Popiersie nagiej królowej na Festiwalu Singera

"Diva" - reż. Stanisław Miedziewski - Festiwal Singera

Gdy tylko przeczytałem, że monodram ten zostanie pokazany w Teatrze Żydowskim, na Scenie na Piętrze, jęknąłem. "Znowu nic nie będzie widać", pomyślałem, bo niestety -scena ta kompletnie nie nadaje się do pokazywania teatru - od trzeciego rzędu widać tylko popiersia. "Biedna Wioleta Komar" -pomyślałem - "pewnie na scenie będzie się dwoić i troić, i to wszystko na darmo". Okazało się jednak, że Wioleta Komar przez cały monodram stoi i mówi. W sobotni wieczór 23-go sierpnia, było to niestety mówiące popiersie i od tego momentu zaczynam mieć z tym monodramem problem.

Dla mnie teatr to ruch a wygłaszany z jednego miejsca tekst, to bez względu na urodę aktorki - słuchowisko. Artystka kreuje fikcyjną postać wielkiej divy operowej Nory Sedler, która z powodu swojego pochodzenia, zostaje deportowana do łódzkiego getta i tam przechodzi piekło. Przeżywa jednak wojnę i musi żyć dalej. Tyle wiemy z tej bardzo przejmującej i pięknej opowieści. Napisałem kreuje, ale to za dużo powiedziane, ona wygłasza po prostu monolog śpiewaczki. Kreować to w kontekście teatru znaczy przede wszystkim tworzyć światy. Świat bohatera, człowieka, świat wspomnień, świat historyczny, czy świat wewnętrzny. W "Divie" jednak, oprócz świata opowieści, nie ma żadnego innego świata. A samą opowieść mogę sobie przeczytać albo wysłuchać z audiobooka. Nie muszę tracić czasu w teatrze. Zastanawiałem się przez całe przedstawienie, gdzie jest reżyser. Gdyby był obecny na próbach także duchem, zadałby sobie i aktorce pytanie, czym jest ta opowieść dla bohaterki -czy wspomnieniem, spowiedzią, odczytem naukowym a może opowieścią rodzinną?

Odpowiedź na to pytanie musiałaby sprowokować następne pytanie - w jakim momencie życia, Nora mówi do nas, to, co mówi? Trzeba by było wziąć pod uwagę prawdopodobieństwo realiów, wszak aktorka Wioleta Komar jest jeszcze młoda. Zadałby sobie pytanie, jak powinna być ubrana i może by wziął pod uwagę, że jedna, biedna, szara suknia z wypożyczalni nigdy nie będzie na scenie oddawała przepychu "La Scali". Pomyślałby, że opowieść o śpiewaczce, powoduje, iż jedną z głównych bohaterek przedstawienia staje się muzyka, kompletnie nieobecna w spektaklu. Nie będę dalej punktował zaniechań i braków - od których to przedstawienie aż się roi, bo szkoda mi Wiolety Komar, ciekawej i zdolnej aktorki, która eksploatuje swój talent w przegranej sprawie. Przedstawienie to ratuje tematyka i opowieść, ale powiedzmy sobie szczerze, Holocaust nie może być zasłoną dymną dla wątpliwych artystycznie przedsięwzięć. Mam niestety wrażenie, że jedynym powodem przyznawania nagród na różnych festiwalach jest tematyka tego monodramu. To przykre. Nie lubię nagości w teatrze, dlatego wyszedłem z Teatru Żydowskiego zły. Zły, bo zobaczyłem że król jest nagi. Przepraszam. Królowa.

Tomasz Domagała
domagalasiekultury.blog.pl
30 sierpnia 2014

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...