Poniedziałkowa dawka humoru

rozmowa z Michałem Janickim

Jak udowadnia inicjatywa szczecińskich artystów, teatr nie musi być jedynie weekendową rozrywką. Poniedziałkowy spektakl z dużą dawką inteligentnego humoru jest znakomitym pomysłem, aby zacząć pracowity porządek tygodnia.

„Scena Poniedziałek", bo taką nazwę przybrało przedsięwzięcie producentów i aktorów, którzy postanowili swój dzień wolny poświęcić na pracę istnieje od połowy 2011 roku. Realizuje swoje spektakle w Szczecinie na deskach Teatru Polskiego, ale również gościnnie w innych miastach Polski. Z założenia spektakle poruszają tematy dotyczące problemów współczesnego człowieka, a także, jak można przeczytać na stronie internetowej szczecińskiej inicjatywy – tożsamości oraz kondycji kobiety i mężczyzny.
Aktualny repertuar proponuje dwie fantastyczne i jakże życiowe komedie Miro Gavrana: „Mąż mojej żony" oraz „Wszystko o  mężczyznach".

W miniony poniedziałek miałam okazję zaczerpnąć obfitej dawki pozytywnej energii podczas przedstawienia „Mąż mojej żony", w popisowej reżyserii Tomasza Obary.
Spektakl porusza problem bigamii. Ten problem można było prześledzić podczas równie wybornej komedii „Mayday" R. Cooney'a, ale tym razem dwużeństwem hańbi się kobieta, o znamiennym imieniu Helena, której osoba pozostaje nieodgadnioną zagadką.
Perypetie zdradzonych mężów osadzone w wartkiej akcji toczącej się w nieco zaniedbanym mieszkaniu Zefika (Adam Dzieciniak) dostarczają publiczności dużo śmiechu, wielokrotnie skutkując owacją na stojąco – zarówno w trakcie sztuki, jak i po opadnięciu kurtyny.

Przy okazji spektaklu „Mąż mojej żony" miałam okazję porozmawiać z jednym z czterech aktorów „Sceny poniedziałek", czyli z wcielającym się w postać Edmunda – Michałem Janickim.

Jesteśmy tuż po spektaklu „Mąż mojej żony" Gavrana. Co się dzieje z Heleną? Wciąż nie ma odwagi spojrzeć swoim mężom w oczy?

Helena? No właśnie... została przez nas potraktowana, zgodnie z zasadą: pięknym za nadobne, ponieważ postanowiliśmy obejść się z nią tak jak ona zrobiła to z nami i zacząć teraz oszukiwać Helenę my – panowie, ale w dobrej wierze, oczywiście. Nie wiem, czy będziemy tak zręczni jak ona. Prawdopodobnie nie i, jak to bywa w życiu, sprawa się rypnie u jednego albo u drugiego, bo mężczyźni w intrygach jak pokazuje historia i życie – nie są tak zręczni w oszukiwaniu, wyłączając Antoniego M. (śmiech).

Tak, Helena przez pięć lat potrafiła nas zwodzić, ciągnąć za nos. Myślę, że to wszystko pójdzie ku dobremu i miłość zatriumfuje. Czy to będzie tradycyjny scenariusz czy nie – nie ma znaczenia, my jako artyści jesteśmy gotowi na wiele wariantów, więc wszystko jest przed nami.
Podobno jest już druga część, w której pojawia się Helena. Na ten temat są różne zdania. My mieliśmy okazję uczestniczyć w Krakowie na Gavran Fest i nasza realizacja „Męża mojej żony" bardzo  mu się spodobała. Gavran dał nam swoje błogosławieństwo. Nieskromnie jest mi to mówić, bo rzecz o mnie, ale Gavranowi naprawdę bardzo się podobało, Adam i ja otrzymaliśmy od niego gratulacje pisemne, a ja dostałem przeznaczony specjalnie dla mnie monodram.

- Gratuluję, to duże wyróżnienie. Drogi panie Michale – gdyby istniał dekalog aktora, to poniedziałek byłby dniem, który święcić należy – dlaczego więc „Scena Poniedziałek"?

My jesteśmy niewierni! (śmiech) Ludzie są bardzo niekonsekwentni i my również do nich należymy. Łamiemy świętości. Zakazany owoc jest najsmaczniejszy! I okazuje się, że w poniedziałek teatr funkcjonuje równie dobrze jak w weekend. Jak miała Pani okazje się przekonać – była pełna widownia zachwyconych ludzi.

Przy tym pytaniu powinna znaleźć się refleksja mojego profesora Henryka Bisty, który powiedział: „Uważajcie kochani, uważajcie, bo wy ciągle jesteście przemęczeni tutaj w szkole, udajecie zmęczonych. Jesteście jeszcze bardzo młodzi i zobaczycie, że w przyszłości, jak będziecie już pracować, stwierdzicie, że aktor się męczy, kiedy odpoczywa".

Dlaczego sami panowie odmawiają sobie poniedziałkowego lenistwa? Czyżby poniedziałkowy odpoczynek był ważniejszy dla płci pięknej?

Bo tu jest szowinistyczny zespół garderoby numer 37 i jesteśmy prawie samowystarczalni (śmiech). A tak naprawdę to jest zamysł autora i na to już nic nie możemy poradzić. Faktem jest, że bez kobiety trudno, ale jak się okazuje można!

W aktualnym repertuarze są dwie świetne komedie, obie autorstwa Miro Gavrana. Skąd taki wybór?

Gavran jest wdzięcznym i pewnym autorem. To, co pisze daje 90% szansy na sukces. To jednak trudniejszy gatunek. Farsa jest lekka, często banalna, a tu jest jednak komedia, która ma swoją bardzo solidną psychologię. Właściwie to taka tragikomedia, a w tym gatunku Gavran się specjalizuje.
Nie jest to łatwy materiał do grania. Ważną kwestią jest dobór zespołu, interesującego reżysera jak Pan Tomasz Obara. Pan Obra to bardzo zdolny, ale i wymagający człowiek. „Mąż mojej żony" w skrócie to inteligenta sztuka, w mądrej reżyserii i utalentowanymi aktorami, przynajmniej jednym (śmiech).

Co Pana zdaniem dają poniedziałkowe spektakle wiernej publiczności?

Jest to przyjemne entrée tygodnia, czyli nasz celowy zabieg, nasza specjalność. To znowu zabrzmi nieskromnie, ale pozwolę sobie przytoczyć słowa Hanny Sibilski (scenograf): „Dzieciniakowi i Janickiemu już do kołyski coś wsadzono, że potrafią grać komedie, a to nie jest częste zjawisko" (śmiech).
Myślę, że to dość okrutne, co powiem, ale w tej dziedzinie trzeba być obdarzonym predyspozycją, talentem, ponieważ tego się nie da nauczyć. Publiczność gołym okiem widzi kto co potrafi. Jest świadoma i wyczulona, zwłaszcza w teatrze. Można wyczuć kiedy feromony idą w obie strony. Trzeba mieć ten tzw. feeling w timingu – to jest bardzo ważne, to podstawa, albo to jest i działa, albo tego nie ma i jest jedynie grzecznościowa sytuacja, ponieważ publicznośc w Polsce jest bardzo kulturalna i życzliwa aktorom.
Poniedziałek już kiedyś był zagospodarowany teatralnie, ponieważ teatr telewizji w Polsce, znany i słynny, był właśnie w poniedziałki, a nasza inicjatywa jest swego rodzaju kontynuacją i okazuje się, że świetnie została przyjęta przez ludzi.

Czy może mi Pan zdradzić, co szykujecie na ten sezon teatralny?

Szykujemy niespodziankę, ale pozwolę sobie zdradzić co nieco w kolejnej odsłonie, przy kolejnej rozmowie z Panią – wtedy powiem już coś więcej i dokładniej.
Szykuje się coś nowego, ale bez pośpiechu, ponieważ Szczecin jest dużym miastem i publiczności jest bardzo dużo. Trzeba dać szansę wszystkim na obejrzenie spektakli, które mamy w aktualnym repertuarze.
Szczecin niewątpliwie jest miastem teatralnym i cieszy nas ciągła popularność spektakli granych już od lat, ale wciąż chcemy zaskakiwać naszą publiczność, więc niedługo będziemy mogli zaprosić na coś zupełnie nowego. Zapraszamy serdecznie!

Dziękuję za rozmowę.

Magdalena Mickowska
Dziennik Teatralny Szczecin
8 października 2013
Portrety
Michał Janicki

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia