też pacjenci sprzeczają się o to, co robić w sytuacji, gdy z telewizyjnego ekranu zniknął nawet obraz kontrolny.

Personel podpowiada im wystawienie opery. Zdarzenia sceniczne przenoszą się na ekran, a potem do wnętrza odbiornika, którego ramy okalają kulisy i rampę. My też zostajemy do tej przestrzeni absurdu wciągnięci, zagarnia nas tam chór, który rozpełza się po widowni i stamtąd też śpiewa.

Tak jak Prokofiew uczynił "Miłością do trzech pomarańczy" aluzję do porewolucyjnej Rosji, tak Znaniecki dokonuje tego w stosunku do naszego tu i teraz. Trudno byłoby znaleźć operę bardziej pokrewną zdarzeniami, klimatem i formą naszym czasom, kiedy to absurd goni absurd.

O czym jest rzecz? A o tym, że nie sposób żyć bez miłości, że wolność jest jak domek z kart, który na chwilę zresztą pojawia się na ekranie w tle, no i chyba też o tym, że sztuki nie należy traktować serio. Stąd na scenie dzieją się rzeczy, których zdrowym rozsądkiem pojąć się nie da. Bo nawet bajki są bardziej logiczne. Książę, dla ratowania ukochanej przed śmiercią z pragnienia, zabiera butelkę wody mineralnej jednemu z członków orkiestry. Wszystkie te absurdalne wydarzenia łączy właśnie postać Księcia. Młody, zagubiony w świecie mężczyzna na naszych oczach zdobywa wiedzę o otaczającej go rzeczywistości i życiowe doświadczenie. Poszukiwanie trzech pomarańczy jest dla niego porywem wiodącym go ku wyzwoleniu, dokonuje przełomu w jego osobowości. W pomarańczach odnajduje miłość, która daje mu w końcu siłę na przezwyciężenie stanu melancholii, w której był pogrążony.

Ale w tej operze nie wymowa jest najważniejsza, ani pogmatwana, absurdalna akcja, ale brzmienie! Albowiem zróżnicowane płaszczyzny scenicznego dziania i jak w kalejdoskopie wirujące zdarzenia ilustrują tylko szaleńczą różnorodność linii melodycznych w warstwie muzycznej, która waha się pomiędzy rozwichrzonymi, czasem nawet rozrywanymi dysonansem symfoniami, a delikatnie, bardzo harmonijne biegnącymi motywami. Ta parodia operowej konwencji pokazuje impresjonistyczne ciągoty kompozytora do mieszania kolorowego stylu dźwięków, które mają w sobie elementy żartu, humoru i ironii. Sceny stanowią zamknięte muzyczno-obrazowe struktury. Ale pojedyncze tematy, tak jak wątek trzech pomarańczy czy przewijający się przez całą partyturę marsz królewski, stanowią leitmotivy wiążące utwór.

Orkiestra Opery Krakowskiej pod dyrekcją Tomasza Tokarczyka zagrała rzecz po mistrzowsku, z ogromną lekkością i fantazją wydobywając z ferii szalonych dźwięków cały zawarty w partyturze komizm, ale i subtelnie podkreślając momenty nieco bardziej dramatyczne.

Groteskowa deformacja dotyczy też partii śpiewanych. Recytatywy zamieniają się tu w szaleńczą galopadę, kantyleny w koci lament, koloratury mutują się do salw śmiechu. Wśród wykonawców głębokim, donośnym basem zniewala Wojtek Gierlach jako Król Treflowy. W roli jego syna, Księcia, bardzo efektownie aktorsko i wokalnie wypada tenor Pavlo Tolstoy. W roli trefnisia Truffaldino wspaniałą kreację aktorską tworzy obdarzony dużym talentem komediowym Janusz Ratajczak, urzekając też publiczność swym ciekawym tenorem znakomicie odnajdującym się w komediowej konwencji. Najzabawniej prezentuje się jego Truffaldino jako obiekt zalotów Kucharki, w którą wciela się ogromnych rozmiarów Przemysław Firek, bas. Publiczność zanosi się ze śmiechu. Przepięknym sopranem śpiewa partię Ninetty Katarzyna Oleś- Blacha. Ciekawie brzmi też sopranistka Magdalena Barylak jako wróżka Fata Morgana, a w partii Księżniczki Clarissy Małgorzata Ratajczak, mezzosopran.

Anita Nowak
Teatr dla Was
2 maja 2015

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia