Popularny britcom w scenicznej wersji

"Allo Allo" - reż. Jan Tomaszewicz - Bałtycki Teatr Dramatyczny w Koszalinie

Na scenie pięciu fuhrerów. W tym jeden dmuchany... A na widowni salwy śmiechu. Bałtycki Teatr Dramatyczny zainaugurował nowy sezon artystyczny spektaklem "Allo, Allo!".

Przezabawny angielski serial miał ogromną widownię, a wielu jego fanów - o czym przekonaliśmy się już w weekend w BTD - chce sprawdzić, czy sukcesem może zakończyć się odważne wyzwanie skondensowania kilkudziesięciu odcinków w dwugodzinną teatralną wersję. Tę bez mała 30 lat temu przygotowali Jeremy Lloyd i David Croft, czyli autorzy serialu. I w niej nie brakuje romansów Rene Artois, właściciela kawiarenki, zawiłych spisków francuskiego ruchu oporu, kolejnych pomysłów niemieckich żołnierzy, którzy wojenny patos zamieniają w groteskę.

Motywem przewodnim opowieści mogą stać się wyśpiewane przez kapitana Alberto Bertorelliego słowa: "Mamma mia, wojna mi sprzyja". Bohaterowie - niezależnie od narodowości - po równo dostają cięgi od autorów sztuki, bowiem chcą na wojnie zbić majątek. A raczej po wojnie - na sprzedaży wizerunku pewnej niewiasty z obfitym biustem autorstwa mistrza van Klompa.

Szybkie niczym kopniak Chucka Norrisa tempo akcji w serialu możliwe było do utrzymania dzięki umiejętnościom aktorów. I w kabaretowo-muzycznej wersji BTD postaci budowane są doskonale. Rene jest dla Wojciecha Rogowskiego - jak idealnie skrojony garnitur. Bohater mimo... przeciętnej fizis niezaprzeczalnie ma w sobie to coś, co sprawia, że kobiety za nim szaleją. Kobiety i... porucznik Gruber (Piotr Krótki). Występy Edith, czyli Małgorzaty Wiercioch, przekonanej o swym talencie wokalnym, nagradzane były gromkimi brawami. Spięty jak plandeka na Żuku Otto Flick (Artur Paczesny). Słynne "Dziń dybry", czyli kaleczony przez oficera Crabtree język w wykonaniu Leszka Czerwińskiego bywał równie zabawny, jak w telewizyjnym oryginale. Zresztą - tego rodzaju porównania z serialem są nieuniknione.

A dla aktorów - niemal całego zespołu Bałtyckiego Teatru Dramatycznego - wypadają bardzo pozytywnie. Szczególnie w drugiej połowie spektaklu, jeszcze bardziej dynamicznej, jeszcze mocniej zapętlonej, jeszcze zabawniejszej, zwariowanej, w której epizod pogania epizod. Z finałową sceną, w której gra pięciu Hitlerów. W tym jeden nadmuchiwany... A to wszystko w pomysłowej scenografii, pokolorowane świetnymi kostiumami, okraszone scenicznym luzem. Zasłużone były brawa. Zasłużone.

Joanna Krężelewska
Głos Koszaliński
23 września 2015

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...