Pomieszanie z poplątaniem

Przeczytane... zasłyszane... obejrzane...

Wszyscy kochają Maję Komorowską. Ja też. Wybitna aktorka, wspaniały nauczyciel wielu pokoleń aktorów, cudowny, wrażliwy i delikatny człowiek... Parę dni temu Maja Komorowska nagrała na Facebooku krótki filmik – apel do Cezarego Morawskiego, aby ustąpił ze stanowiska dyrektora Teatru Polskiego we Wrocławiu, które objął w wyniku wygrania konkursu. Dla dobra tej sceny i dla własnego dobra.

Nie zamierzam odnosić się do argumentów użytych przez aktorkę. Jestem pewien, że jej wypowiedź wynikała z prawdziwego zatroskania sytuacją, przyszłymi losami sceny, zespołu i nowego dyrektora, którego najwyraźniej pragnie uchronić przed ostracyzmem wielu wpływowych ludzi teatru. Maja Komorowska całym swoim artystycznym życiem zasłużyła na to, żeby móc prezentować własne przekonania głośno i otwarcie. Jest autorytetem, ale myślę, że jej słowa nie przyniosą rezultatu, bo Cezary Morawski doskonale zdawał sobie sprawę z konsekwencji swoich wyborów. Rzucił wyzwanie również sobie.

Mnie w tej sprawie niepokoi coś zupełnie innego. O apelu Komorowskiej dowiedziałem się z portalu Onet.pl. Pod krótkim streszczeniem jej wystąpienia zostały umieszczone - jak zawsze w takich wypadkach - komentarze internautów. Nie są to klasyczne hejty, chociaż – obok wyważonych - zdarzają się wypowiedzi złośliwe. Ale wszystkie prezentują podobny punkt widzenia. Oto kilka zdań wyjętych z niektórych komentarzy: „Proponuję (...) referendum z pytaniem – czy jest pan/pani za utrzymaniem teatrów w Polsce z podatków." „... jak sala pusta, to nic nie szkodzi, bo głupi podatnik i tak za to zapłaci (...). Kto chce coś zmienić, to dokonuje zamachu na demokrację." „Za cudze, wymuszone pieniądze to każdy żyć potrafi..." „... jest pracownik i pracodawca, wolny wybór kto gdzie i z kim pracuje." „O co chodzi tym wszystkim aktorom z Warszawki??" „Jak się nie podoba to droga wolna można sobie znaleźć inną pracę i innego dyrektora..." „Aktor na scenie ma najwięcej do powiedzenia. Poza nią lepiej niech milczy, bo z reguły sili się na intelektualistę a wychodzi na jełopa." „Przestrzeń teatralna jest niszczona przez samych aktorów (...) wyciągają brudne łapy po pieniądze podatnika, a później tą rękę co daje kąsają." Oto vox populi!

Dobrze pamiętam czasy kiedy teatr był obok - i dla społeczeństwa, a przynajmniej dla dużej jego części. Wówczas artyści nie byli wolni, ale teatr był prawdziwą oazą i trybuną wolności. Były to czasy komuny, potem stanu wojennego i krótko po nim. My, ludzie teatru, czuliśmy się ważni i potrzebni. Spełnialiśmy istotną misję, nie tylko zresztą polityczną, ale obywatelska i wychowawczą. W późnych latach 80. ubiegłego wieku, kiedy odzyskaliśmy wolność, a społeczeństwo zaczęło budować nowy ustrój oparty na gospodarce wolnorynkowej doszło do nieszczęścia teatru. Życie społeczne oparło się na innych wartościach, innych punktach odniesienia, innych wzorcach, w tym (niestety) na postawach komercyjnych, a ludzie teatru zagubili się w jałowych sporach estetycznych, w drastycznych podziałach środowiskowych, w niszczeniu dawnych autorytetów i osiągnięć, przy piramidalnej niekonsekwencji: wołano o nowe, a konserwowano stare schematy, walcząc np. z „reformą Cywińskiej". Tymczasem misja uprawiania sztuki za publiczne pieniądze zaczęła być społecznie wątpliwa. Coraz częściej pytano czy jest ona komukolwiek, na cokolwiek potrzebna. Rósł mur niezrozumienia, czego dalekim, lustrzanym odbiciem są dzisiejsze antagonizmy między zespołami artystycznymi, a pracownikami technicznymi teatrów. Nie potrafił temu zaradzić ZASP, nie potrafiły kolejne ekipy władzy uprawiające pseudo-politykę kulturalną, krótkowzroczną i nastawioną na doraźny efekt. Na przełomie lat 80. i 90. nie udało się stworzyć modelu teatru, który byłby adekwatny do nowego modelu życia i potrzeb społeczeństwa czyli... podatników, czyli... tych, którzy nas utrzymują. Nie byliśmy w stanie przekonać społeczeństwa, że jesteśmy ważni i że jemu służymy. A jawne lekceważenie publiczności przez wielu młodych twórców teatralnych dopełniło reszty.

Dzisiaj odległość „my - oni" jest bardzo duża, coraz trudniejsza do pokonania. Stąd mnożą się komentarze takie jak przytoczone wyżej, stąd statystyczny Kowalski nie może pojąć dlaczego aktorzy stawiają się w wyjątkowej pozycji wobec reszty społeczeństwa, skoro zawód aktora to taki sam zawód jak mechanika, inżyniera, czy fryzjera, a teatr to takie samo miejsce pracy jak dowolny zakład produkcyjny. Dzisiaj bardziej szanuje się celebrytę – amatora, fotografowanego „na ściance", niż wybitnego nieraz artystę. Dla rozwoju następnych pokoleń jest to sytuacja fatalna, która wymaga od nas zdecydowanej i jednomyślnej reakcji i rodzi pytania: co zrobić, żeby odzyskać społeczne zaufanie, by móc skutecznie prostować wypaczone gusty. Co zrobić, żebyśmy nie znaleźli się w kulturowej dziurze? Niestety wielu ludzi teatru nie chciało i nie chce zauważać tych zjawisk, faktu, że zmieniła się rola i pozycja artysty w życiu społecznym. Pełni pychy, owładnięci artystowską megalomanią zajmują się przede wszystkim sobą i nadal uważają, że są „ponad", i że im się wszystko należy.

A co by było, gdyby naprawdę rozpisano referendum czy teatry (w takiej ilości!) należy utrzymywać z pieniędzy podatników. Kochana Maju, co by wówczas z nami było?!

Na ulicach i dworcu Wrocławia odbyły się manifestacje aktorów „za" i „przeciw". W słusznej sprawie, czy niesłusznej - nie to jest istotne. Manifestacje były medialne i publiczne – zatem adresowane również do przechodniów. Ich też miały przekonać o racji artystów, o misji sceny, o tym, że jest ona ważna i potrzebna, i że ktoś (tu wkraczała polityka!) jej dorobek chce zniszczyć. Wierzono naiwnie w pozytywny, społeczny rezonans. Prawie równolegle z wypadkami wrocławskimi, w późne piątkowe wieczory telewizyjna „dwójka" zaczęła emitować serial zrealizowany przez młodych „topowych" twórców, który ludzi teatru i ich obyczaje pokazuje – najdelikatniej mówiąc – w nie najlepszym świetle. W co ma wierzyć podatnik? Jaki obraz artysty ma być dla niego ważniejszy i prawdziwszy? Doprawdy, pomieszanie z poplątaniem!

Krzysztof Orzechowski
dla Dzienika Teatralnego
19 września 2016
Wątki
KO

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia